piątek, 5 sierpnia 2022

Od TJ CD Anemone — „Piękny poranek”

Poprzednie opowiadanie
[LATO]

Po kolejnej wycieczce po Obozie Jupiter TJ wracała zadowolona jak zawsze. Czuła sporą satysfakcję z chodzenia po nim, przyglądaniu się ich ćwiczeniom, musztrze, zabawom oraz odpoczynkowi. Wydawało się to o wiele bardziej profesjonalne i dojrzałe w porównaniu do tego, co można uświadczyć w Obozie Półkrwi. Nawet tutejsze dzieci Merkurego, czyli niemal to samo co Hermesiątka z CHB, były o wiele mniej denerwujące i dziewczyna sama w sobie nie uświadczyła od nich żadnej krzywdy. Co więcej, z jednym z nich regularnie ćwiczyła biegi. Nie zawsze udawało się jej wygrać, ale właśnie dzięki temu chęć rozwoju, poprawy formy oraz zwycięstwo miały tak wielkie znaczenie. Ten syn Merkurego miał na imię Umar i podobnie jak TJ, pochodził z Afryki, tyle że z drugiego jej końca. Z Tunezji. Dwójka dogadywała się całkiem dobrze, mimo sporych różnic kulturowych. Ale to, co ich łączyło to miłość do sportu i chęć zwycięstwa. Wydawał się milszy i bardziej zdyscyplinowani niż jego greccy odpowiednicy.
Choć spotkanie było bardzo przyjemne i rozwijające, to niestety musiało się skończyć. Umar wracał do swoich obowiązków, a TJ musiała przed kolacją wrócić do swojego obozu, mając po drodze nadzieję, że wszystkie rzeczy, które pozostawiła w swoim pokoju, jeszcze nie padły łupem złodziejskich łapek jej współlokatorów spod znaku latających sandałów. Idąc właśnie najkrótszą trasą w stronę przejścia do Labiryntu Dedala, ubrana w swoją brązową kurtkę zasłaniającą kikut poprzez rękaw wsadzony w kieszeń, była zamyślona i rozkojarzona. Zastanawiała się, jak jej ojciec znosi rozłąkę, ale tak naprawdę, a nie w taki sposób jak opisywał to w SMS-ach, gdzie zawsze był szczęśliwy, że jego córka jest bezpieczna w magicznej szkole na drugim końcu świata. Była tak naprawdę pewna, że martwi się tak, że gdyby nie był łysy, osiwiałby w pierwszy dzień, jak wyjechała. Zabawne było co prawda, jak zadzwonił do niej, gdy w oddalonym o 1000 kilometrów stanie grasowało tornado i dopytywał się, czy z jego dziewczynką wszystko w porządku. Twierdziła, że to urocze, więc nie denerwowała się z tego powodu. Pewnie, gdyby miała tak dobre relacje z dzieckiem, też by się tak zachowywała.
Przez owo roztargnienie i zamyślenie na temat swojego taty, TJ szła dalej, nie zwracając uwagi na to, co jest pod jej nogami. A to, co było pod jej nogami, okazało się niezwykle ważne dla pewnej małej dziewczynki. Nagle w powietrze uniósł się jej krzyk, co skutecznie wybudziło Afrykanerkę z jej transu, która odskoczyła niemalże w bok. Pech chciał, że po wylądowaniu na ziemię TJ poczuła pod stopami coś nieforemnego. Podnosząc buta, zauważyła wianuszek należący do spanikowanej dziewczynki przed nią. Najwidoczniej bardzo ją to przejęło, więc blondynka szybko przeprosiła, lecz to niewiele dało. Zażądała nowego wianka. Niestety nie mogła trafić gorzej. Nie dość, że pod kurtką TJ trzymała ukryty kikut, to jeszcze przez swoje dosyć mało dziewczęce dzieciństwo, nigdy nie miała okazji wiązać wianków.
— Wybacz mała, ale nie zrobię ci kolejnego wianka. Nie potrafię. — powiedziała odrobinę zawstydzonym głosem, mimo że wstydu nie było w niej ani trochę. Szkoda było jej jednak dziewczynki, która pewnie bardzo się napracowała przy wianku, i chciała go odzyskać. Chciała ją odrobinę pocieszyć, więc przykucnęła przed dzieciakiem i powiedziała z uśmiechem. — Ale jeśli chcesz, mogę ci dać mojego energetyka. Chcesz? — sięgnęła do swojej torby i wyjęła małą buteleczkę o pojemności 80 ml. Była to przedtreningówka, jaką sama stosowała. Miała więcej kofeiny i cukru niż wielka kawa i smakowała jak rooibos, ulubiona roślinka TJ. Była ciekawa czy to wystarczy, by zadowolić małą dziewczynkę.

Anemone?
◇──◆──◇──◆
[563 słowa: TJ otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz