Poprzednie opowiadanie
ZIMA
Wanda przez chwilę się nie odzywała. Nie wiedziała zbytnio jak pocieszyć Philip. Ona miała całkiem sporo znajomych. W szkole nawet była lubiana. Raz, chcieli ją nawet na przewodniczącego klasy wybrać, jednak nauczyciel się nie zgodził, twierdząc, „gorszej osoby wybrać chyba już nie mogliście”. Ostatecznie stwierdziła, że po prostu, przytuli się.
Wtulając się w ciało starszej od siebie dziewczyny, poczuła coś dziwnego. Jakieś… ciepło? Czuła jak serce jej spowalnia. Czuła się bezpiecznie. Co to ma znaczyć? Miłość? Bez przesady, ledwo co się znają, a to przysłowie „miłość od pierwszego wejrzenia” to tylko tak się mówi. Przecież, nie da się zakochać w kimś tak od razu, co nie?
— Nie znają się — Wanda często mówiła dość głośno, z ekscytacją, jednak tym razem powiedziała dość spokojnym jak na nią głosem. — Teraz masz mnie — uśmiechnęła się do Philip. — zaprzyjaźnimy się i będziemy razem spędzać czas, jeżdżąc na przejażdżki z Juanem, albo szturmować sklepy, lub coś jeszcze innego!
Dziewczyny spędziły tak trochę czasu razem, opowiadając różnorodne historie z ich życia, tak, by lepiej się poznać. Polka zdała sobie sprawę, jak bardzo Juan jest ważny dla Philip. Był jej najlepszym przyjacielem. Można powiedzieć, że są razem od pampersa. Jakie to było słodkie…
Wanda zdała sobie sprawę, że przecież nie może wiecznie siedzieć u Philip. Po kilkunastu minutach wstała.
— Będę wracać już do siebie. Obiecuję, że odwiedzę cię znowu niedługo — poinformowała z uśmiechem na twarzy córka Aresa.
Brązowowłosa pomału szła w stronę Obozu Herosów. Z daleka pomachała centurionce na pożegnanie. Obiecała sobie, że odwiedzi ją za niedługo.
WIOSNA
Darcie się rodzeństwa Wandy obudziło ją, dlatego jeszcze zaspana, z wielką niechęcią podniosła głowę. Najgorsze było to, że spała na górnej części łóżka piętrowego, chociaż, może to i lepiej. Widząc, w jakim stanie jej miejsce do spania jest, można, by śmiało rzec, że wygląda jak zajebane z najgorzej ocenianego motelu. Spanie w byle jakim łożu, w baraku Philip było dla niej niczym sen na łóżku z najcenniejszych materiałów. Ach, to życie w domku piątym.
Zbyt dużo powodów nie było, dlaczego Aresiaki znowu drą swoje japy tak, że domki obok zamykają okna i zakładają słuchawki, by nie słyszeć tego krzyku. Pierwszy powód. Znowu ktoś się z kimś bije. Nie ważne czy to rodzeństwo z rodzeństwem, czy niewinnym herosem, który na jego nieszczęście przechodził koło czerwonego domku. Każda pora, osoba i czas odpowiedni na napierdalankę. Drugi powód. Kolejny nowy, który padł ofiarą chrztu obozowego od dzieciaków boga wojny, polegającym na wsadzeniu głowy do kibla.
Powodem okrzyków godowych był powód drugi. Polka szybko się przebrała, tym razem w całości w swoje obozowe ubranie, tylko na swoją pomarańczową, delikatnie porwaną koszulkę, nałożyła zieloną bluzę, tak, by pasowała do moro spodni i jej zielonych oczu. Gdy już przybyła na miejsce akcji, od razu rozpoznała ofiarę. Zwał się Maur. Skąd go znała?
Było to kilka dni temu. Do obozu trafił nowy. Wanda, jako przyjacielska istota, oprowadziła nowego po terytorium. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że Maur był typem, którego za bardzo dziewczyna nie lubiła. Ten typek, który udaje, sto razy mądrzejszego niż jest, a on sam lubił wchodzić o wiele starszym i silniejszym herosom pod nogi. Nie każdy jest taki jak Wanda. Niektórzy go ignorowali, a inni odpyskowali. Świeżakom wcale nie jest aż tak łatwo w Obozie Herosów.
Aktualnie patrzyła, jak karma do niego wróciła, za niesłuchanie jej.
— Ty! — krzyknął Maur. — Czemu nic nie robisz, a tak się tylko gapisz? Mówiłaś, że jesteś pomocna, a co? Aktualnie zachowujesz się jak ostatni kretyn jak ci inni tutaj!
Każdy ma swoje granice. Nawet taka koleżeńska istota jak ona. W tej chwili miała ochotę tak mu przywalić, że już dawno takiej chęci nie czuła. Dziewczyna przepchnęła się przez tłum rodzeństwa do nowego. Złapała go za koszulkę z tyłu.
— Nazywasz mnie ostatnim kretynem, jak ja pomogłam odnaleźć ci się w obozie? Gdyby nie ja, teraz leżałbyś gdzieś zaryczany! Czy ty w ogóle mnie słuchałeś? Czy traktowałeś to jak mój obowiązek, że muszę cię oprowadzić? Nie! To nie jest mój obowiązek! Naucz się trochę słuchania i doceniania kogoś drugiego, samolubie — mówiła zdenerwowanym głosem Wanda.
Można było usłyszeć, jak pozostałe Aresiaki zachęcają Polkę do przemocy, w stronę młodego. Najlepsze jest jednak to, że Wanda ostrzegała Maura przed dziećmi Aresa. Mówiła, by nie podchodził im pod nogi. Z opowieści innych, słyszała, że ten nawet specjalnie ich zaczepiał. Doigrał się.
— Przywal mu!
— Teraz ty mu wsadź łeb do kibla! Niech się nauczy szacunku!
— Słuchaj — zaczęła mówić Wanda. — Puścimy cię, pod jednym warunkiem.
Pozostałe dzieci zamilkły z zaciekawienia, co wymyśliła dziewczyna.
— Przeproś mnie za to, że mnie tak potraktowałeś.
— Przepraszam!
— Ładniej! Kultury cię nie nauczyli?
— Jak to ładniej?! Mam klęknąć, całować po dłoniach i błagać o przebaczenie?!
— Tak! Zrób tak! Dla każdego z nas najlepiej! — zaśmiał się jeden z Aresiaków z tyłu.
— Nie. Nie będę się płaszczyć przed jakimiś dzieciakami, którzy właśnie mnie upokarzają, a na dodatek ta dziewczyna, z jakimś ruskim akcentem mnie okłamała!
— Nie to nie. Mam lepszy pomysł. Spotka cię kara — odrzekła Wanda, puszczając w końcu Maura.
— Tak! Niech sprząta kible swoją szczotką do zębów!
— Wylejmy wczorajszą zupę na jego włosy!
Oprócz tych dwóch było jeszcze pełno innych propozycji. Niektórzy proponowali zabrać typowi ubrania i je porwać, jeszcze inni chcieli zostawić go w szopce w lesie na noc.
Ostatecznie została wybrana jeszcze inna propozycja. Maur będzie przez tydzień czyścił broń każdego Aresiaka, a jeżeli ten, dodatkowo czymś zdenerwuje, będzie czyścił cały domek 5. Powodzenia.
— Dobra! Niech wam już będzie! Od kiedy mam zacząć?
— Od jutra.
— W moje urodziny! Na serio?!
— No to dostaniesz idealny prezent z okazji urodzinek!
Wanda z ciekawości poszła sprawdzić, jaki jest dzień jutro. Owszem, na kalendarzu było kiepsko cokolwiek zobaczyć, przez to, że cały był porwany, jednak akurat ten dzień był idealnie zaznaczony. Tydzień po pierwszym dniu wiosny.
Polka była tym typem osoby, która w każdej sytuacji potrafiła znaleźć rozwiązanie, nawet w tej, jednak nie tym razem. Gapiła się na ten pierdolony kalendarz przez minutę, zastanawiając się, co najlepszego narobiła. Tak, też była osobą, która nie patrzy na negatywy, jednak nie tym razem. Obiecała Philip, że ją odwiedzi za niedługo. Minęło kilka tygodni. Obiecała być jej koleżanką, a teraz zapomniała, że miała ją odwiedzić.
Na Wandę czekała misja. Znaleźć prezent dla Philip i to nic takiego byle jakiego. To musi być coś wyjątkowego, jedynego w swoim rodzaju, dlatego też dziewczyna stwierdziła, że wybierze się poza Obóz. Czemu? Na pewno tam będzie większa szansa znaleźć coś wyjątkowego niż na terenie należącym do herosów. Sama jeszcze nie wiedziała co to będzie. Może być nawet najmniejsza rzecz, byle różniła się na tle innych, tak, by centurionka pamiętała na długie lata, że to prezent od niej.
Gdy przekroczyła próg wejścia do Obozu Herosów, udała się w stronę pewnego miejsca, a mianowicie przydrożnego sklepu, w którym to niekiedy kupuje pierogi, które wręcz uwielbia. Ile by zrobiła, aby kiedyś podali te danie na obiad w Obozie. Byłaby w stanie zjeść porcję każdego, tak, by nic się nie zmarnowało. Dlaczego Wanda wybrała ten kierunek? A mianowicie, niekiedy, koło sklepu, okoliczni mieszkańcy wioski sprzedają różne rzeczy, taki mały ryneczek. Było tam wręcz wszystko. Polka stwierdziła, że może akurat tam odnajdzie coś wyjątkowego.
Kiedy już była na miejscu, zaczęła przyglądać się, wszystkiemu, co jest. Od własnoręcznie robionych drewnianych ozdób, po kocyki. Taki kocyk wydawał się uroczym prezentem, jednak, czy Philip przypadkiem nie zasługuje na coś lepszego, niż takie coś?
Poszukiwania idealnego prezentu było strasznie długie. Nie było nic, co mogłoby urzec Philip, jednak Polka się nie poddała. Szukała dalej, aż dodarła na koniec, gdzie zauważyła własnoręcznie robione maskotki. Od zwykłych zwierząt, po nawet te fantastyczne, jak pegazy. Ujrzawszy przytulankę, wyglądającą jak czarny pegaz, od razu skojarzyła go sobie z Juanem. Tak. To jest ten prezent, który musi dać Philip. Maskotka, wyglądająca jak jej ukochany pegaz, który jest jej najlepszym przyjacielem. Wszystko było dobrze do momentu. Gdy dziewczyna zorientowała się, że nie ma pieniędzy.
— Mam pytanie. Czy zamiast płacić, będę mogła na przykład… pozbierać jabłka w pani sadzie?
— Skąd wiesz, że nam własny sad jabłkowy?
— …
— Dobra, niech ci będzie, dzieciaku.
— O której się zjawić?
— Gdzieś tak pojutrze, około 12.
— Dobra, dziękuję bardzo!
Poszło szybciej, niż się wydawało Wandzie.
Zerknęła, aby zobaczyć, która jest godzina. Za 15 minut 12.30. O tej godzinie Philip najczęściej wybiera się na drugą z pięciu przejażdżek. To oznaczało jedno. Polka musi biec, by zdążyć.
Wanda była szybka, a jej kondycja była dość dobra, jednak nie na tyle dobra, by przebiec ze sklepu, przez Obóz Herosów do Obozu Jupiter, z pluszakiem pod pachą, rozczochranymi włosami, rozmazanym tuszem do rzęs, a także w podartej obozowej koszulce. Philip zobaczy ją w najgorszym wydaniu, jakie tylko istnieje. Gdy biegła przez Obóz, jej rodzeństwo ją zauważyło, jednak ona biegła dalej. Z daleka zauważyła jednak, albowiem po raz pierwszy od dawna Aresiaki użyją swoich ostatnich szarych komórek, jakie im zostały, ponieważ wydawało się, że próbują odgadnąć, co takiego Wanda znowu odpierdoliła, że lata tam i z powrotem. W labiryncie już musiała iść szybkim marszem, by odpocząć i zdążyć. Dopiero z niego wychodząc, ponownie ruszyła do biegu, gdzie na samym starcie się przewróciła. Pluszakowi nic się nie stało, ale za to ona wpadła… prosto do mokrej kałuży. Cała koszulka i bluza były przemoknięte. Spodnie na szczęście nie. Całe szczęście, że było w miarę ciepło.
Zdążyła idealnie na czas. Philip akurat wychodziła ze swojego baraku, aż niespodziewanie przed jej oczami pojawiła się Wanda. Brudna, z nieuczesanymi włosami, wyglądająca jakby walczyła z wielką bestią.
— To dla ciebie — powiedziała, podając pluszaka bardzo podobnego do Juana, przy czym uśmiechając się głupio.
Philip?
◇──◆──◇──◆
[1558 słów: Wanda otrzymuje 15 Punktów Doświadczenia]