piątek, 5 sierpnia 2022

Od Kat — „Powrót na stare śmieci”

— AAA!!! — krzyknęła Kat, uskakując przed samochodem.
— PATRZ, JAK JEŹDZISZ, BARANIE! — wrzeszczała za nim, wymachując pięścią. Iść na Long Island pieszo i to jeszcze w ciemnych ciuchach w nocy ma swoje plusy i minusy. Plus jest taki, że nikt cię nie zobaczy, w tym potwory i obozowicze. Minus za to jest taki, że nikt cię nie zobaczy, w tym jadący 130 km/h nowy nabywca Camaro. Kat splunęła w stronę, w którą odjechał. Głośna muzyka słyszana poza autem mówiła jej o nim wszystko, co by chciała wiedzieć. Wreszcie wstała i otrzepała tyłek z piachu. Westchnęła głośno i sprawdziła mapę. Jak długo już szła? A kij wie. Trudno liczyć czas w myślach jak się ma ADHD. O wyjęciu telefonu nawet nie myślała, bo by jeszcze coś zwabiła. O nie nie nie. Ten leżał wyłączony głęboko w torbie przewieszonej przez jej ramię. To właśnie do niej zgarnie łupy w postaci jedzenia i tego śmiesznego napoju bogów. Jak on się nazywał? Coś na N... eee... no tak... ADHD. Wzruszyła ramionami, jakby z kimś rozmawiała i poszła dalej, poprawiając najpierw torbę, a następnie kucyk, który utknął pod jej paskiem.
— Mamy taki piękny wieczór. Gwiazdy i w ogóle. A jak na jesień to jest nawet ciepło. Co tu robisz sama? Aaa, no wiesz. Tak sobie chodzę w poszukiwaniu magicznego Obozu Herosów, który może jest a może nie w tym kierunku. Nie mogę niestety sprawdzić na GPS-ie, bo oczywiście potwory mnie zcancelują na Twitterze i w prawdziwym życiu. You know. Just the usual.
Gadała do siebie, udając dialog ze śmiertelnikiem. Roześmiała się cicho z tej perspektywy. Mogłoby być zabawnie odbyć taką rozmowę naprawdę. Podróż ta nie była przez nią odbywana pierwszy raz. To już chyba czwarty raz w tym roku. A to tylko dlatego, że nie zdążyła zrobić zakupów i zamknęli jej sklep przed nosem. Oczywiście SevenEleven i inne całodobówki w okolicy były pozamykane i bliżej wyszło przejść się na Long Island niż jechać na drugi koniec miasta, przepychać się przez tłum i takie tam. Choć miała też inny ukryty powód, aby zajrzeć do obozu. Chciała kogoś poznać. Samotność jej mocno doskwierała w zawodzie najmusa. Ot zabijała i zabijała potwory. A ostatnio nawet nie miała kogo ani czego zabijać, bo i zleceń było mało. To uderzyło mocno w jej życie socjalne, bo zlecenia to jedyny środek nowych znajomości w jej życiu. Nowych znajomości od strony magicznego świata pod nosem śmiertelników. Zatrzymała się nagle. Usłyszała obok siebie szelest w krzakach i natychmiast się odsunęła na asfalt. Wyciągnęła sprawnie swój nóż gotowa go rozłożyć w każdej chwili. Nic groźnego jednak się na nią nie czaiło. Z krzaków wyszedł bowiem czarny kot.
— A... to ty — mruknęła jedynie. Znali się. To ta przybłęda co za nią łazi. Kat mogłaby przysiąc, że ten futrzak jest albo bogiem w przebraniu, albo jakąś klątwą, bo pojawia się i znika równie magicznie, co wypłata dziewczyny. Nie schowała noża. Chciałaby utłuc gnojka. Irytował ją, odkąd odkryła, że jest herosem. Łaził, wyjawiał jej pozycję, miauczał czasem w nocy, budząc ją i co najgorsze nie dawał się pogłaskać! Katerina usłyszała kolejne auto w oddali i była zmuszona się przejść do kota, aby zejść z ulicy. Ten w standardowo skoczył w krzak, z którego wyszedł i zniknął bez śladu. Auto, które jechało ulicą natomiast zatrzymało się.
— Hej. Autostopowiczka?
Kat nie wiedziała przez chwilę co powiedzieć. Schowała szybko swoją broń, aby kierowca nie zauważył. Głos był jakby starszej kobiety. To chyba ją przekonało do przytaknięcia głową.
— To wsiadaj. Zakrętu nie ma przez następne kilka mil, a i przyjemniej jest z kimś jechać niż iść po ciemku.
Kat wsiadła na siedzenie pasażera i wyjaśniła, że nie jedzie daleko. Wymyśliła jakieś kłamstwo w stylu obozu w lesie. To czy staruszka jej uwierzyła, czy nie zostawię do własnej interpretacji. I tak, i tak by ją przewiozła. Ruszyły i już chwilę potem były w miejscu, gdzie Kat pamiętała, jak skręcała do obozu w wieku 11 lat. Konwersacja w drodze tutaj nie istniała, więc dziewczyna tylko podziękowała i wysiadła. Po tym, jak staruszka odjechała, Katerina złożyła dłonie i spojrzała na gwiazdy.
— Matko. Niech ta kobieta bezpiecznie dojedzie do celu.
Tak zwykle używała swojej „mocy” zmiany losu. Zrobiła to, by się odwdzięczyć za przewóz. Nie dostała odpowiedzi, ale opuściła dłonie i ruszyła do obozu. Zwykle działało, więc czemu teraz miałoby nie działać?
Przyszedł moment, w którym musiała się skupić. Wkradnięcie się do obozu pełnego nastolatków z supermocami i wyostrzonymi zmysłami nie będzie proste. Chyba że się jest Kat. Używając osłony nocy i zarzuconego na jasne włosy kaptura ruszyła szybko od strony pól truskawek do domku obozowych. Słyszała śmiechy i śpiewy od strony domków. Najwyraźniej mają ognisko. To idealna szansa. Wkradła się więc do domku, zmolestowała lodówkę, zabrała kilka fiolek ichoru z apteczki i wyeksmitowała się stamtąd jak najszybciej mogła tą drogą, którą przybyła. To jest otwartym oknem i z powrotem polami truskawek. Dobra. Jednak wkradnięcie się do obozu nastolatków z supermocami jest proste. Proste jak...
— Ej a ty to kto?
Usłyszała głos za plecami. Oj! Pisnęła cicho i pobiegła w las tak szybko, że Hermes by jej pozazdrościł prędkości. Zwolniła dopiero głęboko w lesie, upewniając się, że nikt jej nie gonił. Tam osunęła się po drzewie i odsapnęła.
Tymczasem w obozie Chejron uspokajał obozowicza, który ją spostrzegł, tłumacząc mu, że to tylko niegroźna obozowi przybłęda i nie warto jej gonić. Sam natomiast musiał potem rozmasować nasadę nosa rozbawiony, ale też zawiedziony, że dziewczyna nie poprosi po prostu o zapasy.

◇──◆──◇──◆
[894 słowa: Kat otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz