Nie miała szczególnej ochoty na wieczór z winem w ręku i serialem lecącym w tle. Takie wieczory były dla niej zbyt ciche, zbyt spokojne, a ostatnio zbyt wiele czasu spędzała we własnej głowie. Ale obiecała to Elio — a danego słowa nie rzucała na wiatr. Nie widzieli się od dłuższego czasu, głównie przez to, że Elio od kilku dni leżał rozłożony jak placek, dramatycznie twierdząc, że umiera na dżumę, czarną ospę lub inne historyczne paskudztwo.
Isha podejrzewała jednak, że to po prostu zwykłe przeziębienie i jej przyjaciel jak zwykle dramatyzuje. Elio był mistrzem przesady, zwłaszcza kiedy chodziło o jego własne samopoczucie. Ostatnim razem, gdy miał ból gardła, napisał testament i wysłał go do niej mailem zatytułowanym „W ostatnich chwilach mojego istnienia”.
Mimo wszystko — brakowało jej go. Ich rozmów, wspólnego narzekania na świat, sarkazmu i przekomarzanek, które były dla niej formą domowego ciepła. Więc zebrała się, kupiła butelkę Pepsi (które ostatnio cholernie podrożało) i ruszyła do jego mieszkania, po drodze jeszcze przypominając mu wiadomością, żeby chociaż otworzył okno i przewietrzył „swoją umieralnię”.
Ich rozmowa już dawno zeszła z tematu Drag Race, które leciało w tle, zagłuszane co chwilę przez śmiech publiczności i przesadnie dramatyczne komentarze uczestników. Kolorowe peruki migotały na ekranie, ale żadne z nich nie zwracało już na to większej uwagi. Elio, leżący na kanapie jak wymęczony kot w swoim ulubionym kocu, uznał, że to doskonały moment, by wtrącić coś o życiu miłosnym Ishy — jakby był jej osobistym terapeutą, a nie zawodowym kretynem.
— Powinnaś wyjść trochę do ludzi, poznać nowe osoby, które-
— Które co, nie będą chciały mnie przelecieć? — przerwała mu Isha, unosząc brew z udawaną powagą i parskając śmiechem. Siedziała na podłodze z nogami podkulonymi pod siebie, ze słomką wetkniętą między zęby. Zamieszała w swojej szklance, gdzie Pepsi z lodem już dawno straciło swój pierwotny blask. Kostki lodu zadźwięczały cicho, jakby i one nie były przekonane, czy chcą uczestniczyć w tej rozmowie.
Elio siedział na końcu kanapy, z nogą podwiniętą pod siebie, ubrany w za duży sweter w kolorze przygaszonej lawendy. Zmarszczył nos, a potem westchnął teatralnie, jakby robił to po raz tysięczny.
— Nie będę cię slut-shamingować i ty też nie powinnaś tego robić samej sobie — mruknął, nie patrząc na nią, tylko na ekran telewizora. Pilot obracał w dłoni jak różdżkę. — Ale serio, Isha… to chyba nie do końca zdrowe, kiedy jedynym wspólnym mianownikiem twoich znajomości jest łóżko. Czasem, może, warto kogoś poznać… bez zdejmowania mu spodni?
Na ekranie kolorowe światła migały, a drag queen w cekinach krzyczała coś entuzjastycznie do publiczności. Śmiech i muzyka rozbrzmiewały jak z innego świata, zbyt jaskrawego i obcego w porównaniu do tej rozmowy.
— Jezu, Elio, nazwij to po imieniu — westchnęła Isha, opierając łokcie o blat niskiego stolika. — Rucham się z kim popadnie. Uprawiam seks. Nie musisz tego owijać w bawełnę. Ja tego nie robię. Wiem, co robię. Nie jestem głupia.
Jej głos był twardszy niż zamierzała. W oczach miała coś między wyzwaniem a zmęczeniem, które trudno było zignorować. Elio ściszył telewizor, chociaż nie odrywał wzroku od ekranu. Milczał przez chwilę, jakby szukał właściwych słów — takich, które nie zostaną od razu odrzucone.
— Nie chodzi o to, że robisz coś źle — powiedział w końcu cicho, z tą miękkością w głosie, która czasem ją wkurzała bardziej niż krzyk. — Tylko… mam wrażenie, że robisz to, żeby coś zagłuszyć. A nie żeby coś poczuć.
W pokoju zapanowała cisza. Powietrze było ciężkie, jakby wszystko wstrzymało oddech — nawet lodówki z sąsiedniego pokoju zdawały się ucichnąć. Isha siedziała sztywno, jakby nagle zrobiło jej się zimno. Wzrok wbijała w topniejące kostki lodu w szklance.
— Może tak jest — przyznała po chwili, głosem cichym jak szept. — Ale lepsze to niż siedzenie samotnie i udawanie, że wszystko gra.
Elio w końcu spojrzał na nią. Jego oczy były ciemne i łagodne. Znał ją zbyt długo, żeby dała radę udawać.
— Może nie musisz nic udawać. Może wystarczy, że pozwolisz komuś cię poznać. Tak naprawdę. Nie przez pryzmat twojego ciała, tylko ciebie. Twoich żartów. Twojej historii. Nawet twojej obsesji na punkcie pizzy z ananasem.
Isha zaśmiała się krótko, choć dźwięk ten był bardziej drwiący niż wesoły. Oparła głowę na dłoni, spoglądając w bok — na parapet, gdzie stał zasuszony kaktus i półpusta butelka wina…
— Łatwiej powiedzieć, niż zrobić — mruknęła. — Próbowałam. I wiesz, co się stało? Pocałowałam dziewczynę, ba! Randkowałam z nią, pizda zaczęła mnie ghostować a po pytaniu, czy wszystko okej powiedziała, że chciała tylko sprawdzić, czy naprawdę podobają jej się baby. Spoiler: nie podobają.
Elio skrzywił się, jakby właśnie ugryzł cytrynę.
— Okej. To chujowe. Ale to nie znaczy, że każdy człowiek, którego poznasz, będzie cię traktować jak eksperyment. Po prostu… nie rezygnuj z siebie zanim ktoś naprawdę cię zobaczy.
W jego głosie było coś pokrzepiającego, choć nie naiwnego. Jakby wiedział, jak bardzo świat potrafi być okrutny, ale mimo wszystko wierzył, że warto próbować.
— Dobra, pomyślę o tym — rzuciła w końcu Isha z udawaną nonszalancją, sięgając po szklankę i wypijając ostatni łyk. — Ale tylko dlatego, że to powiedziałeś w trakcie Drag Race. Wiadomo, że to momenty pełne mądrości.
Półbóg parsknął śmiechem, udając zamyślenie. Isha jednak znała AŻ za dobrze jego wredny uśmieszek.
— Ej, właściwie… dlaczego ty jesteś lesba? — mruknął Elio, marszcząc nos w udawanym zamyśleniu. Isha prychnęła, jakby właśnie zapytał, czy niebo naprawdę jest niebieskie.
— Bo cycki… są poezją. Są rzeźbą. Jak dwie katedry piękna, zawieszone przez boską architekturę nad sercem. To jedyne ciało niebieskie, na które warto patrzeć. Jak symetria boskości. Jak…
— Dobra, dobra, już! — przerwał jej Elio, kręcąc głową z rozbawieniem i opierając się o jej ramię. — Zawsze wiedziałem, że jesteś artystką, ale nie chcę wiedzieć, co cycki robią ci w tej twojej głowie.
— To nie jest żadna wyobraźnia — westchnęła z namaszczeniem. — To sztuka. Cycki są jak renesansowe malarstwo. A penisy to jak graffiti w publicznej toalecie.
— Jesteś niemożliwa — mruknął Elio, ale jego uśmiech sięgał aż uszu.
— Masz za swoje, gnoju jeden. Trzeba było nie pytać — skwitowała z wrednym uśmiechem, unosząc szklankę w geście toastu. Może teraz jej trochę odpuści. Chociaż trochę.
───
[974 słowa: Isha otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz