WIOSNA
,,Nie i nigdy nie będę.”
Super, koniec, do widzenia.
Po co coś robić, kiedy można tego nie robić? Zostawić wszystko w tyle, udać, że niczego nie było. Odejść w swoją stronę, zapomnieć, że w ogóle kiedykolwiek się spotkali, zapomnieć, czego dotyczyła ich rozmowa.
Terry boleśnie przygryza wargę, wybierając pomiędzy zamilknięciem a podjęciem próby zwierzenia się. Gdyby nie wydawało mu się, że nieważne, co wybierze, i tak na tym straci, wybór może byłby trochę łatwiejszy. Nie pomaga chwila na zastanowienie się, on już nie pamięta połowy zadanych mu pytań, zlepionych w jednej wypowiedzi, nie potrafi odtworzyć ich w głowie, słowa klucze rozbiegły się na wszystkie strony, pozostawiając marne ,,co, czemu, po co”.
Nie wie, ale jak ma powiedzieć, że nie wie?
Chciałby potrafić się zdecydować.
Świat byłby łatwiejszy, gdyby nikt nie zmuszał go do zabierania głosu. Wszystko i tak wyjdzie zbyt chaotycznie, żeby Violet go zrozumiała. Skrawek potoku jego myśli wyszarpany na zewnątrz będzie równie logiczny, co rebusy, które z jakiegoś powodu z założenia mają być nierozwiązywalne.
Nie wie, ile czasu już minęło. Jak długo wisi nad nimi ta cisza, a im dłużej ona trwa, tym jemu będzie trudniej się odezwać, spróbować przerwać ten niematerialny mur swoją siłą woli, której absolutnie nie posiada. Albo posiada jej niezwykle mało.
Violet też siedzi cicho. Może myśli, że to mu pomoże? Nic dziwnego. Zna go tylko przez chwilę. Jenny w takich momentach zawsze przejmuje inicjatywę…
Zresztą, przy niej Terry może tylko słuchać. Monologi to jej specjalność.
Kiedyś był u psychologa. Zapytał go kiedyś, czy mógłby wydusić z siebie choćby jedną głoskę.
Sama propozycja sprawiła, że Terry nie był w stanie odezwać się przez całą sesję. Jak głupio człowiek musi wyglądać, próbując wydusić z siebie krótkie ,,a”, podczas gdy ktoś wbija w niego swój wzrok, analizuje jego zachowanie, zapisuje coś w swoim notatniczku i, nawet jeśli nieświadomie, niemożliwie go stresuje.
Nigdy nie wymyślili sposobu, jak pokonać jego niemoc mówienia, bo Terry nigdy nie wrócił na terapię.
Terry unosi drżące dłonie, nie patrząc na Violet, miga jedno zdanie. Dobrze wie, że ona i tak go nie zrozumie, ale może przynajmniej domyśli się, o co może mu chodzić.
Serce bije mu zaskakująco szybko. Nie pomaga jakakolwiek racjonalna próba wytłumaczenia sobie, że przecież nic się nie dzieje. Nie pomaga powiedzenie sobie, że to sukces, że przynajmniej się poruszył i wysłał jakikolwiek znak, że w jakiś… pokrętny sposób uwolnił się od przymusu mówienia, niekoniecznie uciekając od samej Violet (co również chciałby zrobić, ale zamiganie ,,muszę iść” wydaje się w tej sytuacji co najmniej nietaktowne).
,,Nie mogę mówić” w tym wypadku pasuje znacznie lepiej.
Jego myśli próbują udowodnić mu, że Violet go nie zrozumie. Że znaki w migowym nie są na tyle proste do odczytania, gdy się ich nie zna, żeby dziewczyna miała, chociaż mgliste pojęcie, na temat tego, co się dzieje. Już więcej potrafią osoby, które różnymi środkami zmuszały go do nauczenia ich bezsensownych zlepków słów, jak na przykład ,,mężczyzna lody” i tym podobne. Przynajmniej rozpoznaliby, że nie chodzi ani o mężczyznę, ani o lody.
Odczuwanie irracjonalnego strachu przed odezwaniem się.
Terry nawet nie wie, czy to ma jakąś swoją nazwę.
Violet?
────
[512 słowa: Terry otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz