niedziela, 9 kwietnia 2023

Od Blanche do Ziona — „Hold Me Tight”

I've seen you twice, in a short time
Only a week since we started
It seems to me, for every time
I'm getting more open-hearted

Według prawa przysługiwała jej trzydziestominutowa przerwa na lunch. Według faktu, że jej biurko było zawalone papierami, które dostarczono jej rano i które chciano otrzymać z powrotem „na wczoraj”, miała siedem minut na odebranie jedzenia zamówionego z lokalu za rogiem. Miejsce to zdecydowanie nie należało do najlepszych, w jakich jadała Blanche, ich potrawy określić można było co najwyżej jako przeciętne, ale gdy się nie ma co się lubi… Ich danie dnia, zapiekanka makaronowa, nie pachniała może jakoś bardzo podejrzanie, ale nie sprawiała również, że ślina sama gromadziła się w ustach, jak to bywa z niektórymi daniami. Po szybkim kęsie złapanym jeszcze na ulicy nawet ktoś tak bardzo nie radzący sobie w kuchni jak panna Lemieux był w stanie ocenić, że była niedoprawiona. A ona oczywiście nie miała jak jej doprawić, bo kto normalny trzymał w szufladzie biurka w swoim gabinecie w zakładzie bukmacherskim sól i pieprz?
Jej nastroju nie poprawiała świadomość, że reszta miernego dania spożyta zostanie przy owym biurku, w towarzystwie nużących dokumentów, z których połowa powinna była trafić bezpośrednio do prezesa, a przynajmniej ćwierć do księgowej. Ostatnimi czasy mieli jeden wielki bałagan w papierach, a Blanche z każdym dniem nabierała coraz większego przekonania, że firma zdecydowanie zyskałaby, gdyby to ona nareszcie zasiadła na upragnionym fotelu prezesa. I tak wykonywała już większość jego pracy, zbyt wiele by się nie zmieniło.
Otwierając ciężkie drzwi lokalu, nie spodziewała się ujrzenia za nimi żadnego klienta. Ani dzień tygodnia, ani pora dnia nie należały do tych, podczas których szczególnie dużo osób postanawiało cokolwiek obstawić. Mentalnie szykowała się już na zagonienie znudzonych pracowników niższego szczebla do roboty, lecz zdębiała, przytrzymując te cholerne drzwi (kolejna rzecz, po prezesie, którą by najchętniej wymieniła) ramieniem, bo oto owi pracownicy wręcz skakali właśnie wokół pojedynczego klienta stojącego przy jednej z lad. Musiał zrobić na nich dobre wrażenie, prawdopodobnie wykazując się ponadprzeciętną wiedzą na temat jakiegoś sportu, że zachowywali się aż tak nieprofesjonalnie.
Głośne stuknięcie zamykającego się wejścia sprawił, że wszystkie oczy znalazły się na niej. Tajemniczy gość również oderwał wzrok od ekranu, rzucając na nią wzrokiem. Blond włosy i postura mężczyzny już wcześniej zdawały jej się znajome, lecz potwierdzenie otrzymała dopiero, gdy jej oczom ukazała się jego twarz.
No tak. Oczywiście, że los zesłał jej do pracy faceta, którego Winter jakiś czas temu przemienił w kostkę lodu. Próbowała odszukać w pamięci chociaż jego imię, lecz od tamtego momentu minęło wystarczająco dużo czasu i spotkań międzyludzkich, by zdołało ono wylecieć jej z głowy. Pamiętała jedynie, że przeraźliwie szczękał zębami z zimna, gdy się przedstawiał.
Choć wiedziała, że nie ma na to czasu, postanowiła do niego podejść. Coś w wyrazie jego twarzy podpowiadało jej, że on prawdopodobnie również ją rozpoznał, niegrzecznie byłoby więc tak bez słowa uciec i zaszyć się w gabinecie, choć na to, szczerze mówiąc, miała ochotę.
— Dzień dobry! — Zmusiła się do profesjonalnego uśmiechu i wyciągnęła ku niemu wolną rękę. — Nie spodziewałam się pana tu spotkać. Czy ze zdrowiem już lepiej? — spytała, bo „czy doszedł pan już do siebie po byciu zamrożonym przez nie moje dziecko?” nie przeszłoby, kiedy mieli widownię złożoną przez troje mężczyzn w średnim wieku, którzy ukradkiem się im przyglądali, zastanawiając się, czy rozmowa ta dostarczy im rozrywki, której tak bardzo pragnęli.

Zion?
◇──◆──◇──◆
[554 słowa: Blanche otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz