wtorek, 21 lutego 2023

Od Blanche — Zlecenie #5 — część 7

Poprzednie opowiadanie

LATO, ROK TEMU

Plan był prosty. Ale przecież kiedy ostatnio jakikolwiek jej plan, bez względu na swój poziom trudności, przyniósł jakiekolwiek konkretne efekty? 
Miała tylko wejść i wyjść, jak po pieczątkę, ale los chciał inaczej. Los zawsze chciał inaczej. („Matko, czymże zawiniłam, że tak ci się ostatnimi czasy naraziłam?”, cisnęło jej się na język). 
Dlatego też teraz stała w niewielkim rozkroku, nie wiedząc, którą z dróg wybrać. Pierwotnie zamierzała wybrać tę wprost, prowadzącą w kierunku większości zabudowań obozu. Tam zaś znaleźć miała człowieka, który być może, nareszcie, rzuciłby większe światło na sprawę pochodzenia Grace. Z jej prawej strony jednak pojawiła się kolejna niespodzianka na i tak już, jak jej się zdawało, zbyt długiej drodze. 
Niespodzianka prawdopodobnie była w podobnym wieku do Grace. W głowie Blanche od razu zawitała myśl równie niespodziewana, co niechciana — „Ciekawe, czy, jeśli Grace dołączyłaby do obozu, dogadałyby się? Może zostałyby przyjaciółkami?”. Zacisnęła pięść, wbijając paznokcie we wnętrze dłoni, niezbyt głęboko, jedynie na tyle, by otrzeźwić umysł. Nie miała czasu na zamienianie się w sentymentalnego głupca. 
„Dziecko umrze?” — to pytanie raz po raz obijało się o ścianki umysłu panny Lemieux. Gdzieś wraz z nim pojawiło się uczucie kurczącego się czasu. Gdzieś z tyłu jej świadomości pojawił się zegar i tykał nieubłaganie — tik-tak, tik-tak — jakby chciał powiedzieć „Twój czas się kończy, kochaniutka. Masz go coraz mniej. Działaj, jeśli nie chcesz płakać”. 
Jej spotkanie z ciemnowłosą małą istotką, której liczne bransoletki wydały z siebie głuchy brzdęk, gdy wyciągnęła gwałtownie dłonie ku kwiatkom, które przekazywały jej ważne wieści, mogło być tylko i wyłącznie dziełem przypadku. Dziecko, o którym było mowa, mogło żyć po drugiej stronie globu, nieświadome istnienia półbogów, Obozu Jupiter czy Blanche Lemieux. Wszystko to mogło być kolejnym głupstwem, które miało odciągnąć ją od prawdziwego celu jej wyprawy. Ale z drugiej strony… 
Dzieckiem, o którym kwiaty opowiadały dziewczynce z kokardą we włosach, mogła być Grace. Grace mogła nieubłaganie zbliżać się ku swojej śmierci, o wiele szybciej, niż do tej pory zdawało się Blanche. Owszem, dotychczas zdawała sobie sprawę z ryzyka, lecz ani razu przez myśl nie przeszło jej to, że mogło one być tak ogromne i tak bliskie. Być może po prostu nie chciała o tym myśleć. Patrząc na tę sprytną młodą damę, której ducha nie zniszczył ani nieco zatęchły pokoik gdzieś na osiedlu w Bronxie, ani ojciec, który we wszystkim widział dzieło kosmitów, nie chciało się przecież myśleć, że coś mogło się jej niedługo przytrafić. Ot, takie pobożne życzenie. 
Bogowie ostatnimi czasy nie uśmiechali się w kierunku Blanche zbyt często. 
Jednak może teraz, gdzieś w tych kwiatkach i ustach młodej heroski, odnaleźć miała jeden z tych ich rzadkich uśmiechów? 
Dlatego właśnie podjęła taką, a nie inną decyzję, i skierowała swe kroki ku niewielkiej polance usianej kwiatkami, które najwyraźniej, jeśli tylko potrafiło się ich słuchać, zdradzały swe sekrety. Bo, nawet jeśli owym dzieckiem, na które czekała śmierć, nie była Grace, miało to spotkać jakieś zapewne niewinne dziecko. A obok takich wieści nie przechodziło się obojętnie. 
Wilk nie zając, być może nie ucieknie. 
— Przepraszam — mruknęła więc, zbliżywszy się do dziewczynki — przez przypadek usłyszałam twoje słowa o dziecku, które ma umrzeć. Czy… kwiaty wiedzą może, o kogo chodzi? 
 
◇──◆──◇──◆
[520 słów: Blanche otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia, +10 za zlecenie]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz