piątek, 5 sierpnia 2022

Od Milio CD Andrew — „Miasteczko Halloween”

Poprzednie opowiadanie
[LATO]
CW: opis walki, krew, flaki, rozumiecie

Przez krótką, ale druzgoczącą wręcz, że Milio w ogóle się nad tym zastanowił, chwilę, rozważał rzucenie Rubena na pożarcie erynii.
Erynia skrzywiła się znacznie, kiedy Andrew uniósł rękę, próbując ją powstrzymać przed atakiem. Napuszyła się jak rozjuszony kot, a zmarszczki wiedźmowatej staruszki zliczyły się o liczbę większą, niż ludzka twarz mogłaby wytrzymać. Załopotała nietoperzowymi skrzydłami, oblizując zaczerwienione (Milio miał nadzieję, że to od czerwonych lizaków) kły i cofając się o krok.
— Heroski zawsze takie same — zasyczała jak wąż szykujący się do ataku. Milio, uniósłszy dłoń, przywołał do siebie najbliższe rośliny. Przeklął pod nosem, kiedy żadna z nich nie okazała się winoroślą. Jego moc była słabsza. Mógł tymi liśćmi co najwyżej posmyrać erynię w tyłek. — Zawsze, zawsze takie same. Ale widzicie, heroski, trochę już was znam.
Zarechotała grzechocząco.
— Pan śmierci nie jest przeciwnikiem dla takich jak wy. Łaskawiej dla was, jeśli zginęlibyście ze szponów Tyzyfone… Ale my się nie damy tak łatwo oszukać, co to, to nie…
Rośliny podpełzały nieznacznie w stronę erynii. Ziemia pod stopami Milio zdawała się falować.
— Syzyf próbował zrzucić na mnie kamień. Tantal próbował utopić nas pod wodą. Awenasa, ta smarkula z bitwy przeciwko Kronosowi... Nie dam wam czasu! Nie dam się oszukać!
— Ta? — dopytał Milio.
Pnącza zacisnęły się na patykowatych nogach erynii. Skrzeknęła, wyciągając zza pazuchy bicz, który zapłonął żywym ogniem.
— Andrew, kurwa! — jęknął do syna Hekate, któremu wyciągany bicz prawie osmalił już i tak płomiennorudą czuprynę.
Andrew przykucnął gwałtownie, dotykając ręką ziemi. Ta zafalowała, zaskwierczała, jakby pękała od środka, po czym pochłonęła erynię niewidzialną barierą. Erynia próbowała odpowiedzieć mu strzałem z bicza, ale ręka odmówiła jej posłuszeństwa.
Czas dla erynii zwolnił.
Po boleśnie długich dziesięciu sekundach, podczas których erynia zdążyła przekrzywić lekko głowę w ich stronę, a Milio i Andrew wypocić wszystkie swoje siły wiążące z utrzymaniem się w miejscu, Ruben zrozumiał, że przyszła kolej na niego — i chociaż, bądź co bądź, został w perfidny sposób porwany, a na powrót do misji miał ochotę jak na zupę owocową z przedszkola, nie miał zamiaru dać się zeżreć erynii. Stuknął sarissą o ziemię, po czym rzucił się do ataku, wbijając potworzycy ostrze pod jedno ze skrzydeł.
Pole, które otaczało erynię, rozpadło się jak magiczny deszcz. Andrew potknął się i upadł do tyłu, wyraźnie wyczerpany utrzymywaniem zwolnienia czasowego. Z nosa Milio pociekła strużka krwi, wymieszała się z kroplami potu i uciekła na ziemię wraz z trzaskiem pnączy przytrzymujących erynię.
Ruben przetoczył się w ostatniej chwili, nim erynia zdążyła drasnąć go ognistym biczem. W miejscu, w którym bicz smagnął trawę, dało się wyczuć swąd spalenizny.
Odskoczyli od siebie na chwilę; dwójka wyczerpanych użyciem mocy chłopaków, jeden, zszokowany swoją słabością, wraz z erynią, która trzepała głową na prawo i lewo, próbując zmyć z siebie resztki otępienia wywołanego spowolnieniem Andrew. Milio miał czas, żeby rzucić okiem na zadany jej cios i z przerażeniem zauważył, że sarissa Rubena ledwo drasnęła jej skrzydło, chociaż włożył w to całą siłę swoich piętnastoletnich mięśni.
— Chłopaki — powiedział — chyba powinniśmy spierdalać.
Andrew wytarł dłonie ubabrane w ziemi o obozową koszulkę, ale, nim zdążył cokolwiek powiedzieć, Ruben mu przerwał.
— Uciekajcie, jak chcecie — warknął — ale prędzej zdechnę, niż pozwolę jakiemuś potworowi sobą pomiatać.
Ciął kolejny raz w skrzydło, ale erynia smagnęła go nim i odrzuciła parę metrów dalej. Milio splunął krwią na ziemię i rzucił się naprzód, żeby wbić obie szable po obu stronach skrzydeł erynii. Wbijając ostrze coraz głębiej, erynia skrzeczała, próbując złapać chłopaka za kołnierz koszulki. Oderwała jej spory kawałek i zostawiła po sobie płytką ranę, nim Milio odskoczył, ale zaraz oba jej skrzydła leżały na ziemi i dymiły niemiłosiernie, skwiercząc przez stygijskie żelazo.
Milio przetarł krew pozostałością koszulki Obozu Herosów i syknął z bólu. Skrzydła erynii zmieniły się w złoty popiół.
Erynia wyprostowała się, jakby próbowała rozciągnąć skrzydła. Coś niemiłosiernie chrupnęło jej w kręgosłupie i chłopak miał szczerą nadzieję, że był to kark.
Wrzeszczała tak głośno, że musieli zatkać uszy dłońmi.
— Czy cholerny magik nie może coś zrobić?! — próbował przekrzyczeć ją Ruben.
— Nie możesz ją uśpić jak Rubena?! — krzyknął Milio do Andrew.
— Nie jestem cholernym synem Hypnosa! — jęknął Andrew, przerzucając xiphos do drugiej ręki, a prawą rzucał zaklęcia. — Pluvia evocatio!
Wiatr zachuczał nad ich głowami. Chmury tańczące wcześniej spokojnie nad ich głowami przybrały ciemnoszarą barwę, po czym lunęły potężnym deszczem w promieniu kilometra. Bicz erynii zaskwierczał żałośnie, zamigotał żarzącymi się węgielkami, po czym zgasł całkowicie.
Ruben wykorzystał moment, rzucając się na erynię z dzidą, ale ta skrzyżowała z nim bronie zgasłym biczem. Wymamrotał do siebie parę słów, których Milio nie dosłyszał przez utrzymujący się deszcz i syk erynii. Jak na zawołanie broń potworzycy wyskoczyła z jej szponów. Ruben zrobił młynka sarissą, po czym z niemal wojennym okrzykiem, wbił jej ją w klatkę piersiową — tam, gdzie powinno znajdować się serce.
O ile potwory jakieś miały.
Erynia odchyliła głowę do tyłu i krzyczała razem z Rubenem. Przez krótką chwilę Milio pomyślał, że im się udało; potem erynia zamachnęła się szponami i odrzuciła Rubena jak wkurzającą muchę. Chłopak wpadł w Andrew jak w domino, a czar syna Hekate jak ręką odjął, przestał działać — irytujące słońce zaświeciło nad polem bitwy, jakby już było po wszystkim.
Sarissa Rubena tkwiąca w erynii wyglądała jak mała wykałaczka.
— Milio! Bicz! — krzyknął Ruben, niezdarnie próbując zejść ze zdezorientowanego upadkiem i magią Andrew, ślizgając się w błocie.
Milio wykonał ruch ręką, jakby kozłował piłką. Bicz, zatopiony w błocie, na nowo zaczął jarzyć się słabym ogniem. Nim erynia go dorwała, rośliny otaczające chłopaka porwały ją w głąb ziemi i przeniosły tunelem kilkanaście metrów dalej.
Milio nierozważnie rzucił się na erynię. Jedna, nieporęczna szabla, na chwilę zmieniła się z powrotem w otwieracz do piwa w kieszeni. Druga została przyłożona ostrzem do gardła erynii, nie próbując jej jednak dekapitować, a wbić sarissę Rubena głębiej. Włożył w to całą swoją siłę, ale broń wbiła się może milimetr dalej. Później erynia zdołała dorwać go i unieść szponami w górę za szyję.
Od razu pociemniało mu przed oczami. Zaczął się dusić, ślina wraz z krwią wyciekła mu z ust. Potworzyca zacieśniała swoje pazury na jego gardle.
Saltus! — wrzasnął Andrew.
Rozbłysk światła odrzucił erynię i Milio od siebie. Upadł boleśnie w błoto, uszkadzając sobie prawdopodobnie świętobliwie dionizosowy tyłek. Rozkaszlał się na dobre, ledwo zachowując przytomność. Jak przez mgłę widział, że Ruben próbuje dorwać się do swojej dzidy, ale erynia cały czas kaleczy jego ręce swoimi pazurami.
Somnus!
Nie wiedział, co się dzieje. Z całej siły próbował wstać, ale mięśnie odmawiały mu już posłuszeństwa. Słyszał tylko szum krwi w uszach i swój warkotliwy oddech. Później jakieś ciężkie cielsko plasnęło w błoto.
— Ruben, wyciągaj broń szybko! Zasnęła, ale obudzisz erynię, jak ją wyciągniesz!
— Cholera, przytrzymaj ją dłużej!
Jakby mechanicznie wstał z ziemi. Oddech i szum w uszach nie uspokoił się ani trochę, ale odzyskiwał jasność widzenia. Zrobił ciężki krok do przodu — na tyle wolny, że Ruben zdążył wyciągnąć miecz z piersi erynii z okrzykiem zmęczenia. Potworzyca zamachnęła się rękoma, ale Ruben zdążył się uchylić przed jej szponami.
Z nosa i ust Andrew ciekła krew, mimo że wyglądał na nietkniętego. Użycie tak silnej magii w ciągu kilkunastu ostatnich minut musiało go gorzej wyczerpać, niż walka na pięści z Minotaurem.
Kolejny raz uderzył ręką w ziemię. Pole rozniosło się przez błoto, a potem obłapiło erynię. Próbowała krzyknąć, ale spowolnienie czasowe wydało z niej tylko odgłos przypominający rechot żaby.
Ruben ciął w brzuch.
Pole czasowe pękło. Andrew sięgnął po xiphos, wiedząc, że nie będzie w stanie zrobić nic więcej. Zanim udało mu się doskoczyć do ataku, Milio złapał kostki erynii w pnącza.
— Tnij, Ruben!
Idealny kąt. Ostrze Rubena odbiło to wkurzające światło słoneczne, po czym pod idealnym kątem przecięło szyję erynii. Gruchnęły kręgi szyjne, potworzyca zagulgotała własną krwią, próbując wydać z siebie ostatni okrzyk.
Łeb plusnął w błoto. A kilka sekund później w złoty pył rozpadło się całe ciało.
Milio zaśmiał się jak skończony debil. Opadł w błoto, nie przejmując się, że jest brudny od stóp do głów. Krew, ślina i ziemia rozmazały mu się na twarzy, a i tak wyglądał nie gorzej niż reszta chłopaków.
Dyszeli ciężko, siedząc w błocie i nie przejmując się nawet błotem. Byli już zbyt zmęczeni nawet na rozmowę, a musieli opatrzeć jeszcze swoje rany — chociaż Andrew oprócz osłabienia wyglądał nieźle, to Milio i Ruben pokryci byli mniejszymi i większymi ranami od szponów.
— Musimy iść do tej karczmy — rzucił Andrew, który podniósł się najszybciej, podając Milio rękę.
Mimo małych obrażeń Milio pomyślał, że Andrew jest jednym z najsilniejszych skurwysynów, jakiego spotkał. Przyjmując jego rękę, obiecał sobie, że już nigdy nie naćpa się z dziećmi Hekate. Weźmie jeden taki w nos i, kichając, rozwali przypadkiem cały domek dwunasty.
Andrew przeszedł obok Rubena, jakby ten był powietrzem. Wstał sam.
— A jak będzie tam on? Ten, o kim mówiła erynia? — zapytał Milio.
— Zacznijmy od tego, że wydaje mi się, że to Hades — westchnął Andrew.
Zapadła między nimi bardzo cierpka cisza.
— Ja wiem, że od początku mieliśmy walczyć z bogiem, ale… ale z Hadesem?
Andrew posłał mu zirytowane spojrzenie.
— A mamy wybór? Zresztą, Hades nie będzie wiedział, jakie mamy wobec niego plany, dopóki nie zaatakujemy go pierwsi. Możemy pójść do tej karczmy, opatrzyć się trochę, popytać go co i jak. A potem zaatakować znienacka.
Milio przetarł twarz brudną koszulką.
— Bogowie, chodźmy do tej karczmy. Ostatnie, o czym myślę, to napierdalanie się z Hadesem. Najpierw musimy się, chłopcy, porządnie tam najebać.

Andrew?
◇──◆──◇──◆
[1523 słowa: Milio otrzymuje 15 Punktów Doświadczenia]
Milio otrzymuje DMG 12, Ruben 14, Andrew 10 i mają czas do 19 sierpnia na opatrzenie ran, zanim ich stan się pogorszy. Kiepska ta moja mechanika, serio

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz