niedziela, 28 sierpnia 2022

Od Mei CD Kai — „Promienie Słońca”

Poprzednie opowiadanie
[LATO]

— I tak planowaliście wcześniej tu przyjść. Nie pamiętasz?
Mei rzuciła jej złośliwy uśmiech. Kaya albo była załamana, albo wściekła, albo… albo, właściwie, nie albo, bo to na pewno — nieco podpita, więc właściwie załamanie i złość jednocześnie się w niej kotłowały do nieprzytomnego poziomu. Możliwe, że podświadomie nawet żałowała tego wyjścia. No, chyba że to właśnie przez trunki Luciena, posiadające zapewne nieznane nikomu, tajemnicze, magiczne właściwości, spowodowały tę sytuację.
— To było przed tym, jak postanowiliście…
Nie dokończyła. Lucien, które nagle znowu się objawiło, potknęło się o wystający korzeń i głośno krzyknęło, upadając na kolano, rozpruwając na nim materiał spodni i zyskując nowego, wielkiego, krwawiącego przy okazji siniaka. Szybko się podniosło i zapomniało o wpadce, zerkając ze zawstydzeniem na kobiety za sobą, niezbyt interesujące się nim jednak, pokazując swoją nieludzkość.
Decyzje Mei często sprowadzały na nią i innych kłopoty, ale za każdym razem o tym zapominała, choć po dokonanym fakcie to do niej wracało i zastanawiać się zaczynała od nowa, czy nie przyodziała roli fatum spadającego automatycznie na innych, nieważne czy tego chciała, czy nie. Najgorsze było, że miała we większości kurewsko złe pomysły. W skali ilości tych sytuacji zaczęła postrzegać siebie jako ciężar oraz problem, a alkohol jedynie zahamował te myśli i napędził kolejne złe decyzje.
— O co chodziło z tym pudełkiem?
Dziewczyna zerknęła na Kayę i uśmiechnęła się potulnie, zaskoczona, że nagle do jej głowy wpadł ten nic nieznaczący temat, jakby jej umysł specjalnie zachował go na później.
— Pudełkiem?
— Mówiłaś o… pudełku. — Zmarszczyła brwi niezadowolona.
— Och. — Wróciło do niej wspomnienie. — Kłamałam.
Białowłosa uchyliła usta, czując, że właśnie ją oszukano i złamano zaufanie. Wbiła swoje brązowe ślepia w Mei.
— Że co?!
Zignorowała ją. Trójka ruszyła w głąb lasu pod osłoną nocy, która nadeszła błyskawicznie, jakby znikąd. Zapomnieli o swoim celu — dowiedzenia się, czym jest tajemnicze światło z lasu, nie wiedząc właściwie, gdzie w końcu zamierzają. Byli jak zagubione, oddalone od mrowiska mrówki, szukające wejścia w ziemi i niemające żadnych wskazówek. Ich zachowanie było godne postaci z horrorów, pakujące się w najgorsze gówno, biegnące prosto w paszcze zjaw i potworów. Mei, nienawidząca horrorów, powinna wiedzieć, co robić, a co nie, żeby właśnie jak oni nie skończyć martwo, jako gnijący trup, którym na dodatek może zająć się kanibal — a nie zdziwiłaby się, gdyby jakiś ukrywał się w lesie.
— Znasz ten las? — spytała po chwili Kaya, zadzierając głowę, by zerknąć na (znacznie) wyższą.
— Byłam tu… może dwa razy.
— Dwa razy — zadumała się.
— Nie jest to wystarczająco? — Uśmiechnęła się. — Nie martw się. Mam dobrą orientację w terenie. I fotograficzną pamięć. Nie pominę niczego, co znajduje się przede mną.
Ale właśnie po tych słowach, jak na ironię, coś sobie uświadomiła, gdy uważnie się rozejrzała. Czegoś jej brakowało. Wokół Mei oraz Kai była przerażająca pustka. A raczej… kogoś brakowało. Ukuło ją uczucie wyolbrzymionej paniki. Brakowało Luciena. Rozejrzała się uważnie, wytężając wzrok w ciemności, lecz jedyne, co miała przed sobą, to pnie drzew, mech oraz krzaki. Miały problem. Dość duży problem. Kaya jeszcze nie spostrzegła zaginięcia srebrnowłosego, wpatrując się przed siebie, w niezmienny punkt.
— Nie widzę już żadnego światła. Może już wracajmy?
— Jest pewien problem, moja najdroższa Kaya.
— Jaki?
— Zgadnij.
Zamrugała, głęboko się zastanawiając. Nic jednak nie przyszło jej do głowy, a do zgadywanek nie miała nastroju.
— Lucien gdzieś zniknął.
Wtem spostrzegła pustkę w miejscu, w którym kroczyło młode dziecko Dionizosa.
— Cholera! — Podskoczyła, jakby coś ją wystraszyło, łapiąc się łokcia Mei. — Mówiłam! Miałam rację. Zawsze mam rację. Co, jeśli to ktoś go zabrał?!
— Nie panikuj. — Potargała włosy dziewczyny. — Wiesz, mój pradziadek mówił, że jeśli się zgubisz, to jeśli będziesz iść przed siebie, w końcu odnajdziesz wyjście. I mówił, że zagubioną rzecz… w naszym nieszczęśliwym przypadku byłoby – osobę, można bardzo łatwo znaleźć w pewien sposób: idąc przed siebie. Rozumiesz, o czym mówię, prawda? Mówił, że szukanie w miejscach, w których się było i w ostatnich, gdzie daną rzecz widziano, jest pozbawione sensu, gdyż w takim wypadku nie powinno się jej nigdy gubić. Rozumiesz, prawda? W każdym razie wygląda na to, że się rozpłynął w powietrzu, a nie został porwany, czy…
— Twój pradziadek jest jak tamto pudełko? — spytała, zażenowana całością jej słów.
Nie wiedziała, czemu córka Wenus wymyśliła takie durne kłamstwo.
— Nie, tym razem, mój pradziadek istnieje. To znaczy, istniał.
Kaya wciąż trzymała się kobiety, która bez słów jej przekazała, iż powinny przynajmniej spróbować odnaleźć Luciena. Ciemnowłosa starała się nie okazać po sobie oznak wątpliwości, mając nadzieję, że wygląda oraz myśli w miarę trzeźwo — a na całe szczęście nie przewracała się czy szła zygzakiem. W życiu spita była parę razy, ale może jedynie raz do tego stopnia, iż ktoś mógłby ją porwać i sprzedać organy — całe szczęście, nie była wtedy sama, gdyż w innym przypadku niewiadome było, co mogło się wydarzyć.
Mei o mało nie wpadła w wielką dziurę, na którą natrafiły — trzymająca ją za ramię Kaya pomogła odzyskać równowagę ciemnowłosej. Odetchnęły, po czym ruszyły dalej.
— Zmęczyłam się. Twój dziadek…
— Pradziadek.
— Twój pradziadek gadał bzdury.
Uparcie zatrzymała się, pociągając kobietę za łokieć. Choć Islandka nie zamierzała zostać w lesie (bo tylko głupi zatrzymywałby się w środku lasu), nie za bardzo miała pojęcia, co mogą zrobić w nastałej sytuacji. Wtedy ponownie dotarł do nich błysk nadziei — oraz trwogi. Trwał on jednak jedynie ćwierć sekundy (przez co można by pomyśleć, iż było to tylko przywidzenie) i ponownie rozpłynął się w pył, pozostałym w duchocie wdychanego tlenu. Innej drogi nie było, więc zbliżyły się w kierunek wschodu.
Niestety cały las wydawał się pusty, a drzewa jedynie tę pustkę uwydatniły. Żadnej żywej duszy, żadnych driad i podmuchów powietrza, nawet żadnych komarów. Zrezygnowana Kaya oparła się o pień, po czym przysiadła pod nim po turecku, garbiąc się. Wpadła w zamyślenie, poprawiła poczochrane włosy i jęknęła rozgoryczona. Mei usiadła obok, podciągając kolana pod brodę i przekręciła głowę, wpatrując się w profil białowłosej.
— Masz ładne oczy — wypaliła nagle.
Półbogini ze zmarszczonymi brwiami zmierzyła ją wzrokiem.
— Jesteś nadal podpita.
— Co nie zmienia faktu, że masz ładne oczy.
Jej słowa niestety nie zmieniły ponurej atmosfery. I jak to w większości opowieści się zdarza (co już stało się dość tandetne przez ilość wykorzystywania tego jakże wspaniałego chwytu) — cisza nie była czymś niekomfortowym czy niezręcznym.
— Rozpalimy ognisko, żeby było śmieszniej? — Skoro już mowa o opowieściach, to kto w tej sytuacji nie rozpaliłby ogniska? Ciemno, zimno, źle, a na to wszystko zaradzi ognisko!
— Nie śmieszy mnie to.
Zaśmiała się, ale tak naprawdę miała zamiar rozluźnić Kayę — nie znaczyło to też, że nie traktowała poważnie ich aktualnej pozycji.
— Słyszysz to?
Ciemnowłosa nastawiła uszu, skupiając się na otoczeniu, lecz niczego nie dosłyszała.
— Nie? A o co cho…
Wstała i bez żadnego ociągania, szybkimi krokami ruszyła do przodu. Zdezorientowana Mei poszła za nią, o mało nie wpadając na dziewczynę, gdy ta nagle się zatrzymała.
— Piesek. — Wskazała. — To on wywołał to światło! — stwierdziła. — Bo kto inny? Tylko on tu jest.
Rzeczywiście, w tej pustej dziczy nagle zastały czworonoga, rozrośniętego, szerokiego i wysokiego, przez co nie wyglądał na typowe, domowe zwierzę, które można pogłaskać.
— Przykro mi to mówić, ale psy nie mają latarek ani laserów w oczach.
Kaya podeszła do wspomnianego pieska powoli.
— Hej, lepiej nie… — zaczęła Mei, jednak właśnie w tej chwili pies, a raczej niepies zaczął warczeć głośno, obracając swoje dzikie, płonące tęczówki w ich stronę.
Kaya odskoczyła ze stłumionym krzykiem, upadając na ziemię.
Cholera, no tak, oczywiście, że to nie jakiś piesek, tylko piekielny ogar.

Kaya?
◇──◆──◇──◆
[1201 słów: Mei otrzymuje 12 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz