piątek, 5 sierpnia 2022

Od Cherry CD Friedricha — „Ryby i gracze Ligi głosu nie mają”

Poprzednie opowiadanie
[LATO]

Poczuła się jak przegrana. Cholerne drzwi kohorty czwartej skrzypnęły za nią tak niemiłosiernie, jakby same się z niej śmiały.
Opuściła kończyny wzdłuż ciała i oparła głowę o wejście.
Czuła się jak przegrana. Nie powinna się tak czuć; w końcu walczyła na ilość komórek mózgowych z graczem League of Legends. Była skazana na wygraną już od samego początku.
Bogowie, żeby nikt tego nie widział.
Powłóczyła nogami w stronę swojego pokoju. Padając na łóżko, ledwo chwyciła porzucony wcześniej telefon z zawieszoną rozmową. Nie miała już ani siły, ani ochoty rozmawiać, ale Charlie rozłączył się — według rejestru połączeń — już dobre sześć minut wcześniej. Odblokowała palcem telefon i, zerkając w powiadomienia, pojawiły się tylko dwie wiadomości: SMS od Charliego o treści „sorki, Cherry, mama wróciła wcześniej” i zdjęcie szczeniaka od Vergila.
Westchnęła głośno i wcisnęła głowę w poduszkę. Telefon cichutko wypadł jej z ręki prosto na biały dywan i nie liczył na kolejne odblokowanie przed godziną, cholera, przynajmniej jedenastą. Nie miała zamiaru wstawać wcześniej.
Czegoś jej jednak brakowało i, z myślami głęboko w poduszce, próbowała wejrzeć prosto w swoją podświadomość. Może brakowało jej prysznica, który zamierzała wziąć rano, bo leniwość brała górę. Albo piżamy, bo dzieci Higieji ochrzciłyby ją wodą święconą, gdyby zobaczyły, że wchodzi do pościeli w opakowaniu. Może kolacji, bo oprócz omletu ze szparagami na śniadanie, wypiła duszkiem tylko kawę w Senacie.
A potem przestała na chwilę myśleć. Cisza, jaka zapadła w jej umyśle, rozjaśniła jej wszystko — nawet pobrzękiwania metalowych puszek z imprezy którejś kohorty ucichły, a żulerstwo postanowiło schować się głęboko do środka.
Siarczysty policzek podziałał. Friedrich przestał kurwić.
Uśmiechnęła się w poduszkę.

Wcale nie było, cholera, godziny jedenastej.
Obudziło ją pukanie. Przetarła twarz rękawem ze śliny i rozespania, ale zanim zebrała się, żeby w ogóle wstać z łóżka i otworzyć, delikwent otworzył sobie sam.
— Dzień dobry perełko, słoneczko ty moje, smacznej kawusi, wstajemy, wstajemy, jest już rano.
— Zaraz ci piznę.
Vergil opadł na jej kołdrę, całym swoim cielskiem przygwożdżając przy okazji jej nogi. Był to ewidentnie znak od losu, że nie powinna wstawać o tak nieludzkiej godzinie.
— Nie masz, no nie wiem, treningu? — zapytała, wyjmując sobie spod głowy poduszkę i przyciskając ją do twarzy i piersi.
Gil westchnął. Dało się wyczuć od niego taki rodzaj zmęczenia, który świadczył o łyknięciu na raz energetyka, dwóch kaw i tabletek na koncentrację dla studentów. To ten rodzaj zmęczenia, przez który czujesz się jak na haju, ale kiedy tylko usiądziesz na chwilę, łóżko przyciągnie cię jak magnes.
— Idziemy do Senatu.
— Byliśmy wczoraj.
Vergil przetarł dłonią twarz i szarpnął palcami za włosy.
— Nicoletta chce przyspieszyć decyzję w sprawie przepowiedni.
— Side questu.
— Nie wiem już, czy to będzie side quest. — Umilkła. — Wczoraj Nicolettę odwiedziła Lupa. Z kartką w pysku. Podobno przyniosło jej ją któreś ze szczeniąt. Bardzo koślawą łaciną są tam napisane imiona trzech półbogów, którzy ostatnio zaginęli. Wygląda trochę jak lista zakupów, szkoda, że wszystkie trzy imiona są wykreślone. Oprócz dwóch kolejnych.
Pieprzeni bogowie, pomyślała Cherry. A potem zdjęła sobie z twarzy poduszkę i zaczęła przeszukiwać pokój za nieużywanymi skarpetkami.
— Znaleźli… znaleźli trzech? — dopytała, biorąc pod pachę czysty stanik i koszulkę z napisem „I eat kids”, dopóki nie uznała jej za zbyt ironiczną i nie rzuciła ją na drugą kupkę.
— Nie.
— Ja pierdolę, nie bądźcie tacy pesymistyczni. To znaczy, że jeszcze jest szansa.
Vergil nie odpowiedział, a Cherry udała szukanie majtek o minutę za długo, żeby nie spotkać jego smutnego spojrzenia.
— A jakie są dwa następne imiona?
— Lakia. To dziwne, bo Lakia wyprowadziła się z San Francisco pół roku temu.
— Może wróciła?
— Cholera, chyba lepiej dla niej, żeby nie wracała.
— A to drugie imię?
— Friedrich.
— A żeby mu leukrota dupę odgryzła. Idę do łazienki. Nie myłam się prawie dwa dni i żaden umierający półbóg nie odbierze mi prysznica.
— Beze mnie?
— Bogowie, jesteś okropny.

Ku jego zdziwieniu, wcale nie miała zamiaru wpuścić go do łazienki. A może lepiej, żeby to zrobiła, pomijając perwersyjny kontekst, bo uniknęłaby darcia się do niego przez zatrzaśnięte drzwi łazienki.
— Ej, a mogę przynajmniej zjeść śniadanie?!
— Cooo?!
— Pytałam, czy możemy iść zjeść śniadanie!
Była pewna, że przynajmniej raz usłyszała gromkie „zamknijcie się!” od kogoś z kohorty i poprzedzający je chichot Vergila.
Na śniadaniu znaleźli się tak czy siak, bo Cherry — po wyjściu z łazienki — rzuciła Vergilowi elaboratem o wadze jedzenia śniadań. Kiedy Vergil obiecał jej, że pójdą na śniadanie razem po Senacie, mruknęła, że sobie w chuja wsadzić może negocjacje, kiedy jest głodna i niewyspana. Spakowała więc parę kanapek dla siebie (w tym jedną, z awokado, dla Caspera) i kawę, cytując — „obrzydliwą rozpuszczalną, albo obrzydliwie rozpuszczalną, ale z braku laku i kit dobry”.
Spóźnili się pół godziny, a Nicoletta nie mogła otworzyć obrad bez Vergila. Przynajmniej przyznał rację Cherry, że śniadania to jednak dobry pomysł. No i na stołówce były naprawdę dobre gofry.
Casper wytarł ręce o osmalony fartuszek, przyjmując kanapkę. Trysnęli się jedzeniem jak dobrym drinkiem.
Vergil wstał z miejsca, westchnąwszy ciężko. Cherry mogła sobie tylko wyobrazić opierdol od Nicoletty za spóźnienie. „A teraz, za karę, wygłoś przemówienie za mnie”. „Dobrze, mamo”. „Mam cię dość”.
— Z góry przepraszamy, że zebraliśmy was po raz kolejny… cóż, w ciągu trzech dni — zaczął — ale musicie wiedzieć, że to sprawa niecierpiąca zwłoki…
Gil potrafił być dobrym mówcą, jeśli tego chciał. Mimo bycia — całkowicie subiektywnie — skończonym debilem, ludzie poważali go i wciąż poważają w Obozie Jupiter. Było tak, zanim został pretorem, zanim został centurionem i zanim na dobre zadomowił się w Obozie Jupiter, a legionistom przedstawił go Leonard Halston.
Tłumaczył senatorom to samo, co tłumaczył Cherry przez ostatnią godzinę kanapek i w ciągu prysznica. Podniosła wzrok znad kanapki, kiedy Vergil pokazał wszystkim w Senacie znaleziony świstek papieru, a następnie podał go stojącemu najbliżej centurionowi, Friedrichowi, do obejrzenia. Nad ramieniem Friedricha pochyliła się centurionka drugiej kohorty, Sylwia, i wyrwała mu go szybko z ręki, spotykając się z nienawistnym spojrzeniem.
— Bogowie, przecież tego nie idzie rozczytać.
Kartkę odebrał Casper i kulturalnie pokazał ją siedzącej obok Cherry.
Vergil odchrząknął, Nicoletta westchnęła.
— Spodziewamy się, że napisał to jakiś potwór — mruknęła.
— Potwór? — jakiś lar zalewitował nerwowo nad tłumem. — Jestem legionistą kohorty trzeciej od lat trzystu, a nawet ja nie potrafię utrzymać w rękach długopisu bez przeniknięcia go we mnie! Myślicie, że potwory potrafią pisać?
— To na pewno hydra lernejska — skwitował inny duch — jeden łeb mówi, co drugi ma pisać, drugi pisze, a trzeci poprawia błędy.
Wśród larów poniósł się śmiech.
Pretorka Nicoletta wstała i wszyscy umilkli.
— Mamy na myśli, cóż, bardziej inteligentną istotę. Człekokształtną. Arachne, może. Drakainę. Echidnę. Wszystkie te pomioty są kurewsko inteligentne i zdecydowanie potrafią utrzymać w rękach długopis. — Cherry zauważyła, że Nicoletta wyglądała na bardziej zmęczoną niż Vergil. I to bez energetyka, dwóch kaw i tabletek na koncentrację dla studentów. — Podejrzewamy, że to będzie misja na poziomie kilku centurionów. Dwóch, może. Ta bestia, kimkolwiek i jak inteligentna nie jest, porwała i, bogowie, miejmy nadzieję, że nie zabiła, trzech półbogów. Syna Arcus i Apolla oraz córkę Somnusa. To nie byle jacy legioniści, tylko tacy, którzy trenowali z nami od lat. Chcemy jeszcze dzisiaj przeprowadzić głosowanie.
Po sali poniosło się napięcie, które Vergil wstrzymał machnięciem ręki.
— Centurion pierwszy został wybrany przeze mnie i pretorkę Nicolettę, czy tego chcecie, czy nie. Jego imię zostało zapisane na liście i sądzimy, że może doprowadzić nas do potwora. — Zwiesił wzrok. — Friedrich Eulenkralle, centurion pierwszej kohorty. Na czas nieobecności musisz wybrać swoje zastępstwo.
— I niech bogowie będą z tobą — dodał zirytowany wcześniej lar.
— Zgodnie z prawem, jedno z was ma prawo wpierw zgłosić się do dołączenia do drużyny Friedricha. Zgłoszenie podlegać będzie głosowaniu Senatu tak czy siak. Czy ktoś jest gotów dołączyć do Friedricha?
Cherry skrzywiła się. Kanapka już na początku dyskusji nabrała gorzkawego smaku szykującej się tragedii i leżała teraz po stronie Caspera, czekając, aż skończy montować ze sobą kilka śrubek.
Friedrich Eulenkralle nie trafiłby Dravenowi prosto w dupę, a co dopiero, żeby szedł na misję bez nadzoru.
Podniosła rękę.
— Ja się zgłaszam na misję.

Friedrich?
◇──◆──◇──◆
[1291 słów: Cherry otrzymuje 12 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz