LATO
Coś warknęło i wyskoczyło im tuż przed nosem. Było duże, wściekłe i zdecydowanie nie tym, czego szukały. Białowłosa zatrzęsła się, uniosła ręce do góry, próbując zasłonić twarz i zastygła w bezruchu, jakby ogar miał się przez to rozpłynąć w powietrzu. Jako że te stworzenia były niezwykle szybkie, tak też wszystko równie prędko się rozegrało. Kaya nie podniosła wzroku nawet na sekundę, zostawiając całą robotę nietrzeźwej Mei. Egoistyczne.
Słyszała warczenie, stęknięcia oraz kilka innych odgłosów, których nie potrafiła nazwać, aż w końcu towarzyszka ją szturchnęła.
— Uciekł — powiedziała, rozglądając się jeszcze na wszystkie strony. — Nienawidzę psów.
Kaya uśmiechnęła się niezręcznie, odrobinę speszona faktem, iż w niczym nie pomogła.
— Jesteś ranna. — Ścisnęła rękę Mei. — O jezu. — Skrzywiła się, widząc rozerwaną koszulkę w kilku miejscach z widocznymi, krwawiącymi zadrapaniami.
Dziewczyna wyrwała się z uścisku i przewróciła oczyma. Zachowywała się tak, jakby nic się nie stało. Jakby wcale nie walczyła przed chwilą z piekielnym ogarem, wielkości ogromnego psa i nie została mocno poturbowana.
— Poczekaj, poczekaj. — Kaya podniosła się z ziemi, na której leżała dobre kilka minut i zaczęła grzebać w kieszeniach w poszukiwaniu chusteczek. Czasem je tam wkładała, w razie czego. — O mam! — krzyknęła, kiedy z odmętów wygrzebała zmiętoloną, trochę porwaną chusteczkę.
Mei patrzyła na nią z niedowierzaniem, jednakże pozwoliła sobie przetrzeć niewielkie rany. Miejmy nadzieję, że nie dostanie zakażenia, bo kto wie, jak brudna ta chusteczka była.
Kiedy zajmowały się sobą, nie dostrzegły zguby, która zdołała ich odnaleźć — Lucien wypełznął z krzaków kilka metrów przed nimi i chwiejnym krokiem podszedł do obu dziewczyn.
— O boże! — Białowłosa krzyknęła, myśląc, że to kolejny potwór, gotowy, by ich zaatakować. — A to ty — mruknęła, rozpoznając Luciena.
Mei od razu się poderwała i obejrzała dokładnie chłopaka, martwiąc się, że mógł zostać poturbowany podobnie, co ona. Na szczęście małemu alkoholikowi nic się nie stało, a zgubił się tylko dlatego, że musiał udać się za potrzebą.
Wrócili do obozu razem, podtrzymując się i co chwilę potykając o przypadkowe nierówności. Na miejscu Lucien padł na łóżko (nie swoje), a Mei i Kaya położyły się razem na twardej ziemi. Cała trójka zasnęła bez żadnego problemu, pomijając poranne bóle kręgosłupa oraz innych kości przez spanie na twardej powierzchni.
WIOSNA
Jako że nadeszła wiosna, to zaczęło robić się coraz cieplej, tak więc teraz Kaya budzona była przyjemnie ciepłymi promieniami słońca. Wiele osób zabierało się także za porządki i zaganiało do tego rozbieganą białowłosą, która zwinnie próbowała się od tego wymigiwać już kolejne dni. Dobrze, że nie trafił się nikt z żelazną ręką, kto postawiłby ją do pionu.
Przewróciła się na łóżku, ignorując narzekania innych dziewczyn, które próbowały starannie wytrzeć ściereczkami swoje rzeczy. Była chyba jedną, która jeszcze leżała zatopiona głęboko pod ciepłą kołdrą.
— Wstawaj w końcu. — Ktoś rzucił jej mokrą ścierę prosto w twarz. — Nawet nie skomentuję, jaki burdel jest wokół twojego łóżka.
Kaya ostrożnie ściągnęła z siebie mokrą szmatkę i odrzuciła ją z obrzydzeniem za siebie.
— Jesteś okropna — mruknęła, podnosząc się do siadu, by obejrzeć miejsce wokół łóżka.
To, co zobaczyła, było znacznie gorsze od „burdelu”. Było potężnym burdelem, prawdziwym wysypiskiem śmieci, z którego można przerzucać odpady przy użyciu koparki. Była załamana i zaskoczona, tym, że tylko zdołała tego nazbierać; no i tym, że nikt jeszcze nie wziął, by to posprzątać za nią.
— Nie, nie, nie — mruczała do siebie, gdy zaczęła się ubierać. — Nigdy tego nie ruszę.
Wyszła na zewnątrz, gdzie przywitało ją ciepłe powietrze. Nie mogła jednak się zbyt nim nacieszyć, przez nękające ją myśli o czekającym sprzątaniu. Nawet jeśli wyjątkowo nie chciała zabierać się za wiosenne porządki, to prędzej, czy później ta góra śmieci ją dopadnie. I udusi w nocy. A nikt przecież nie chce mieć w akcie zgonu wpisane „uduszony przez górę śmieci”. Ta myśl przeraziła ją nie na żarty. Nie na żarty również ruszyła w stronę baraku, w którym mieszkała Mei.
Weszła do środka, jak do siebie, witając się z kilkoma osobami, jakby od dawna się z nimi przyjaźniła i podeszła do długowłosej. Znów czytała książkę.
— Hej, wiem, że czytasz, ale…
Mei odłożyła książkę.
— Co ty tutaj robisz?
— Weszłam?
— Zapraszał cię ktoś? — Uniosła ciemne brwi do góry. Nie była zadowolona z obecności Kai.
— Sama siebie zaprosiłam — burknęła. — Potrzebuję twojej pomocy.
Mei przewróciła oczami, po czym skinęła głową, pozwalając Kai wytłumaczyć, po co tu przyszła; i słuchała dziewczyny, starając się nie wybuchnąć złością na kolejne wzmianki o ogromnej górze śmieci, lecz dzielnie się wstrzymywała. Białowłosa zagłębiała się w temat coraz bardziej, próbując grać ofiarę i wziąć Mei na litość, jednakże miało to słabe szanse na powodzenie, zważywszy na fakt, iż długowłosa rozmyślała, w jaki sposób wykopać Kayę na zewnątrz.
— Rozumiesz, jakie to ciężkie? — zapytała, mrugając zachęcająco oczyma. — Nie chcę umierać.
— Błagam, wyjdź.
— Mei, błagam cię, ja umrę. Rozumiesz to? Umrę w nocy, przygniecie mnie góra śmieci i już więcej nie będziesz mogła ze mną rozmawiać. — Chwyciła dramatycznie dziewczynę za rękę.
◇──◆──◇──◆
[789 słów: Kaya otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz