piątek, 5 sierpnia 2022

Od TJ — „Notka w telefonie. Dzień 2”

Aż ciężko w to uwierzyć, że coś takiego piszę. Jeszcze pewnie dwa dni temu powiedziałabym, że pamiętniczki to zabawa dla miękkich pipek, które nie radzą sobie w życiu, ale patrząc na to, jak bardzo moje życie się zmieniło przez ostatnie dwie doby, powinnam może spróbować.

No i jeszcze w ramach wyjaśnienia, zaczynam od drugiego dnia mojej przygody w Greckim Hogwarcie, bo pierwszego, atrakcji było tyle, że nie miałam czasu w co ręki włożyć, więc pierwsze dwa dni opiszę w jednym rozdziale. Co zaś się tyczy telefonu. Dlaczego nie piszę pamiętnika na kartce tylko w notatkach? Cóż, są dwa powody. Pierwszym są zaplute Hermesiaki. Złodziejskie szumowiny. Gdyby zabrały zeszycik, pewnie by mnie szantażowały ujawnieniem jego treści, albo ujawnili ją bez powodu. A drugi powód jest taki, że dalej mam problemy z pisaniem lewą ręką. XD

Ale zaczynając opowieść. Moja trenerka okazała się potworem a ja dzieckiem jakiegoś boga z Greckich mitów. W celu ratowania zadka pół człowiek pół koza zabrał mnie do Ameryki, bym siedziała na obozie harcerskim z innymi dziwakami z magicznymi mocami. Potem wdałam się w bójkę z Hermesiakami i dyrektor tego ośrodka kazał nam posprzątać bałagan i potem miał nas w dupie. Tak też minął pierwszy dzień.

Drugiego dnia więcej spacerowałam, zwiedzałam i wysłuchiwałam paru osób odnośnie do urządzenia i zasad tego obozu. A, i znowu wdałam się w bójkę znowu z hermesiakami. Złodziejskie szumowiny chciały mi ukraść kosmetyczkę, ale dostali po mordzie… Ja trochę też.

Innymi słowy, nudy okropne.

Jeszcze wysłałam parę SMS-ów do taty, że wszystko gra, jestem bezpieczna i bardzo mi się tu podoba, bo jestem otoczona zewsząd przyjaznymi duszyczkami.

Trochę mi źle, że go okłamuję. Prawda jest taka, że nienawidzę tego miejsca. Nie będę trzeci raz pisać o moich współlokatorach, więc przejdę dalej. Śpię na ziemi w śpiworze na deskach śmierdzących wilgocią, o ile w ogóle da się nazwać to snem przez ciągłe darcie japy jakichś gówniarzy, albo chrapania innych cweli. W dzień wcale nie jest lepiej. Przez te beznadziejne posiłki nie jestem w stanie wyliczyć odpowiednio kalorii, a brak wagi sprawia, że nie mogę nawet kontrolować przyrostu masy. A jeśli chodzi o moje osiągi ostatnimi czasy? Jest gorzej, niż było. Tęsknię za Kapsztadem. Tam nawet po wypadku mogłam pokazać, że dalej jestem w stanie zwyciężać dzięki ciężkiej pracy i wierze w siebie. Tutaj jest zupełnie inaczej. Te mutanty mają osiągi olimpijskich medalistów i to bez treningów, bez wyrzeczeń i bez wyuczenia się optymalnych stylów albo przynajmniej masy mięśniowej. Czuję się jak ostatnia porażka losu, kiedy widzę chuderlawego hermesiaka wyprzedzającego mnie w sprincie albo innego karła rzucającego oszczepem na prawie sto metrów. Piłka nożna, w której bym miała wielkie szanse, jest tutaj niemal obca, bo każdy gra w siatkówkę, w której z jedną ręką sobie nie poradzę. Nie mam pojęcia czy to tylko dlatego, że mój boski rodzic jest jakimś słabiakiem czy to po prostu moja wina, ale mam wrażenie, że wszystko, nad czym pracowałam całe życie, jest bezwartościowe. Każdy na mnie patrzy jak na porażkę albo całkiem ignoruje. W Kapsztadzie jak wygrywałam, widziałam w oczach widzów dumę z powodu mojego braku ręki. Widzieli, że mimo przeciwności jestem silna. Tutaj każdy widzi w moim kikucie słabość. Nie muszą tego mówić. Widzę to po ich oczach.

Najchętniej rzuciłabym to w cholerę i wróciła do domu, ale najzwyczajniej się boję. Boję się, że zwabię potwory do mojego mieszkania i zrobią krzywdę tacie. Nie mogę na to pozwolić. Zostanę tu jak długo trzeba i będę go okłamywać, że wszystko jest okej tak długo, aż powrót nie będzie aż tak niebezpieczny. Mam nadzieję, że to będzie niebawem, bo nie wiem, jak długo wytrzymam, robiąc dobrą minę do złej gry…

◇──◆──◇──◆
[602 słowa: TJ otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz