niedziela, 9 kwietnia 2023

Od Ver do Cherry — „Przerwa na kawę”

Stacje benzynowe w Ameryce mają to do siebie, że są dosyć rzadko porozrzucane na autostradach. Wykorzystują to firmy z jedzeniem, które budują wielkie imperia z jedną główną jadłodajnią, przyłączając do koncernu jakieś kawiarnie czy cukiernie.
Ver zajechała właśnie do jednego z takich miejsc. Po kilku godzinach podróży była zmęczona, głodna i miała dość prowadzenia samochodu, a jeszcze trochę drogi przed nią było. Według planów powinna dopiero koło dwudziestej pierwszej trzydzieści zajechać do miasteczka pomiędzy lasem a jeziorem, w którym miała spędzić ostatnie dni lata. Miało malowniczą, choć tajemniczą nazwę Waterfall Cascade, opinie w Internecie były pozytywne, nawet bardzo pozytywne. Ojczym bez problemu zgodził się, była przecież pełnoletnia i miała przy sobie Rozpruwacza, jednak z Joanną było dużo trudniej. W końcu udało się ją przekonać do trzydniowego wyjazdu, lecz Ver miała szczerą nadzieję, że jeśli przez cały czas będzie cicho, spokojnie i nie spotka żadnego potwora, może uzyska zgodę na przedłużenie wyjazdu do pięciu dni a może i nawet tygodnia. Szła teraz w stronę wejścia do sklepu przy stacji benzynowej, żeby coś zjeść i nabrać sił przed dalszą podróżą.
Chłodzone powietrze sprawiło, że jej jasna skóra na przedramionach pokryła się gęsią skórką.
„Tak już niestety bywa, gorąco na zewnątrz, lodowato w środku, i system immunologiczny wariuje. Obym tylko nie była chora”. – pomyślała gorzko. Nie wzięła żadnej kurtki czy bluzy, stała tylko w białej falbaniastej koszulce na ramiączkach, odsłaniającej jej płaski brzuch, w bawełnianych krótkich spodenkach i sandałach z frędzlami, szukając wzrokiem początku kolejki do lady z daniami. Tym razem zostawiła włosy rozpuszczone, które falowały się bardziej niż zazwyczaj. Stroju dopełniały okulary przeciwsłoneczne w czarnej oprawce.
Po lewej stronie zobaczyła stoliki pełne dorosłych i dzieci. Powiodła wzrokiem w drugą stronę, gdzie zauważyła o wiele mniej ludzi. Stali oni przed ladą, na której wyłożone były tace z jedzeniem. Można było samemu nałożyć sobie tyle, ile się chciało. Ver podeszła i zaczęła oglądać propozycje oferowane przez jadłodajnię. Widziała ciasta, soki, sałatki, makarony w sosach, ziemniaki, różne mięsa, kasze i zupy.
Po krótkim zastanowieniu zdecydowała się na zupę pomidorową, frytki, pieczoną pierś z kurczaka i do tego sałatkę grecką. Zapłaciła przy kasie i zaczęła szukać dla siebie miejsca. Skupiła się jednak o wiele bardziej na tym, by nie rozlać zupy, niż tym, gdzie stawiała kroki. Szybko jej taca zderzyła się z plecami pewnej dziewczyny.
– Aahh… – mruknęła Ver i spojrzała na nieznajomą. Przez chwilę nie potrafiła oderwać wzroku od jej jasnobłękitnych oczu, zaraz potem zwróciła uwagę na flamastroworóżowe włosy dziewczyny, niechlujnie zwinięte w kok. Przez chwilę nie wiedziała, co ze sobą zrobić, jakby zamiast dziewczyny, stała przed kosmitką. W końcu uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami. – Wybacz.


Cherry?
◇──◆──◇──◆
[430 słów: Ver otrzymuje 4 Punkty Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz