wtorek, 23 sierpnia 2022

Od Louise CD Lucasa — „Kamyk towarzysz”

Poprzednie opowiadanie

Rok szkolny zaczął się zupełnie niespodziewanie, skromnym zdaniem Louise nie było to zbyt szybko, tylko właśnie niespodziewanie. Jednego dnia obżerała się słodkimi truskawkami i pilnując tych Ateniątek, które nie chciały wstawać o wyznaczonych godzinach (To Domek Szósty! Tu pojęcie „wakacje” jest mocno względne!), a drugiego biegała z Rosemary po osiedlowym markecie, kompletując szkolne wyposażenie, żeby następnego dnia wpaść w szkolną rutynę. Nie było to aż takie złe — w końcu nauka i dzieci Ateny to tak jak alkohol i dzieci Dionizosa. Jednak o ile dzieciom Dionizosa (przynajmniej tym Louise znajomym) nie przeszkadzała ilość procentów ani jakość wychylanych trunków, o tyle Louise Appleton odczuwała lekkie rozczarowanie, kiedy nauczyciel reagował na jej próbę rozpoczęcia dyskusji o systemie irygacyjnym wywróceniem oczami i nakazem spoczęcia w szkolnej ławce i zapisania tematu lekcji. W Obozie Herosów przynajmniej znajdywała kogoś chętnego porozmawiać na jakieś interesujące tematy, istotne dla herosa i człowieka w jej wieku. Ten drugi mogła też poruszyć w rozmowie ze zwykłymi śmiertelnikami, ale nie mogła wtrącić takiego typowo półbogowego żargonu — rozumiecie? Nie, że ludzie gorsi, ale trudno znaleźć takiego, który pokiwa ze zrozumieniem, kiedy powiesz, że ta kiełbaska jest tak czarna, jak wszystkie ogary piekielne.
Dlatego stęskniona jechała na weekend, mimo że to tylko weekend do Obozu Herosów. Wcisnęła parę bluz do plecaka i była gotowa do drogi. Po przejażdżce samochodem przekroczyła próg obozu z uśmiechem i zaczęła się witać z paroma obozowiczami, nimfami i innymi satyrami jakby nie było jej co najmniej rok. Poświęciła parę chwil na obserwowanie brązowiejących liści na drzewie, z obietnicą, że odejdzie robić coś innego jak tylko Ten Jeden Liść Którego Akurat Obserwuje spadnie z drzewa (liść nie chciał spaść, Louise pomogła mu w tym patykiem).
Potem polazła dalej, może w poszukiwaniu kolejnych drzew. Obowiązkowo wciągnęła parę truskawek, które zdawały sobie nie robić niczego z faktu, że wrzesień. Zachwycała się kolejnymi pierdołami — szukała też godziwego towarzysza dla Henry'ego, ponieważ ostatnio naszła ją myśl, że jej przyjaciel może czuć się nieco samotny, kiedy ona stara się na powrót przystosować do życia wśród śmiertelników.
Razem z Henrym, któremu niespodziewanie zrobiło się zimno, zawędrowała aż do jakiejś szopy w lesie. Porozmawiała ze swoim przyjacielem i zjadła resztę cukierków eukaliptusowych schowanych w kieszeni (Henry odmówił). Niespodziewane skrzypnięcie drzwi trochę ją zaskoczyło — a może bardziej promyk słońca wpadający zakurzonym pasmem do zaciemnionego wnętrza.
Po chwili niepewności zidentyfikowała domniemanego intruza po świetnym sweterku (naprawdę, należy go dopytać jakimi oczkami jest zrobione takie cudo!). Porozmawiała z nim, następnie zrobili Domek dla ptaków. Dzieci Ateny, patronki rzemiosła — tak więc końcowy efekt nie tylko stał, ale nawet się nie chwiał (no, może tak trochę).
— Lucas? — rzuciła, patrząc na ich dzieło.
— Tak?
— Może byśmy się trochę przeszli?
— Hm, czemu nie?
Louise uśmiechnęła się, w jednej ręce ściskając Henry'ego, drugą łapiąc Lucasa. Popchnęła drzwi gestem odkrywczyni świata, potknęła się o próg i wyszli.
— Spójrz — rzekła, wskazując jeden kamień, przy wejściu — To jest Błażej.
— Miło cię poznać, Błażeju — Lucas pochyliła się nad cętkowanym otoczakiem, który leżał w towarzystwie żwiru.
— Henry, to jest Błażej. Przywitaj się z Błażejem. — zwróciła się Louise do białego przyjaciela.
Gdyby Błażej miał ręce albo twarz, mógłby zareagować w jakiś widoczny sposób, ale Louise była wyrozumiała i wystarczył jej wyraz kamiennej powagi, który zapewne oznaczał „Witajcie! Jak miło was spotkać! Czy wy też uwielbiacie frankfurterki?”. Okej, fragment o frankfurterkach może niekoniecznie wydobył się z głębi kamiennego serca, ale w sumie, kto wie, co się kryje za ich tymi kamiennymi twarzami (frazeologizmy nie mają nic wspólnego z odczuciami Błażeja).
— Jak tam mija ci dzień, Błażeju? — spytał Lucas.
Błażej niestety właśnie dowiedział się o tym, że jego siostrzeńca wmieszano w podkład dla najbliższej nowo budowanej asfaltówki. Dzieci Ateny zapewniły, że w pełni podzielają jego żal, na co Błażej odrzekł, że potrzebuje nieco czasu.
— Jeszcze raz najszczersze kondolencje, Błażeju. To będzie trudny czas dla ciebie, ale wierzę, że dasz radę. Razem z Henrym i Lucasem życzymy ci powodzenia!
Louise gwałtownie podniosła się z przykucu, samoistnie powodując trzask jakiegoś stawu i tracąc na chwilę równowagę.
— Ten jest ładny — zwrócił uwagę blondyn.
— Masz rację. Jakbyś go nazwał?

Lucas?
◇──◆──◇──◆
[665 słów: Louise otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz