W swoim życiu Sony zawsze starało się, żeby każdy jego dzień był dobry. Ale szczególnie wspaniałe były te dni, podczas których działo się coś niespodziewanego i, co najlepsze, kompletnie nieplanowanego. Nie lubiło planowania, ustalania długich list rzeczy do zrobienia, przejmowaniu się tym, co jeszcze zostało do wykonania i martwieniu się, że się nie zdąży ze wszystkim do końca dnia. Chociaż, jakby nie patrzeć, wszystkie te estetyczne planery zawsze sprawiały, że Sony świerzbiły dłonie. Tylko że ona nie potrafiła być estetyczna, a do tego zawsze zapominała, że w ogóle cokolwiek sobie zaplanowała.
Codziennie, gdy Sony wychyla się z domku Apollina, a wszędzie roi się od zajętych swoimi sprawami herosów, ona wyobraża sobie następującą sytuację. Każdy dookoła biega po całym obozie, próbuje przypomnieć sobie, gdzie powinien się znaleźć i jakie zajęcia odbywają się o tej godzinie. A tu nagle BUM! TRACH! TATARATA! (Tu można dodać pełną emocji gestykulację Sony). Wszystkie plany muszą zostać odłożone w czasie lub wyrzucone do śmieci (drastyczniejsza wersja), bo coś się stało.
To coś równie dobrze może być pojawianiem się w obozie nowego herosa, którego imię brzmi dla Sony dziwnie znajomo, jakby już kiedyś je słyszeli. I to nie jeden raz, tylko jakby słyszeli je wiele, wiele razy i od tego momentu nie opuściło ich pamięci w parze ze wspomnieniami, których Sony nie potrafi sobie dokładnie przypomnieć. To jak te rzeczy, które wbijają się człowiekowi do głowy jak niektóre piosenki, ale w ten irytujący sposób, kiedy pamięta się melodię i kilka słów, ale gdy próbuje się ją zaśpiewać, to nagle melodia kompletnie wypada człowiekowi z głowy, a słowa jakoś nie łączą się ze sobą i nagle już nie ma się pojęcia, jaki to w końcu jest utwór. Albo lepiej: nie ma się pewności, czy ta piosenka w ogóle istnieje.
Gdy próbowano znaleźć kandydata do oprowadzania tej nieznanej nikomu sieroty po obozie, wystąpiło parę problemów. Wiadomo, na tym obozie mało kto ma wystarczająco dużo cierpliwości i wykazuje się akurat takim zaangażowaniem, żeby nie wyglądać, jakby oprowadzanie kogoś było najgorszą karą, na jaką można skazać biednego, niewinnego niczemu herosa. Wtedy Sony uniosło dłonie z szeroko rozcapierzonymi palcami najwyżej, jak potrafiła, i wrzasnęła: ,,Ja! Ja chcę!”. Oczywiście, zrobił to tylko po to, żeby wyrwać się ze swojej nudnej, codziennej rutyny. Stwierdził też, że może być fajnie. Zwłaszcza że nikt inny nie chciał się zgłosić, to jest pewny znak, że coś tak naprawdę okaże się mega i super fajne.
Idzie za satyrem pewnym siebie krokiem, z uśmiechem na twarzy, jak najbardziej dumny ze swojej funkcji przedstawiciel Obozu Herosów. Może nie jest wymarzoną reprezentacją, ale ktoś musi, prawda?
Najpierw na twarzy ma swój zwyczajny, codzienny, miły uśmiech. Potem leciutko marszczy brwi, przechyla głowę… to nie do końca ten kolor włosów, który pamięta, ale tych pieprzyków i podkrążonych oczu nie da się zapomnieć, a tym bardziej pomylić z czymś innym. Szczerzy zęby w szerokim uśmiechu, coś w jego oczach błyszczy z radością i rzuca się biegiem w stronę niczego nieświadomego najnowszego członka Obozu Herosów z ramionami rozłożonymi do przytulenia.
— Elliot! — krzyczy, zamykając drobnego chłopca w silnym uścisku.
Ten stęka z zaskoczenia, zdezorientowany widzi tylko burzę zielonych dredów. Nagły przytulas spotyka się z jego strony natychmiastową chęcią odepchnięcia tej nieznajomej(?) osoby, ale wszystko dzieje się za szybko, Elliot nie jest w stanie reagować szybciej, niż myśleć, a co za tym idzie, kiedy w jego głowie budzi się nagląca chęć ucieczki, jest już uwięziony w ramionach Sony. Świetnie.
— O rany, słuchaj, mam ci tyle do opowiedzenia — trajkocze Sony, nareszcie puszczając Elliota. — Kiedy widzieliśmy się ostatnio? — zadaje pytanie, najwyraźniej retoryczne, bo samo sobie odpowiada wzruszeniem ramion i kontynuuje: — Czy w takich momentach mówi się ,,kopę lat”?
— Eee — zawiesza się Elliot. Coś mu się kojarzy. Zdecydowanie coś grzechocze w jego pamięci, ale nie do końca jest w stanie dopasować to do zielonych włosów i pomarańczowej obozowej koszulki. — No, ten, tak… chyba. Kopę lat…?
— Dobra, ale słuchaj, słuchaj! — Głos Sony aż drży z podekscytowania. — Czekaj, od czego zacząć, od czego… Okej, mam cię oprowadzić, ale, ale po prostu…! — wydaje z siebie coś w rodzaju nieco zduszonego pisku, podskakuje w miejscu. Jeżeli to możliwe, jej uśmiech z każdą sekundą staje się coraz większy. — Rany, za bardzo się cieszę. Ale rozumiesz, nie na co dzień spotyka się swoich przyjaciół, których myślało się, że się już nigdy nie zobaczy, wiesz przecież, prawda, prawda?
Elliot wpatruje się w Sony lekko skonsternowanym wzrokiem. Próbuje połączyć kropki, ale od nadmiaru przekazywanych mu informacji jego umysł pracuje w tempie nieszczególnie szybkim, sprawiając jedynie, że zaczyna kwestionować to, czy aby na pewno jest w tym momencie przytomny. Nie zdziwiłby się, gdyby po prostu w pewnym momencie odpłynął i nawet nie zdał sobie sprawy z tego, że zasypia (o ile ktokolwiek kiedykolwiek zdaje sobie z tego sprawę), a teraz tkwi w bardzo dziwnym śnie. Chociaż w sumie… Niewiele osób, które kiedykolwiek poznał miały aż tak specyficzną energię. Jeżeli dobrze sobie przypomina, ta właśnie osoba nigdy nie obraziłaby się o pytanie, które zamierza zadać.
— Sony…?
— No, a kto? — Chichocze. — Głuptas z ciebie. Już zapomniałeś?
Mierzy Sony wzrokiem od stóp do czubków niechlujnych kucyków po bokach jego głowy. Może nie do końca zapomniał, a prędzej ono nie wygląda już jak ono sprzed lat. Trochę to głupie, bo on też się zmienił, a Sony jakimś cudem rozpoznało go na pierwszy rzut oka… ale ona zawsze miała te swoje supermoce z rozpoznawaniem ludzi.
— Zrobiłoś sobie kolczyki — mruczy w końcu, przyglądając się złotej biżuterii Sony. Tego na pewno wcześniej nie było.
— Aha! Ten zrobiłem sam. I ten, i ten też. — Wskazuje na niektóre przekłucia w uchu. — Sama się zdziwiłam, że się w końcu zagoiły. Znaczy, wiedziałom, jak to robić, żeby nie było, jestem profesjonalistą, sanitarne warunki, dezynfekcja i w ogóle, mam to w małym paluszku! Idzie mi tak dobrze, że kiedyś założę własny salon, poważnie! Ale chcę też robić tatuaże, bo tatuaże są przepiękne, ale mama mówiła, że jeżeli sobie jakiegoś zrobię, to zamknie mnie w moim pokoju na miesiąc, bo to już będzie przesada. A, właśnie, wracając… Zrobić ci jakiegoś? — szczebiocze, a mówi tak szybko, że słowa prawie zlewają się ze sobą. Dodając do tego jego gwałtowną gestykulację, wygląda, jakby zamierzało rozpętać sobą huragan.
Elliot?
───
[1012 słów: Sony otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]