JESIEŃ
Właśnie to Louise kochała w życiu herosa — mimo że niebezpieczne, naszpikowane śmierdzącymi potworami niczym sprawdzian czerwonym długopisem nauczycielki, było bardzo ciekawe i obfitujące w zwroty akcji. No, powiedzcie sami — w której śmiertelnej szkole znaleźlibyście pijanego satyra w jaskini, a chwilę potem szczeniaczki? To ostatnie było trochę smutne — mimo swoich szesnastu lat, jej wewnętrzne dziecko burzyło się na widok porzuconych ot tak piesków. Dlatego właśnie chwyciła jednego, najmniejszego i poleciła bratu zabrać dwa pozostałe. Nie mogli ich tak po prostu zostawić, na pastwę nocy i dzikich zwierząt, które zapewne niedługo się pojawią. Południe przeszło w popołudnie coraz dłużej kładącymi się promieniami słońca o coraz cieplejszym odcieniu — i Louise mogła już po pozycji słońca (tak, co myśleliście? Mimo że ma troszeczkę nierówno pod sufitem, nadal jest dzieckiem Ateny i potrafi przez sen objaśnić Ci system monetarny starożytnych Greków), że do zmierzchu pozostało niewiele czasu.
Pieski trochę popiszczały, w końcu jednak zasnęły — pomogło w tym ciepło swetrów, w które oba Ateniątka były odziane w połączeniu z naturalnym ciepłem ciała, uspokajające głaskanie i jednostajne ruchy, w które mimowolnie rodzeństwo je wprawiało, idąc.
— Słyszysz, jak ten śmiesznie chrapie? — szepnęła uśmiechnięta Louise, pochylając się w stronę Lucasa. Starała się to wypowiedzieć jak najciszej, jednak nie dało to większego skutku — jeden szczeniaczek niesiony przez jej brata obudził się nagle, otwierając małe ślepka oskarżycielsko niemalże. W tym także było coś zabawnie rozczulającego i blondynka zachichotała, oczywiście jak najciszej. Tym razem się jej udało — pozostałe dwa pieski się nie obudziły.
— Cicho, bo obudzisz resztę — fuknął Lucas. Na początku drogi na jego twarzy było widać walkę — czy to, co robią, jest na pewno właściwe. Na szczęście szybko argumenty w stylu „Może ktoś je tu po prostu zostawił i miał wrócić za parę minut”, „To demony zaklęte w futrzanych kulkach ze słodkimi oczkami” szybko przestały go przekonywać. Tulił dwa pieski do siebie w taki sposób, że Louise zaczęła żałować, że to nie ona wzięła dwóch. Spojrzała na swojego — malutki nosek, zamknięte powieczki, lekko trzęsące się łapki — może śniło mu się coś strasznego? Ten ruch łapek obudził w niej instynkt psomacierzyński i nabrała irracjonalnej ochoty, żeby potrząsnąć pieskiem wrzeszcząc, że to tylko sen i wszystko będzie dobrze, a następnie go przytulić. Pewnie z energią, która połamałaby mu kruche żeberka.
W końcu doszli do celu, wyznaczonego przez grupową — małej szopki. Zmrok już zapadł i zrobiło się nieco chłodno. Nawet Szwed zatrząsł się nieco pod swoim sweterkiem.
— Jesteś pewien, żeby je tu zostawić? Trochę zimno.
Słowa Louise Lucas na początku odrzucił, wiedząc, jaki będzie ciąg dalszy — zabierzmy je do Domku Szóstego! Potem jednak zastanowił się. Spojrzał na małe pieski. Na razie było im dość ciepło, ale w nocy… Co będzie w nocy? Czy zdoła je ochronić od grożących im niebezpieczeństw? Na pewno jakiś ogar piekielny wyłamie drzwi, satyry początkują szczeniaczki na kawałeczki tańcząc makarenę, gdy oni będą sobie smacznie spali daleko. Bardzo daleko.
Choć w sumie... czy będzie mógł spać, wiedząc, że tu są? Same? Samotne? Porzucone, jak wtedy, gdy je znaleźli?
◇──◆──◇──◆
[488 słów: Louise otrzymuje 4 Punkty Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz