piątek, 7 kwietnia 2023

Od Sacnite CD Jesúsa — „Drinking vodka”

Poprzednie opowiadanie

Woda w klozecie smakowała jak porażka; demotywująca, nie za smaczna, niezbyt piękna i nieco śmierdząca. Jednak, na szczęście, była to jedynie woda — bez żadnych nieprzyjemnych dodatków.
Sacnite nie bardzo wiedziała, co się właściwie dzieje. Samo to, że jeszcze kilka godzin wcześniej widziała na własne oczy prawdziwego potwora, ba, nawet z nim walczyła, a w dodatku dowiedziała się, że jest półbogiem, już nieco wyprowadziło ją z równowagi. Ale, że całkiem szybko połączyła kropki i zaadaptowała się, jako-tako, do nowej sytuacji, z dość dużą wyobraźnią zaczęła wyobrażać sobie zwyczaje panujące w Obozie Herosów, czy samych półbogów. Była pewna, że dołączy do potężnych ludzi, trzymających w garści świat, a na co dzień żyjących w otoczeniu mitologicznych stworzeń, starożytnych artefaktów i greckiej muzyki. Oczekiwała, że słudzy dadzą jej greckie szaty, a przynajmniej chiton, lub też strój na jego wzór.
Bycie podtapianą w tanim kiblu było dość kontrastujące z oczekiwaniami Sacnite. I nieco opóźniło jej czas reakcji, a także szybkość myślenia.
Minęło dziesięć długich sekund dławienia się wodą klozetową, zanim Sacnite zaczęła się szarpać, stawiając jakikolwiek opór.
Obóz Herosów wyglądał zwyczajniej, niż myślała. Chociaż być może nie jest to właściwe określenie. Była w nim możliwość jazdy na pegazach, ścianka wspinaczkowa, która potrafiła poparzyć półboga lawą, wszechobecne czary, biegające tu i ówdzie driady, czy inne cuda. Niewątpliwe dawało to temu miejscu jakąś atmosferę fantastyczności. Tyle że było przy tym współczesne — dzieci nosiły zwyczajne ubrania, nie rozmawiały między sobą archaizmami (chociaż już i bez tego Sacnite miała trudności ze zrozumieniem panującego tutaj angielskiego). Te dwie cechy razem — fantastyka i nowoczesność — nieco mieszały w nieprzyzwyczajonych do tego mózgach.
Nawet moralność wśród bytujących tutaj półbogów była taka sama jak wśród zwyczajnych dzieciaków. Sacnite podtapiana w kiblu przez jakiegoś wyrostka z pomarańczową kurtką była tego idealnym obrazem.
Z wiadomych powodów dziewczyna nie bardzo była w stanie zobaczyć, co dokładnie wokół niej się dzieje. Słyszała jedynie stłumiony krzyk Jesúsa.
W jednej chwili wszystko się uspokoiło, a ona natychmiast wyrwała głowę z kibla, w którym jeszcze dało się słyszeć szum niedawno naciśniętej spłuczki. Z całą energią, którą w sobie znalazła, wypluła wodę z ust z powrotem do klozetu, a gdy potem uniosła głowę, wytrzeszczając oczy, pomyślała, że to miejsce ma jednak jeszcze więcej czarów (i być może klątw) niż przypuszczała.
Blondyn, który podtapiał ją w kiblu, skakał na podłodze, udając kurę. Wyglądało to dość dziwnie, szczególnie że w swoich podskokach nie miał za grosz równowagi i co sekundę się wywalał, tylko po to, by znów wrócić do swoich podrygów. Zamrugała kilka razy, obserwując poczynania chłopaka, po czym zwróciła wzrok na swojego przyjaciela.
— Jaka paskudna. Smakuje strasznie gorzko — Sacnite skomentowała wodę klozetową, wycierając ręką wciąż mokre usta. — Strasznie dużo się tego napiłam, kiedy zaczął skakać po podłodze i niemal mnie wepchał całą do muszli. Mam nadzieję, że nic mnie od tego nie rozboli.
Jesús natychmiast jej odpowiedział, ale w połowie jego wypowiedzi coś się zmieniło; jasno świecący symbol, który zjawił się znikąd nad głową Meksykanina, skutecznie odciągnęło uwagę Sacnite od wypowiadanych hiszpańskich słów. Dziewczyna zagarnęła sponiewierane włosy na tył głowy i wyciskając je, uważnie wpatrywała się w świetlisty znak.
— Tak w ogóle… — Sacnite zostawiła w spokoju swoje brązowe włosy i, mrużąc oczy, próbowała zrozumieć symbol. — To coś ci nad głową lata.
Jesús powoli uniósł swoje oczy ku górze i trwali ułamek sekundy bez ruchu, wpatrzeni w coś, czego za grosz nie rozumieli.
***
Nie tylko nowoprzybyłych półbogów zaskoczył fosforyzujący symbol, uparcie podążający za Jesúsem. Wieść o tym rozeszła się w całym obozie. I, jak się okazało, znak ten miał również swoje znaczenie — to boski rodzic przyznał się do swojego dziecka. O ile to Sacnite zrozumiała bez trudu, gorzej było z uzmysłowieniem sobie, że ojcem jej najlepszego przyjaciela jest grecki bóg wina. Może i nie słyszała za dużo o Dionizosie, ale nie wydawał jej się być kimś, kto był ojcem Jesúsa.
Nie to jednak było najgorsze.
Sacnite i Jesús nie byli nawet dwudziestu czterech godzin w Obozie Herosów. Ledwo co został im przydzielony domek Hermesa, ponieważ tam zostali umieszczani wszyscy nieuznani półbogowie. Teraz Sacnite, zdając sobie sprawę, że jej przyjaciel będzie mieszkał gdzieś indziej, a ona będzie zdana sama na siebie i na garstkę nieznajomych, z którymi będzie musiała pokonać barierę językową, czuła panikę.
Z kamienną twarzą i pędzącymi myślami obserwowała, jak Jesús zabiera jedyne rzeczy, jakie zabrał ze sobą z Meksyku, przygotowując się na umieszczenie ich w domku Dionizosa.
— Na pewno nie możesz tutaj zostać? — Sacnite, nieco naburmuszona, wlepiła wzrok spod zmarszczonych brwi w przyjaciela. — Myślę, że można by z łatwością ich przekonać, byś tutaj został. Cámara, musiałbyś trochę z nimi pogadać, ale to nie przecież nie jest dla ciebie trudne.
Widząc chwilowy brak reakcji z jego strony, kontynuowała.
— Jak chcesz, to będę mogła razem z tobą do nich pójść, ale nie wydaje mi się, żebym dużo zrozumiała. Angielski jest trudny.


Jesús?
◇──◆──◇──◆
[788 słów: Sacnite otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz