niedziela, 31 grudnia 2023

Od Havu — „Jezus Szlugus”

Jak on miał dość pracy. Chciałby siedzieć na dupie i do końca swoich dni nic nie robić. Nie, wróć, mógłby preparować zwierzęta. To już jest zajęcie godne jego czasu. Zajęcie, któremu się poświęci i nigdy, ale to nigdy, nie będzie płakać po kątach.
Szedł właśnie do pracy, przekliknając cicho pod nosem, bo próbował ugadać z szefem, by ten dał mu dzisiaj wolne. Nie zgodził się. Powiedział, że Havu jest zbyt dobry. Dobry w czym? W przerzucaniu frytek? Pracuje tutaj tylko dlatego, bo… ach, za długo temat. Szkoda strzępić ryja.
Kopnął kamień i poszedł dalej, mijając kolejne kawiarnie, w których mógłby teraz siedzieć, popijając kawę. Śmierdzące fast foody. Jak ludzie mogą to jeść? Obrzydliwe. Tyle tłuszczu, tyle cukru, tyle gówna. Wolałby już zjeść martwego szczura niż bułkę z zapanierowanym mięsem, usmażonym na głębokim oleju.
I tak właśnie wszedł do pracy, żeby pierwsze pięć godzin spędzić na narzekaniach. Współpracownicy oczywiście się śmiali. Takie zabawne. Oni wiecznie się śmieją, kiedy Havu kurwi na śmierdzące frytki. A on nie żartuje. Nigdy nie żartował, kiedy obrażał klientów oraz całe to miejsce pracy.
Miał dzisiaj zły dzień. I ten zły dzień nie był przez to, że przyszedł do pracy. Ten dzień był zły przez to, że skończyła mu się paczka papierosów. Nie zdążył ich rano kupić. Za późno wywlókł się z łóżka, przez co prawie spóźnił się do ukochanej roboty. Tragedia.
Został w końcu puszczony na przerwę. Idealnie. Odpoczynek. Zaszył się na zapleczu, gdzie kucnął w słowiańskim przykucu i westchnął.
— Szkoda, że nie wierzę w Boga… znaczy, kurwa, mój stary był Bogiem. Co ja pierdolę. — Podrapał się po głowie. — Nieważne, na pewno musi być jakiś Bóg papierosów. To byłoby głupie, gdyby nie było, bo przecież istnieje Bachus… — Mruczał do siebie, brzmiąc jak schizofrenik. — A może to Bachus był Bogiem szlugów? Alkohol i szlugi… idealnie. — Uśmiechnął się do siebie. — Dobrze więc, wznieśmy modły do Boga szlugów i alkoholu, Bachusa — odchrząknął i zaczął nawijać wymyśloną wiązankę: — Szlugu nasz któryś jest w niebie, święć się imię twoje, przyjdź palenie twoje bądź dym twoja jako w niebie tak i na ziemi, szluga naszego powszedniego daj nam dzisiaj i odpuść nam nasze jaranie jako i my odpuszczamy naszym winowajcom i nie wódź nas na palenie, ale nas zbaw ode złego, amen. — Zrobił ukłon, zacisnął oczy i trwał w tej pozycji dobre pięć minut.
Nie minęła chwila, aż nie usłyszał głosu współpracownika:
— Ej, a co ty właściwie robisz?
Poderwał się jak poparzony i głupio uśmiechnął do kolegi, który stał przerażony z colą w ręce.
— Heeej, wiesz co? Opowiem ci historię o pewnym Bogu.
— Brzmisz jak najebany.
Havu zaśmiał się i poklepał znajomego po ramieniu. Nie był najarany. Był po wyczerpującej modlitwie, na której został jeszcze przyłapany w niedogodnej dla nikogo pozycji.
Zaprowadził młodego chłopaka w głąb pomieszczenia, aby nikt więcej ich nie podsłuchiwał i zaczął:
— Wiesz… w mitologii rzymskiej był taki Bóg. Bóg papierosów, czaisz?
— I ten Bóg papierosów umiał rzucić ci paczkę, jak się pomodliłeś?
— Tak, dokładnie tak! Jest kilka modlitw do tego Boga. Nazywa się Bachus. I wyobraź sobie, że Jezus… był synem Bachusa. Mało kto o tym mówi, bo przecież Bachus to Bóg szlugów, ale to prawda. — Wyszczerzył zęby.
— Co ty pierdolisz.
— No nie kłamię. Tak mówią najnowsze badania, że Jezus był synem Boga papierosów i trunków. Sam Jezus natomiast, gdy szukał wiernych, to rozdawał im w podarkach paczki papierosów.
— Havu… wiesz co…
— Nie przerywaj mi! — Podniósł palec wskazujący. — Chcesz się ze mną pomodlić do Boga petów? Znam fajną modlitwę.
Współpracownik nie był przekonany, ale zaraz rozbawiony odłożył kubeczek z colą i pokiwał głową. Havu więc wymyślił na szybko kolejną wiązankę i zaczął powtarzać na głos:
— Wierzę w jednego szluga, peta wszechmogącego, stworzyciela jarania i palaczy, wszystkich rzeczy jaralnych i niejaralnych. i w jednego pana Jezusa Szlugusa, syna papierosa jednorodzonego, który ze szluga jest zrodzony przed wszystkimi wiekami. Szlug ze szluga, papieros z papierosa, pet prawdziwy z peta prawdziwego.
Kolega powtarzał za nim słowo w słowo i tak na koniec wykonali pogłębiony ukłon japoński, niemalże całując brudną podłogę zaplecza.
— Chłopcy. Przerwa wam się skończyła — Obudził ich dopiero głos kierowniczki, która najwyraźniej przyzwyczajona do Havu i jego pomysłów nie zwróciła na nic uwagi. Pogoniła za to tych dwóch głupków do roboty i tak rudowłosy resztę dnia spędził przerzucając frytki, przeklinając durnych klientów, nie mając przy sobie żadnej paczki papierosów. Pety udało mu się kupić dopiero później, w najbliższym sklepiku i w drodze do domu wypalił ze trzy. Kocha zdrowy styl życia. I kocha Jezusa Szlugusa.

◇──◆──◇──◆
[735 słów: Havu otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz