Kolejne dni przyciągały za sobą coraz większą nudę. Ciężko było znaleźć sobie zajęcie, a przechodzenie z jednego kąta do drugiego nie było zbyt… interesujące. Lucien siedział pochylony nad kartką papieru, na której zamierzał zapisać, co powinien zrobić. Tak dla uporządkowania myśli i po to, żeby w końcu wstał i wziął się do jakiejkolwiek roboty. Pomysłów jednak miał tyle, ile aktywnie działających komórek mózgowych, czyli niewiele. Może dwie… góra trzy. Ktoś by się spodziewał lepszego wyniku po dzieciaku Dionizosa?
Wziął obgryziony ołówek do ręki, którego przed chwilą wpychał sobie do mordy i zapisał pierwszy punkt: “wyjdę na zewnątrz”. Cóż, to był dobry początek. Co następne?
— Wystarczy. — Odrzucił biedny przybor do pisania i wstał. Przez godzinę siedział wygięty jak krewetka, co skutkowało niemiłosiernym bólem pleców na całym ich odcinku. Jezu, dopiero szesnaście lat ma, a kręgosłup właśnie skończyć z osiemdziesiąt.
Wypełzł niechętnie z domku i rozejrzał się dookoła. Cisza. Pusto. Gdzie się wszyscy podziali? Jedna z aktywnych komórek mózgowych zaczęła się przebudzać i chciała zaprowadzić chłopaka z powrotem na wygodne łóżko, ale Lucien, odpowiedzialny syn Dionizosa stał dalej w drzwiach. Z dłoni rzecz jasna nie wypuszczał pogiętej, zmęczonej przez życie karteczki.
Wystarczyła jednak chwila nieuwagi, kiedy zerwał się silniejszy wiatr, a Lucien postanowił poluźnić ucisk na pomiętej kartce. Można się domyślić, co się stało. Biedna, pomięta kartka wzbiła się w powietrze i razem z szalejącym wiatrem posunęła w dal.
— O mój boże! — jęknął i rzucił się biegiem za swobodnie unoszącym się w powietrzu żałosnym dziełem; i jak tylko kartka zbliżała się do ziemi, to wiatr podrywał ją z powrotem wyżej, przez co poszkodowany przez niski wzrost Lucien nie mógł jej złapać. Już tracił nadzieję, że odzyska swoją ukochaną kartkę, gdy… natrafiła ona na przeszkodę. Tą przeszkodą był wyższy, zielonowłosy chłopak.
Lucien stanął zszokowany w miejscu i zdezorientowany nie wiedział, czy powinien podejść i przeprosić za ten niesforny kawałek papieru, czy oddalić się w trybie natychmiastowym. Kiedy jednak zauważył, że nieznajomy bierze kartkę do ręki z zamiarem przeczytania tego, co zostało na niej napisane, wypalił do przodu, nie mogąc dopuścić do upublicznienia tej żałosnej treści.
— Uciekło mi — powiedział, wskazując na zgubę. — Mam tam ważne rzeczy. Różne hasła… rozumiesz chyba. Jeśli możesz mi oddać, to będzie świetnie. Wynagrodzę ci to piwem, jeśli chcesz. — Uśmiechnął się krzywo, nie zważając na powstające na czole kropelki potu.
— O…
— O? — Uniósł wzrok, stojąc przed zielonowłosym. — Jeśli nie piwo, to mam też wino. I może wynajdę inny alkohol, jeśli nawet za winem nie przepadasz, tylko oddaj mi proszę tę kartkę.
Już mógł zostać w domku. Właśnie robił z siebie wariata przed kimś, kogo nawet blisko nie znał.
◇──◆──◇──◆
[428 słów: Lucien otrzymuje 4 Punkty Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz