Obowiązkiem każdego szanującego się półboga było machnięcie sobie obozowej dziary, a nawet dwóch. Jedną z nich miał być symbol boskiego rodzica - w jego przypadku liry; zaś drugą napis SPQR. Na myśl, że będzie to jego pierwszy tatuaż czuł ekscytacje, choć nie były to wzory jego marzeń, to i tak nieźle. Wciąż będzie nosił symbole swojej siły i osobowości i to przed osiemnastką, na co nie pozwalała mu jego szanowna, śmiertelna rodzicielka.
Owszem, mówimy o tej samej matce, która nosiła z dumą dziarki już w wieku szesnastu lat, jednak nie rzecz w byciu hipokrytką. Ufundowanie pierwszego tatuażu swojemu synowi było jej genialnym pomysłem na prezent urodzinowy, zatem gdyby się dowiedziała, że jednak ktoś zrobił to przed nią, byłaby mocno zawiedziona. No cóż…
Siedział na fotelu u Augura, który właśnie kończył przygotowywać stanowisko do pracy. Może nie wyglądało, jak profesjonalne studio, choć wciąż wyglądało jak najbardziej higieniczne miejsce do pracy. Ale zaraz…
Nikt nie prosił o powrót do pieprzonego średniowiecza! Chaos dzierżył w rękach dwa żelazne badyle, które zakończone były pieczęciami wcześniej wspomnianych wzorów. Na ich widok kropla potu postanowiła powędrować od czoła do linii żuchwy Keitha.
— Może zaboleć — skrzywił się drugi z blondynów, obozowy Augur. — Ja wiem, że nie jest to najlepszy sposób na zacieśnienie więzów rodzinnych, braciszku, ale każdy przez to przechodził i każdy dał radę.
— Tak…eee… — Młodszego z synów Apolla przeszły dreszcze i to bardzo mroźne dreszcze, jakby właśnie stał nago na Antarktydzie tuż obok pingwina, który w nosie ma minusowe temperatury, bo akurat jest na nie odporny. Nazwałby go Rico, ponieważ w jego wyobraźni owy pingwinek kaszlał w dziwny, nienaturalny sposób. Czekaj, o czym my to…? — Pamiętasz, jak wspomniałem o tym, że chciałbym mieć tą lirę w jakimś seksownym miejscu? Wiesz, że żartowałem?
— Szkoda — Chaos przewrócił oczami. — Pasowałoby ci. A teraz dawaj ramię i nie kombinuj.
No to chyba decyzja zapadła. Może faktycznie lepiej mieć obolałe ramię, niż sparaliżowaną klatę. Keith podniósł rękaw od koszulki i zamknął oczy. Również w gotowości ścisnął mocno zęby. Wciąż jednak był za mało przygotowany na żar topiący jego skórę. Paraliż, dzięki któremu całe ciepło jego ciała skupiło się na jednym punkcie, pozostawiając resztę kończyn pustych, jakby jego dusza właśnie powiedziała “adios”. Zupełnie, jakby nagle w jego ciepłolubnym życiu pojawiła się królowa lodu i pozbawiła go jego osobistego płomyka, sprawiając, że jego natura nagle stała się krzywdząco bolesna.
Jeśli potrafił tak odjechać myślami po jednym dotknięciu rozgrzanego żelastwa to lepiej nie wspominać, co działo się w jego umyśle, kiedy drugie ramię pocałowało drugą pieczątkę. Za to z zewnątrz nie było tak źle - co najwyżej wydał z siebie głuchy krzyk, ewentualnie raz zasyczał niczym czajnik, ale skwasił twarz, jakby właśnie spłukał potwora w klozecie.
— Już po wszystkim — Starsze Apollątko wyglądało na rozbawione reakcją rodzeństwa. Wiedziało jednak, że jejgo nowo poznany brat potrzebował tego, aby oficjalnie wstąpić w ich szeregi. — I jak poszło? Moim zdaniem nie powinno dać w kość bardziej, niż treningi Lupy.
— Ja… chyba się przyzwyczaję — Keith oddychał ciężko. Miał na myśli to, że doskonale wiedział, że życie półboga nie jest łatwe; że czekają go o wiele gorsze rzeczy, po prostu poczuł na własnej skórze, jakie trudne są pierwsze kroki. Potem już pójdzie z górki. — Owszem, nie było lekko i na pewno nie będzie. Ale dam radę. Przywyknę.
— Jak mówiłem, każdy przez to przechodził — zapewniało starsze rodzeństwo. — Ja również i to była długa droga. Jednak dzieciaki Apolla mają w sobie coś niepozornego. Wydaje się, że bóg słońca, sztuki i tak dalej brzmi “delikatnie” na tle innych bogów takich jak Pluton, Wulkan, Trivia, ale wiesz co? Nie jesteśmy gorsi od innych. Też dajemy radę, po prostu mamy na to inne sposoby.
Blondyn złapał się za ramię, na którym miał wypalony symbol SPQR. Oczywiście, nie śmiał dotknąć pulsującego fragmentu, acz wycelował ciut niżej. Wydaje się, że zdał sobie sprawę, jak bardzo zmieniło się jego życie. I to tak nagle. Bardziej, niż mu się wydawało, dopóki Chaos mu tego nie uświadomiło - nie powiedziało tego bezpośrednio, choć jejgo słowa sprzed chwili dotarły do niego w dokładnie taki sposób.
— Dzięki, Chaos — skinął głową, uśmiechając się delikatnie. — Cieszę się, że cię poznałem, ale chyba wrócę do swojej kohorty. Zabiorę się za solidny trening, ale to dopiero od jutra. Dzisiaj nie dam rady — zaśmiał się cicho i wstał z fotela.
— Zawsze do usług.
Życie półboga to strach i ekscytacja jednocześnie. Strach, ponieważ nic nie jest przewidywalne, a zagrożenia czyhają na każdym rogu; nie wspominając o poświęceniach i ciężkiej pracy. Jednocześnie istnieje ekscytacja tym, że nie jest się szarym człowiekiem; życie nabiera barw i akcji, niczym we filmie i jednocześnie wiesz, że twoje zdolności mogą się przysłużyć zarówno tobie, jak i innym.
A wiecie co by było fajniejsze? Fajnie by było, gdyby te wszystkie cierpienia Keith miał już za sobą i nie okazały się tylko debilnym snem.
Zerwał się niespokojnie na równe nogi, zupełnie jakby wcale nie miał koszmaru. Jednakże kołatanie jego serca wcale nie zwalniało z ulgą. Wręcz przyspieszyło, na myśl, że to, co przewidział (nie, nie mógł być to zwykły sen) będzie dopiero - podkreślając “będzie”, wisienką na torcie, kiedy już wstąpi w szeregi Obozu Jupiter jako pełnoprawny legionista.
Oj, będzie ciekawie.
────
[843 słowa: Keith otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]