Eleanor wyrwała się chwilowo z domku przynależącego do dzieci Hermesa. Miała już serdecznie dość tego wszystkiego, czuła się nadmiernie przytłoczona wszystkimi wydarzeniami, które spotkały ją ostatnimi czasy… Z jednej strony odczuwała pewną ulgę, że skończyły się jej problemy z „normalnymi” ludźmi, z jej dziwną rodziną zastępczą, z rówieśnikami pozostawionymi w starym liceum… Przeczuwała jednak, że nigdy nie zdoła uwolnić się od wrednego Luci, od wymagającego Samuela i Isabel traktującej ją jak niedorozwiniętą. Nawet bowiem gdy oddalają się od siebie, jakaś więź pozostaje — i jest to więź niekoniecznie chciana. Taka jest jednak natura rzeczy — albo przynajmniej temu podobne wrażenie odnosiła Eleanor.
Nie było jednak tak, że bez przerwy wspominała niezbyt przyjemne chwile — nie miała na to po prostu czasu, wolała zajmować się ważniejszymi sprawami i cieszyć się życiem na tyle, ile mogła. W tym momencie właśnie przypominała sobie psa starych sąsiadów, którego kochała — i nigdy zresztą kochać nie przestała — bardzo mocno. Mimo dzielących ich kilometrów ten krótkowłosy owczarek niemiecki na zawsze pozostał w jej sercu. Przypomniała sobie jego miękką sierść, jego bystre, pełne wigoru spojrzenie… Był to w istocie mądry psiak — pomijając to, że znał komendy takie jak siad, leżeć, łapa, głos, turlaj się i czekaj, to — małej wtedy — Hiszpance wydawało się, że zwierzę doskonale rozumie wszystko, co się do niego mówi. Gdy opowiadała mu coś, on przechylał łeb i słuchał… A tak w ogóle, ciekawe czy staruszek jeszcze żyje… Eleanor miała nadzieję, że państwo Flynch opiekowali się nim jak należy przez cały ten czas.
Rozmyślając o tym, dziewczyna wolnym krokiem szła przez las. Wzrok miała skierowany ku zielonemu poszyciu. Oto bowiem znowu nadeszła wiosna, mech nabrał swoich cudnych kolorów, a trawy powstały na nowo, tworząc cudne dywany na łąkach i polach. Kwiaty rozwijały swoje piękne pąki, zdobiąc świat feerią barw. Tak więc — może nie tu, w lesie, ale wszędzie indziej już jak najbardziej — dało się dostrzec różowe główki koniczyny, mlecze — żółte, jakby to samo słońce oddało im blask; białe, drobne kwiatuszki krwawnika oraz stokrotki, o których nie wiadomo czy śmierdzą, czy pachną… Można by tak wymieniać bez końca.
Hiszpanka przysiadła na korzeniu drzewa. Jak tu w ogóle trafiła? Powróciła pamięcią do tego momentu, dwa lata temu… Przypomniała sobie, jak na lekcji biologii nauczycielka pokazywała im ruszający się model tasiemca… Eleanor nie kryła wtedy oczywiście swojego obrzydzenia, co kobieta wykorzystała, podkładając jej napędzanego na korbkę robala pod sam nos. Dziewczyna nie wiedziała, co się wtedy stało i jak tego dokonała, jednak model nagle gwałtownie się skurczył i zmienił w parówkę. Przynajmniej nie był już taki brzydki… Czy to przez to, że jest heroską? Czy już wtedy widziała pierwsze oznaki? Chociaż w sumie nie pierwsze, ponieważ — może to przypadek — już wcześniej zawsze była tam, gdzie działy się dziwne rzeczy.
Zaobserwowała coś jeszcze… Może nie było to związane z tym, co jej jakiś czas temu bezceremonialnie oświadczono, jednak od zawsze odbierała emocje innych jakoś mocniej, dokładniej — tak jakby sama je odczuwała. Takie nietypowe zdarzenia miały wtedy w jej życiu miejsce coraz częściej.
Od małego dręczyła ją Lucinda — dziewczyna o bladej cerze i kruczoczarnych włosach, Europejka. Dziewczyny nigdy nie darzyły się sympatią — to chyba jasne — a oliwkowooka starała się unikać tej drugiej jak ognia. W czasie tych dziwnych wypadków kruczowłosa zaczęła jednak zwracać szczególną uwagę na Eleanor… Pewnego razu okazało się natomiast, że wcale nie jest ona człowiekiem, tylko jednym z tych potworów, które gonią herosów i starają się ich doszczętnie wytępić… Cóż, to był kolejny dowód, który powiedział Hiszpance prawdę — czy tego chciała, czy nie. Tak jak już jednak stwierdziła, frustrowała ją nieznajomość swej biologicznej matki — bo to musiała być bogini, skoro miała normalnego ojca, prawda?
Podążając wokół takich oto myśli, wstała z omszonego korzenia wiekowego drzewa i ruszyła dalej przez las. Z zamyślenia ocknęła się, dopiero gdy pod jej stopą trzasnęła gałązka, a niedaleko rozległ się głos pospiesznego wstawania. Eleanor aż podskoczyła, zaskoczona i lekko przestraszona, gdy zza pnia jednego z drzew wypadł jakiś chłopak — najprawdopodobniej heros — wyraźnie z zamiarem zaatakowania jej.
◇──◆──◇──◆
[650 słów: Eleanor otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz