środa, 23 listopada 2022

Od Colina — „Głowica milczy jak wryta”

— Ja sądzę, że sikorki głos mają i ciężką sprawą byłby owego śpiewu brak. Wiesz, może nie wyglądam na tego sortu typa, ale ja bardzo lubię sikorki.
Ach, z resztą. Wiesz — zasiadł on z różnie rozumianą ostrożnością, smyrając w ślimaczym tempie plecami o ścianę, jakby próbował sam siebie obdarować dotykiem dosyć przyjemnym. — Wiesz, ja w takim stanie na zawsze pozostanę, tylko że ty to rozumiałabyś pewnie w zupełnie inny sposób. Ja, szalony, bo mówię do głowicy, jakbym ze ścianą rozmawiał o brzydocie porządku korynckiego.
To frustrujące, wręcz nieznośne.
Ale zmartwienia to nie jest najważniejsza część życia herosa.
— Cześć, jestem Colin! Cześć, z tej strony prowadzący radia FOX News Talk! Z ostatniej chwili: Nicholas robi z siebie idiotę, szczerząc się do lustra i udając, że zaraz będzie musiał się komuś przedstawić albo co gorsza — pocałować na przywitanie. Chwila, ja nie mam pojęcia, co ja robię — Z nutką marazmu pogłaskał swoją twarz, ciągnąc, jakby z zamiarem, swoje powieki. Spojrzał w odbicie swoje po raz kolejny, utkwił jakby w chwili i ochlapał swoją twarz zimną wodą, mając nadzieję, że to cokolwiek mu da; przeliczył się, rzecz jasna. — Uhhggh... — przetarł swoje oczy, pochwycił ręcznik i na szyi go zawiesił, niczym dziką zwierzynę. Choć, będąc szczerym, za dziką zwierzynę można i uznać jego — za to spojrzenie pełne nienawiści w oczach, pełne furii i pretensji. Za jego niechęć i strach i wtem płacz z bezradności. Czy mógłby nazwać siebie samego człowiekiem cywilizowanym? Kimś przestrzegającym zasad estetyki i etyki? On nie wiedział sam.
Dlaczego miałby wiedzieć?


6:12


„Ja jestem” — pomyślał, rozmyślając. Bywało tak, że on rozmyślał dużo, o tematach nieciekawych, nieinteresujących, zupełnie jak to opowiadanie. Nie sposób czuć się jednak jak „będący”, gdy będącego bynajmniej się nie udaje. To wręcz podstawowa forma bytu, niebycie, bo bycie jest skutkowe. On był w sposób odmienny, nie był: jego słowa nie owocowały, nie potrafił przyjmować postaw w społeczeństwie a co najważniejsze — rozmawiać. I samotnym bycie nie oznacza bycie tajemniczym: bo bycie samotnym jest bezwzględne z natury własnej, a tajemniczym względnym się zdaje. Bo wiele osób zgrywa osobę tajemniczą, by na siebie uwagę zwrócić — ale on szukał jej w inny sposób. Próbował zbadać powody, odkryć istnienie.


6:56


6:56. Jak można tak szybko przepocić całe swoje ubranie? To chyba jakiś żart nie do wyjaśnienia. Podjął się chłopiec zdjęcia koszulki, nie podołał jednak zdjąć z siebie jeansów, które, nie do tego, że przylegały do jego ciała, to brak ich na sobie pobudziłby u niego wstydliwe poczucie nagości. Poczłapał on, na słabych nogach, na skałę, po drodze zbierając kamyki, te najładniejsze, które wtem wrzucał do dużej torby naramiennej.
Nie pozwalając mu oderwać od nich wzroku do momentu, gdy ktoś nie pochwycił go za ramię. Był to mężczyzna w podeszłym wieku, o słabej sylwetce i sympatycznej twarzy, na której widniał lekki uśmiech. Jego głos, tak samo, jak ręce, drżał, gdy tylko próbował coś powiedzieć i w głębi duszy Nicholas uważał, że jest to osoba o wielu historiach, które chłopiec, bo, mimo że nie był dorosły, to zachowywał się jak jeden, bardzo lubił słuchać. Nad sobą usłyszał osłabiony, brzmiący jakby należał do zmęczonego psa głos. Chłopak czuł strach z wiedzą, że nie powinien tu być, jednak widok odpływających ptaków ruszał w nim coś, czego nie zrobił nikt inny dotąd.
— Pięknie, prawda? — zaczął starzec, przez którego słowa Colin był zbyt osłupiały, by cokolwiek odpowiedzieć. Trwał więc w milczeniu, badając powoli jego zmarszczki i rysy twarzy.
— Jestem bardzo zmęczony. Czy mogę się dosiąść, młodzieńcze?
— Tak, oczywiście! — odpowiedział w końcu rozbudzony blondyn, bez powodu przesuwając się w prawo i klepiąc miejsce obok, wiedząc, że na tej plaży piach nie miał końca. — Mam gumy. Uch, tak. Chciałby pan?
— To bardzo miłe z twojej strony, jednak podziękuję. Tak, dokładnie o to chodzi. Chwila odpoczynku i ciszy. Podoba Ci się to miejsce?
— Tak. — odparł bez zastanowienia Colin. Kochał to miejsce. Obraz przed nim faktycznie był dosyć przyjemny dla oka.
Dosyć bardzo.
— Mi też. Widzisz tę kaczkę, odpływającą w dal? Zobacz, jaki ładny dziób ma. — Starzec wskazał palcem na oddalony o dziesiątki metrów zielony punkt na morzu. Zabrał jednak dłoń prędko i posunął nią po swoich siwych, przetłuszczonych włosach. Pachniał on nieprzyjemnie. Jak ryba.
— Chciałbym zobaczyć, proszę pana, ale po prostu jej nie widzę. Nie widzę wielu rzeczy na horyzoncie, więc wyobrażam sobie, co tam może być i jak to może wyglądać.
— Spoglądałeś na gwiazdy, Nicholasie? — spytał, przez co przez głowę Artina przeszło wiele skomplikowanych pytań, na które było mało krótkich odpowiedzi i przez które serce skoczyło mu do gardła. Nie rozumiał, skąd on znał jego imię. Nie chciał rozumieć, dlatego nie pytał.
— Tak.
— A więc widzisz dobrze?
— Nie. Gwiazdy świecą bardzo jasno, a obiekty na morzu w pewnym momencie zlewają się z morzem. Czasami wyobrażam sobie, że się topią. One nie dają takiego światła, to nie jest tak proste.
Zdrowy rozsądek podpowiadał Colinowi, by rzucić jakąś wymówkę i odejść, póki jeszcze mógł. W końcu kto normalny siada i rozmawia ze starszym facetem w środku poranka?
— Pana interesuje moja wada wzroku?
[…]
— Mam dla ciebie prezent. - przerwał, sięgając do swojej torebki Nike, narzuconej przez jego głowę, po małą paczuszkę przesyconą zapachem na tyle słodkim, że zagłuszył on jego wszystkie zmysły.
— Co to jest? Dlaczego mi to dajesz? — nie uzyskał odpowiedzi. Gdy tylko udało mu się dokładniej przyjrzeć, przysłuchać i wywąchać opakowanie, starzec zniknął, a z nim zapach cuchnącej ryby.


◇──◆──◇──◆
[877 słów: Colin otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz