„Jestem wściekły. Wściekły mym żalem wobec ciebie, αγάπη μου, bo choć przyznać się nie chcę — żałuję, że chcąc ukoić siebie, hańbię Ciebie.
Wieczny smutek w uszach śpiewał wciąż swoisty koszmar”.
Damien próbujący skryć się ze swoją śmiercią Colina doprowadzał do pewnego skraju szaleństwa, rozmowy głębszej z dyskomfortem unikając. Za każdym „Hadesem” „Elizjum” i „śmiercią” Greka on przekierowywał na swój dzień uprzedni i uparcie ciągnął tak dniami, do łez go często wieczorami doprowadzając. Zrywanie truskawek coraz uciążliwsze, z uczuć wagą, się stawało. Zasiadł na chwilę w środku pola, na glebie, i w uszy swoje wsunął słuchawki przewodowe odtwarzacza MP3. Głowy tyłem styknął się z podłożem, palcami przejeżdżając po swoich oczach. Myślał. Myślał o zakazach, których narzucaniem doprowadził już pomiędzy nimi do paru kłótni. Kłótni o sobie. Połączyć nachalny ze sobą nie mógł, bo przekonany był głęboko, że dobrze czynił, Damienowi zakazując tłuc się, walczyć, wchodzić do jaskiń, chodzić na misje, rozmawiać z Wandą o Nicholasa wyczynach, spać bez pościeli i chodzić po obozie w godzinach wieczornych i w czasie ciszy nocnej. Złym troska nie była, bo wzorowym był chłopakiem, tak zdrowie jego i dobrobyt pielęgnując. Jak więc mógłby być na niego, ze strony pewnej, zły, skoro tak dobry dla niego był i taki troskliwy? Mu poprzez kudły przejść to do głowy nie chciało. Otworzył oczy. Diabeł nad nim o fizyce imponującej. Przynajmniej myślał, że to diabeł, bo oślepiony słońcem widział tylko jasnożółte tło i kompletnie czarną figurę przykrytą mroczkami.
— Słuchaj, Damien. Ja nie mam humoru ani powodów, żeby się z siebie tłumaczyć. Zacznij myśleć może w końcu o mnie. Wtedy byłbym może choć trochę szczęśliwszy.
Lerman padł na glebę obok i dłoń wsuwając pod jego kark, objął go ramieniem i przytulił do siebie, sam przymykając oczy. Śmierdział z lekka. Z płuc powietrze wypuścił i zastanowił się przez chwilkę.
— Coś się stało?
— Boże...
Uniósł tułów, spoglądając z oczami szeroko otwartymi na Włocha i chyba nie wierząc własnym uszom. To był przecież ten sam kompletny kretyn, którego znał przedtem. Uśmiech na jego twarzy wadziły łzy, napływające mu do oczu i śmiać się począł ze swojej głupoty i krzywdy. — Debil! — szturchnął go dość mocno i roześmiał się jeszcze bardziej, próbując wady swoje wykrztusić. — Nienawidzę Cię! Jesteś w cholerę wkurwiający! — palcem ze śmiechem w niego wymachiwał, wierzgając nogami. Uspokoił się po chwili i wciąż tłumiąc rozbawienie, próbował, jak to sam ujmował, skutecznie zacząć kolejną kłótnię. — Przestań się narażać w końcu. Przez Ciebie spać nie mogę, bo ty, kompletny debilu, nie idziesz mi na rękę. Dlaczego nie możesz być ostrożniejszy, tak, jak proszę?
[421 słów: Colin otrzymuje 4 Punkty Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz