— Jest po zamknięciu.
Czyjś głos odbijał się echem po pustym lokalu. Spodziewałem się, że mogę kogoś jeszcze tutaj zastać.
— Drzwi były otwarte — odpowiedziałem komuś, bo nie udało mi się namierzyć właściciela(ki) tajemniczego głosu.
Przespacerowałem się pomiędzy wygodnymi fotelami z czerwonymi, skórzanymi obiciami. Na niektórych stolikach wciąż stały szklanki, jakby pracownicy mieli na dzisiaj dosyć i wszystkiego nie uprzątnęli. W mojej pracy było to bardzo częste. Zostawiało się na rano to, czego nie zdążyliśmy zrobić w wyznaczonym na zamknięcie czasie. Potem w godzinach porannych, kiedy normalni ludzie przekręcali się na drugi bok, ja odpalałem restauracyjną zmywarkę z wyparzarką i na szybko czyściłem nocne pozostałości.
Usiadłem przy kontuarze. Słyszałem, jak ktoś przemieszcza się za moimi plecami, próbując podejść bliżej. Nie odwróciłem się. Czekałem, aż tajemniczy głos usiądzie obok i pozwoli mi spojrzeć sobie w oczy.
— Pracownicy zazwyczaj zamykają za sobą drzwi, kiedy kończą pracę.
Oparłem brodę na ręce. Część niesfornej grzywki opadła na moje czoło i oczy, zasłaniając mi widok na obcą twarz.
— Może zapomnieli — odpowiedziałem niewzruszony. — Gdyby było zamknięte, to bym tutaj nie wszedł.
Usłyszałem głośne westchnięcie, przepełnione zawodem i poirytowaniem. Poczułem się przez moment, jakbym rozmawiał ze zmęczoną wychowawczynią nieznośnej klasy.
— Czego tutaj szukasz?
— Hmm, spokoju? — mruknąłem znudzony. Nie podobało mi się, że zaczynała mnie tak przepytywać.
— W pustej restauracji po godzinach zamknięcia? — parsknęła śmiechem. — Jak jesteś złodziejem, to możesz mi powiedzieć.
— Hej! Nikogo nie okradam! — Poderwałem głowę i dopiero wtedy, od początku naszej rozmowy, spojrzałem w oczy obcej kobiety. — A bynajmniej nie okradam pustych restauracji. To byłoby zbyt nudne. I za łatwe.
Przewróciła oczami. Wyglądała na zmęczoną, jakbym wybudził ją ze snu. Może sypiała w takich miejscach? Wkradała się do restauracji, których pracownicy zapominali zamknąć na klucz i urządzała sobie wielki pokój do odpoczynku?
— A ty — uśmiechnąłem się — czego szukasz?
Nie odpowiedziała od razu. Najpierw przejrzała mi się bliżej, lustrując zaciekawionym wzrokiem moją osobę od stóp do głowy i kiedy uznała mnie za godnego kandydata do rozmowy, mruknęła:
— Szukałam czegoś.
— Ahaa.
— Co? Niezbyt ciekawa historyjka?
— Wyglądasz, jakby cię ktoś tutaj przez przypadek zamknął.
Westchnęła. Znowu. Już nie wiem który raz, bo przestałem liczyć po trzech.
— Najwyraźniej nie zdarza się to tylko na filmach. — Wzruszyła ramionami. — Zapomniałam, że niedługo zamykają, a nikt nie przeszedł się po lokalu, by sprawdzić, czy wszyscy klienci wyszli. I tak sobie zostałam.
— Nie masz ze sobą telefonu? — Zdziwiłem się. — Mogłabyś po prostu zadzwonić na policję. Albo do kogoś bliskiego.
Pokręciła głową.
— Nie używasz.
— Telefonu?
— Ty też nie powinieneś.
Uśmiechnąłem się głupkowato nagle zbity z tropu.
— Podrywasz mnie?
Najwidoczniej nie spodobała się jej ta odpowiedź, bo odwróciła się na chwilę, po czym skierowała na mnie wzrok przepełniony zażenowaniem i jeszcze innymi emocjami, których nie potrafiłem rozczytać w spowijającym mroku restaurację.
— Skąd masz ten tatuaż? — Wskazała na moją rękę. Byłem na tyle skonfundowany szybkością, z jaką zmieniała temat do rozmów, że nawet nie próbowałem iść na przekór, tylko płynąłem w tym chaosie razem z nią.
— Nie pamiętam. — Spoglądałem na czarny malunek, który nosiłem na skórze od dobrych kilku(nastu) lat. — Możliwe, że zrobiłem go gdzieś po pijaku.
Nie było to coś, czym lubiłem się chwalić. Nie potrafiłem sobie przypomnieć dnia, godziny, roku, właściwie to niczego. Kiedy myślałem o tym tatuażu, to w głowie znajdowałem tylko pustkę i może jakieś mgliste wspomnienie bólu z tym związanym.
Nie kwestionowała nawet mojej odpowiedzi; pokiwała głową i zwróciła twarz ku ściance z butelkami przeróżnego alkoholu.
— Chciałbyś może coś ukraść?
— I pytasz o to akurat mnie? — zachichotałem. Zsunąłem się ze stołka i wszedłem za barek. — Co podać?
Kobieta wskazała na dwie butelki i zaczęła instruować, w jaki sposób mam przygotować dwa drinki. Wybrała akurat słabsze trunki, ale można tak będzie lepiej. Szczególnie że siedzieliśmy w tej restauracji, przy barku, w kompletnych ciemnościach po godzinach zamknięcia i gdyby ktoś spostrzegł dwie ciemne postacie w środku lokal, to zapewne wezwałby policję.
— Nie wiem, gdzie trzymają lód — postawiłem dwie szklanki na drewnianym blacie kontuaru — ale nawet bez tego powinno być okej.
Mruknęła w odpowiedzi ciche „dziękuję”, co uznałem za największy komplement, bo podczas tych pół godziny traktowała mnie jak największego dziwaka na świecie.
— Jak masz w ogóle na imię? — zapytałem. — Nie przedstawiłaś się jeszcze.
— Ty też — wytknęła, uśmiechając się delikatnie. — Dahlia.
— Ładne imię. Takie… kwiatowe. — Wyciągnąłem otwartą dłoń ku niej. — Jestem Dante.
— Który to już krąg piekła? — Odstawiła pustą szklankę.
— Szósty.
— Posprzątaj to — rozkazała, kiedy skończyliśmy bawić się na niekorzyść restauracji. Przewracałem tylko oczyma, widząc, że rzeczywiście pilnuje, czy domywam naczynia do końca.
— Ej, zostaw mi swój numer.
— Mówiłam, że nie korzystam z telefonu.
— Ile ty masz lat? — Na mojej twarzy od razu zagościł smutek. Nie wierzyłem, że w takim wieku można stronić od technologii czy internetu. Nie potrafiłem sobie wyobrazić funkcjonowania bez tych podstawowych elementów w życiu każdego człowieka. Co z codziennym oglądaniem głupich filmików? Totalna nuda.
— Umiesz się kiedyś zamknąć?
— Czy ty mnie dalej podrywasz?
Załamała ręce.
— Wyjdźmy już stąd.
Tak też zrobiłem, pozostawiwszy po sobie umyte dwie szklanki i ładnie zasunięte stołki przy kontuarze. Nie narobiliśmy żadnego syfu, nie musiałem przesadzać z alkoholem, bo Dahlia miała trochę więcej szarych komórek i wybrała niskoprocentowe napoje. Trafiłem pierwszy raz od niedawna na względnie odpowiedzialną osobę, jeśli zignoruję fakt, że została przypadkiem zamknięta tutaj po godzinach otwarta i czekała spokojnie na poranek, żeby się stąd uwolnić.
— Chciałbym się z tobą jeszcze kiedyś spotkać… ale nie wiem, jak mam to zrobić, skoro nie korzystasz z podstawowych technologii. — Odgarnąłem niesforne kosmyki włosów z twarzy. — Przyjmujesz może pocztę pantoflową albo gołębie?
— Jak mnie znajdziesz — uśmiechnęła się prowokująco — to będę naprawdę pełna podziwu.
— Dużo niepotrzebuje. — Puściłem do niej oczko.
Już następnego dnia stałem przed wejściem do tej samej restauracji, przeczuwając, że to właśnie tutaj ją znajdę — podczas normalnych godzin otwarcia, kiedy w środku będą kręcić się pracownicy i inni klienci.
Czasem moje przeczucia się sprawdzały. Czasem zawodziły. Ale tym razem wiedziałem, że nigdzie indziej nie znajdę kogoś, kto nie korzysta z telefonów i najwidoczniej stroni od internetu.
Przeszedłem się po lokalu dwa razy, aż dostrzegłem kępkę krótkich, kręconych włosów.
— Co wygrałem?
To było pierwsze, co powiedziałem, kiedy usiadłem naprzeciwko kobiety przy dwuosobowym stoliku. To było też pierwsze, co najwyraźniej ją przeraziło tego dnia i ostatnie, czego się spodziewała; bo raczej nie uważała mnie za aż takiego szaleńca, który rzeczywiście pokusiłby się o szukanie obcej kobiety w mieście, jakim było San Francisco.
Dahlia?
───
[1033 słowa: Dante otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz