Kopenhaga. Powrót do miasta czczącego rowery i pełnego (nawet podczas jesieni) turystów był smutnym wydarzeniem. Od dwóch lat, kiedy to dowiedziała się prawdy o swoim pochodzeniu, przestała traktować to miejsce jako dom, w szkolnej ławce wyczekując uparcie na kolejną okazję odwiedzin legowiska Rzymian. Nie pocieszał jej fakt, że będzie mogła wyjechać już w październiku, podczas jesiennej przerwy, gdyż te dwa miesiące wydawały trwać się znacznie dłużej niż dwumiesięczny pobyt w obozie Jupiter, z którego właśnie wróciła. Niesprawiedliwym było, jak szybko płynął czas spędzony mając pozycję centurionki Piątej Kohorty, podczas gdy wiecznością była szkolna nauka trzynastoletniej dziewczynki.
Wyciągnęła rękę, ze zdziwieniem witając ulewę. Kiedy magiczna bariera broniła obóz Jupiter od złej pogody, Emone często zapominała, że u śmiertelników woda kapiąca z nieba jest zjawiskiem całkowicie normalnym. Dziewczyna ze wstrętem otrzepała rękę, wycierając ją w chusteczkę. Wyjęła telefon, odbierając wideorozmowę.
— Hej, hvordan har du det? — córka Flory usłyszała znajomy głos.
— Przefarbowałaś włosy. — Anemone ze zdziwieniem powiedziała, jakby nie usłyszała poprzedniego pytania. — Wyglądasz tak ślicznie!
— Wiedziałabyś, gdybyś mi odpisywała — Bente, dawna blondynka, teraz rudowłosa rówieśniczka rozmówczyni parsknęła. Poprawiła słuchawki. — Rozumiem, że nie masz internetu, ale to już któryś wyjazd z rzędu! Przy następnym po prostu znajdę sobie inną przyjaciółkę — zapewne zamierzała to powiedzieć jako żart.
— OK — Ane odpowiedziała pogodnym tonem, poprawiając pastelowe wstążki wplecione w jej włosy. Wygładziła również sukienkę, zmiętoloną od podróży.
— Co cię ugryzło? — Bente zmarszczyła brwi. — Było aż tak okropnie?
— W zasadzie — wymruczała Anemone — było zbyt fajnie, żebym chciała wracać.
Kiedy jej przyjaciółka zaczęła opowiadać o swoich własnych wakacjach, Emone pogrążyła się w myślach. Czy faktycznie powinna nielegalnie używać telefonu podczas obozu? Co prawda czytelnicy jej fanfików nie lubili przerw w dostawie treści, jednak wydawali się być do nich przyzwyczajeni. W końcu po każdej nieobecności autorka zalewała ich falą nowych chapterów. Zresztą, pisanie opowiadań na telefonie było męką.
— Wiesz co, muszę kończyć — powiadomiła z wymuszonym uśmiechem koleżankę. — Mam parę rzeczy do zrobienia. Zresztą, jestem zmęczona podróżą.
Znużona wymieniła pożegnania, po czym sprawdziła stan AO3.
✩ ✩ ✩
sorry again for not posting!! (>人<;) I fought monsters so I wouldn't die, enjoy reading xoxo
Major Character Death, Kim Dokja/Yoo Joonghyuk, no beta we die like kim dokja [...]
✩ ✩ ✩
Zegar wskazywał godzinę 2:01, cisza w domu mówiła, że ciocia i wujek już zasnęli, deszcz za oknem zwiastował środek jesieni zaś światło bijące od telefonu Anemone świadczyło, że dziecko jeszcze nie śpi. Odtwarzało playlistę obozu Jupiter, którą stworzyła na podstawie ulubionych piosenek jej i jej przyjaciół. Za każdym razem, gdy o nich myślała, Bente wydawała się zwykłą, przeterminowaną znajomą z ławki. Półbogini straciła resztę ochoty na jutrzejsze pójście do szkoły, zastanawiając się, jak wytłumaczy koleżance cienie pod oczami. Z całą pewnością była zbyt podekscytowana wizją nauki aby zasnąć!!!
Zmęczenie ją męczyło, ale gonitwa myśli nie pozwalała jej spocząć. Przeglądała po raz kolejny komentarze pod jej nową pracą. AU — modern setting, hurt no comfort, generalnie trochę nie na temat i trochę też bez sensu. Mogła postarać się lepiej, zamiast tłoczyć w kółko to samo. To znaczy: romans, zdrada, pod koniec ginie główny bohater. Mogła też spróbować opanować zaległy szkolny materiał, żeby jej pisemna ocena nie ograniczyła się do słabych stron. Mogła też kupić prezent urodzinowy Bente. Pluszaka? Grę? Zestaw wkładów, żeby nareszcie Bente była oszczędna i nie kupowała ciągle nowych długopisów? A nie, czekaj, ona ma urodziny dopiero w styczniu. To mogło poczekać.
„Sen też może poczekać” — powiedziała do siebie w myślach, minutę później zasnęła ze słuchawkami w uszach i telefonem w objęciach. Konsekwentność.
Trzydzieści minut później obudził ją rickroll. Wywołał u niej wrzask.
— Tego to ja nie dodawałam! — oburzona zapomniała, że jest środek nocy, wrzeszcząc na całe gardło. — Chyba czas usunąć współtworzenie…
Gdy nerwy opadły, przesłuchała piosenkę do końca, głupio się uśmiechając (nawet udany żart, w gruncie rzeczy), później zaś odłożyła telefon na szafkę nocną. W tym momencie jej twarz zmieniła się w czyste przerażenie, gdy napotkała wzrok jej cioci zza uchylonych drzwi.
„Trzeba było siedzieć cicho”, zdążyła przekazać sobie samej z przeszłości, zanim rozpoczęła walkę o swoją wolność, niezależność i prawo egzystowania.
✩ ✩ ✩
— Dodatkowo przez to kupią mi okulary — Anemone westchnęła. — Powiedzieli, że już się nie dziwią, że nie odróżniam ich od nieznajomych w sklepie. Nie rozumieli, że nie robię tego codziennie. To koniec z byciem piękną, czas powitać brzydotę.
— Ale przecież okulary cię nie obrzydzą! To tak nie działa! — Bente poczuła się osobiście zaatakowana. — Mój chłopak je ma i jest bardzo przysto-
[Chwila dla Bente na zrozumienie, co powiedziała].
— To ty masz chłopaka? — bardziej zmęczona bezsenną nocą niż zaskoczona wyznaniem Emone uniosła brwi. Kontynuowała delikatniej. — W wieku trzynastu lat? Zdajesz sobie sprawę, że wy oboje jesteście niedojrzali, tylko się skrzywdzicie, nie chcę widzieć cię smutną-
— Dlatego ci nie mówiłam! Jesteś strasznie krytyczna i zachowujesz się gorzej niż moja stara. Znajdź sobie jakieś dziecko do opieki, nie męcz mnie — Bente wybuchła jak typowy trzynastolatek oskarżany o bycie trzynastolatkiem.
— Okej, zrozumiałam, nie krzycz — matka rodziny wzruszyła ramionami, chcąc usilnie pokazać swoją dobrą wolę. I trochę też nie lubiła przykuwać uwagę nauczycieli. — Wybaczę ci, jesteś pod wpływem emocji.
— A daj mi już święty spokój — pod nosem dopowiedziała Bente.
A to wszystko tylko po to, by następnego dnia zachowywać się, jakby nic się nie stało.
Obie nie uważały swoich kłótni za coś dziwnego.
Obie uważały się za doroślejsze niż były, drugą oskarżając o głupoty i walcząc o rację jak wygłodniałe psy o mięso, ponieważ w końcu tylko jedna z nich mogła mówić prawdę, a nie ma opcji, że mogłyby się zgodzić ze sobą nawzajem i dojść do wspólnych wniosków.
Dlatego też, radośnie rozmawiając, kolejny dzień wracały ze szkoły. Ane tradycyjnie nakrzyczała na dwójkę dzieci męczących kota, grożąc policją, gdy tamte uciekały. Bente tradycyjnie postawiła herbatę, ciesząc się, jak bardzo dorosłe jest samodzielne płacenie. Obie miały znajomych, z którymi chętniej wracałyby do domu, jednak zgadzały się ze sobą, że ich relacja nie jest szczególnie gorsza. Jest po prostu inna. Starsza, trochę święta i obolała, ale ciągnie się nieźle, jak na dwójkę ludzi którzy poznali już doskonale swoje wzajemne wady i zgodzili się je ścierpieć. Na pewno relacja ta zasługiwała na dopieszczenie w formie wspólnego powrotu do domu i obgadania reszty klasy.
— Powróżysz mi wieczorem z kwiatków? — poprosiła Bente.
Anemone faktycznie często wróżyła koleżance za pomocą roślin. Jej znajoma traktowała to jako rozrywkę i nie domyślała się stojących za tym pradawnych mocy, ona sama zaś nigdy nie przegapiła okazji do szlifowania swoich zdolności.
— Jasne. Tylko przyjdź wcześniej, bo po dziesiątej każą mi iść spać.
◇──◆──◇──◆
[1055 słów: Anemone otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]
[1055 słów: Anemone otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz