Gabriel pokrętnie wytłumaczył Anastazemu całą sytuację. Był jakiś koncert, było tam dziecko, dziecko się przewróciło, on pomógł dziecku, dał mu colę, a potem jakoś tak się stało, że on wie, gdzie to dziecko mieszka, a to dziecko dostało jego numer telefonu. I teraz owo dziecko leży u nich na kanapie i udaje, że śpi. Dobrze widać, że tylko udaje, bo Anastazy już dużo razy kątem oka zauważył wpatrujące się w niego ciemne oczy, których wzrok aż zbyt wyraźnie czuł na karku. Razem z niepokojem, który wywoływała u niego obecność dziewczynki, ten nienaturalny strach odczuwany, gdy tylko odwróci się do niej plecami. Jakby za nim leżało coś znacznie bardziej skomplikowanego i obrzydliwszego niż czternastolatka, której największym zmartwieniem jest jedynka z matematyki. Jakby było tam coś, co wyszło prosto z jakiejś creepypasty albo z horroru i tylko udawało dziewczynkę, która jakimś cudem zdobyła serce (albo po prostu współczucie) Gabriela. Próbował o tym nie myśleć, ale niepokój przylgnął do niego, objął go swoimi ramionami i nie chciał puścić. Szeptem zapytał Gabriela, czy on też to czuje. Wzruszył ramionami, chyba się nad tym nie zastanawiał.
Anastazy próbował po sobie nie pokazać, że to wydaje mu się szalenie dziwne.
Powoli się przyzwyczajał. Do jej obecności, ciągłych wizyt, nienawiści do słodzonej herbaty i do pisanych gotyckimi czcionkami wypracowań (to akurat podziwiał), przeklinania chemii, narzekania na Obóz. Do zamykania drzwi na dwa spusty, a potem ciągłego sprawdzania, czy na pewno są zamknięte. Wkradła się do codzienności jego i Gabriela, wepchnęła się pomiędzy nich i zadomowiła, zanim zdążyli ją wygonić. Jak przybłęda.
Wciąż z dziwi się, gdy dostrzega ją skuloną na kanapie, zaczytaną w jakichś dokumentach. Gdy słyszy dzwonek do drzwi i musi podnieść się, żeby jej otworzyć. Gabriel się uparł, żeby ją wpuszczać i nie udawać, że nikogo nie ma w domu, a Anastazy, głupi, posłuchał się go. Nie rozumiał, skąd jego sympatia do tej dziwnej dziewczynki, skąd jego chęć do trzymania jej blisko siebie. Może to te tatuaże, które oboje mają zwyczaj zasłaniać, jakby było to coś wstydliwego, a potem mówią, że po prostu nie lubią tłumaczyć ciekawskim znajomym, skąd je mają. Może to ten koncert, spędzony razem wieczór, którego Anastazy nigdy nie spędzi z nimi. Nie wiedział, chyba wolał nie wiedzieć, co wydarzyło się w chwilach pomiędzy.
Kuźma siedzi na podłodze i wygląda przez okno balkonowe, na zaparowanej od jej oddechu szybie liczy przejeżdżające w dole samochody. Powoli wypisuje kolejne cyfry, żółte światło latarni tańczy na jej twarzy, wydobywa z niej najbardziej surowe rysy i pogłębia cienie pod oczami. To jej sposób na liczenie owiec przed zaśnięciem, z tego, co zrozumiał Anastazy. Nie dopytywał, jak nie dopytywał jej o wiele rzeczy.
Trąca ją stopą, żeby na niego spojrzała. Z jakiegoś powodu jeszcze nie pokonał guli w gardle, która pojawia się za każdym razem, gdy się do niej zbliża, gdy te wielkie oczy się na nim skupiają i nagle czuje mocno obejmującego go ramiona strachu. Nauczył się je szybko zrzucać, wyplątywać się z uścisku niepokoju, ale pierwsze zdanie… zawsze z trudem wyszarpywało się z jego gardła, język wiązał się w supeł i słowa w ojczystym języku wyglądały na zbyt skomplikowane do wymówienia.
— Co? — mamrocze Kuźma nieprzyjemnym tonem, Anastazy jest bliski prychnięcia śmiechem. Tylko bliski, ledwo się uśmiecha.
— Zrobiłem ci kakao.
— Czemu? — To pytanie brzmi jak wyrzut, jak zarzucenie mu winy, że w ogóle śmiał coś dla niej zrobić. Do tego, swoją drogą, też zaczął się już przyzwyczajać.
— Robiłem też sobie. — Siada obok niej, stawia kubki na podłodze. Oboje wpatrują się w oświetloną lampami ulicę, w malutkich przechodniów, którzy spieszą się do swoich domów. Kuźma przestaje wypisywać liczby na wysmarowanej smugami palców szybie, wpatruje się teraz w Anastazego.
— Nie powiedziałam, że chcę.
Mężczyzna po raz kolejny stwierdza, że z tym dzieckiem po prostu się nie da. Człowiek chce zrobić miły gest, podać mu rękę, a tu BAM, masz ci los, ona nie wie, co to życzliwość ani wdzięczność. Nagle wszystko staje się podstępem, jakby mama jej nie ko… jakby nikt nigdy nie powiedział do niej dobrego słowa. Anastazy nie dziwi się tym osobom, które się od niej odsunęły. To już szósty raz, gdy spędza u nich noc (bądź noce, w zależności od potrzeby), a dopiero ostatnio przestały trząść mu się ręce podczas rozmów z nią. Nareszcie nie musi chować ich do kieszeni, żeby nie zauważyła.
Gabriel miał rację. Nieważne, jak niekomfortowo się przy niej czuł, nie potrafił wyrzucić jej za drzwi.
Wyczłapuje z pokoju, z salonu wita go rozczochrana głowa. Przydługa grzywka ostatnio zaczęła nachodzić jej na oczy, a Anastazy był coraz bliższy zaproponowaniu Kuźmie, że da jej pieniądze na fryzjera. Jakby on pamiętał o regularnym podcinaniu zbyt długich włosów, które już dawno zgubiły pierwotny kształt jego fryzury.
— Spałaś dzisiaj? — Pytanie stało się ich rutyną, tak jak rutynowe stały się odwiedziny Kuźmy. Czy wciąż można mówić o odwiedzinach, jeśli częściej bywa u nich, niż w swoim domu?
— Nie. — Zawsze ta sama odpowiedź, gdy zamaszystym ruchem odrzuca kołdrę i przeczesuje splątane kosmyki, których nigdy nie rozczesuje. — Lodówka za głośno szumiała. Ty wiesz, że jak się ją otworzy, to piszczy? — Kuźma ostentacyjnie otwiera drzwi, żeby zaprezentować Anastazemu wysoki pisk, jakiego lodówka nigdy nie powinna z siebie wydobyć.
Mężczyzna aż przerywa bicie się z młynkiem do kawy. Rzuca okiem na maszynę, która rzeczywiście ostatnio szumiała głośniej i głośniej (wcześniej też szumiała, ale dało się to jakoś znieść). Stało się to na tyle nieznośne, że czasem szlag go trafiał, gdy próbował skupić się w swoim pokoju. Za zamkniętymi drzwiami. Nigdy nie chciało mu się wstać i do niej podejść, żeby sprawdzić, czy wszystko gra.
Skoro już nawet dziecko się skarży, to chyba trzeba coś z tym zrobić. Tylko zrobi to… no, może jak wypije kawę.
Gdy ją wypił, to zapomniał.
Parę dni minęło, może tydzień. Siadał do biurka, przeklinał lodówkę. Kładł się spać, przeklinał lodówkę. Wychodził z domu do pracy, przeklinał lodówkę. Aż przykleił na ścianę neonowożółtą karteczkę z ogromnym napisem: „NAPRAW TĘ LODÓWKĘ”, ale jakoś nie mógł się wziąć do pracy. Chyba nie miał wystarczająco dużo motywacji i dobrego pomysłu na jakieś ulepszenia. Mikrofalówka już łączyła się z wifi, czy potrzebowali tego też w lodówce? Może mógłby poszperać, połączyć parę kabelków i sprawić, że będzie wyczuwała, kiedy brakuje mleka? Zawsze zapomina o mleku, a Kuźma nie zje nic innego na śniadanie… i Gabriel zawsze dolewa je do kawy.
Pewnego dnia wychodzi z pokoju z całym arsenałem narzędzi. Tej nocy, oprócz swojego zwykłego szumu, lodówka zaczęła klikać. Coś w niej regularnie strzelało, na zmianę słyszał głośne PYK, a potem znowu ten cholerny szum.
— Doigrałaś się. — Anastazy grozi lodówce kluczem francuskim.
— Nastek, a czemu ty mówisz do lodówki?
Anastazy ignoruje kpiący uśmieszek Kuźmy, która rozsiadła się na stołku barowym i teraz wpatruje się niego, podpierając głowę na dłoni. Chciał zapytać, od której nie śpi, ale szybko zrezygnował. Ugryzł się w język, bo to pytanie wydało mu się zbyt głupie, żeby było warte wypowiedzenia.
Odłącza lodówkę od prądu, zachowuje wszelkie zasady BHP. Majstruje przy niej, rozkręca na części pierwsze, wyjmuje większość zawartości. Kuźma obserwuje go, póki nie musi wybiec z mieszkania, w pośpiechu wciskając parasol do plecaka. Notorycznie zapomina, że stąd ma dalej do szkoły, niż ze swojego domu i albo Anastazy, albo Gabriel muszą jej przypominać, żeby szybciej się zbierała.
Anastazemu idzie jak z płatka, czyli zresztą jak zawsze. Już prawie skonstruował system powiadamiający o braku mleka i zastanawiał się, czy dodać do tego jeszcze coś, o czym też ciągle zapomina, ale jego rozmyślania przerywa mu Gabriel. Wychodzi z pokoju, równie niewyspany, co Kuźma i Anastazy (wina lodówki), a wory pod jego oczami z każdym dniem robią się coraz sine. Ziewa głęboko, przeciąga się, wszystko jest normalnie, dopóki nie dostrzega siedzącego na podłodze Anastazego. Na podłodze pomiędzy blatem z dostawionymi do niego stołkami barowymi a ścianą, mając za sobą lodówkę i grzebiąc w jej rozrzuconych na płytkach częściach.
— Anastazy, ja cię błagam…
— Dzień dobry.
— …powiedz, że zamrażarka działa. Proszę. Anastazy. Powiedz, że zamrażarka wciąż…
Syn Hefajstosa wpatruje się w niego wzrokiem szczeniaczka, który już rozumie, że zrobił coś źle, ale nie wie, co dokładnie.
— Anastazy, cholera jasna, ja tam miałem zamrożony schab. — Gabriel w panice wysuwa ociekającą wodą szufladę, ale jedyne, co znajduje w środku, to równie ociekające wodą mięso. Gromi Anastazego spojrzeniem rzuconym spod zmarszczonych brwi, ale w ramach przeprosin nie dostaje nawet speszonego uśmiechu.
— Zapomniałem — obojętnym tonem mówi mężczyzna i wzrusza ramionami. Dokręca jakąś śrubkę przy ekraniku trzymanym w dłoniach, bo trochę się zagalopował i z jakiegoś powodu zainstalował na tym czymś Subway Surfers.
— Zapomniałeś? Zapomniałeś?? — Gabriel trzaska drzwiczkami zamrażalki, pochyla się nad Anastazym. — Czy ty jesteś normalny? To był nasz jutrzejszy obiad.
— Skoro już się rozmroziło, to zrób ten obiad dzisiaj. — Ponownie wzrusza ramionami, nawet nie podnosząc wzroku znad budzika, który właśnie próbuje nastawić na odpowiednie godziny. Mruga, patrzy na to, co trzyma, zastanawia się przez moment. No, w takim razie będzie się go wyłączało, otwierając lodówkę. Kuźma przynajmniej nie zapomni o śniadaniu.
— Ty… Ja… Ja nie mam słów.
Anastazy mamrocze coś pod nosem, Gabriel zaczyna krzątać się po kuchni. Depcze po samotnych śrubkach i nakrętkach jak po klockach lego, za każdym razem przeklina pod nosem i opiera się o blat, żeby się nie przewrócić. Po którymś razie bez pytania pożycza porzucone w kącie pantofle Anastazego, żeby w spokoju… zrobić sobie śniadanie, a potem zastanowić się, co zrobić z tym schabem.
— Potrafisz robić schabowe? — pyta Anastazego, ale odpowiada mu milczenie. — Nastek, nie zachowuj się jak dziecko. Potrafisz czy nie?
Cisza.
— Przepraszam. Potrafisz?
Cisza.
— Serio, wybacz. Źle zrobiłem, uniosły mną emocje i tak dalej. Zrobisz schabowe? Pracuję do późna.
Cisza.
Gabriel ze świstem wypuszcza powietrze z płuc. Anastazy wreszcie unosi na niego wzrok, choć nie patrzy na niego przyjaźnie. Raczej wyczekująco.
— Jak kupię ci te ciasteczka, to zrobisz schabowe?
Anastazy chwilę się zastanawia, po czym powoli kiwa głową. Wciąż milcząc, wraca do pracy nad termometrem.
Zaraz. Miał naprawić lodówkę.
Dzwonek do drzwi, Anastazy zaczyna zastanawiać się, czemu po prostu nie dorobią dla niej klucza.
Gdy była w szkole, zdążył z powrotem poskładać lodówkę i stwierdzić, że w gruncie rzeczy większość jedzenia nie uległa kompletnej zagładzie. Więcej jest plusów, niż minusów: teraz nie dość, że lodówka będzie ich budziła, to gdy ktoś nie będzie wiedział, co może zjeść, będzie mógł pograć na niej w Subway Surfers. Anastazy pewnie będzie korzystać z tej funkcji za często.
— Musimy zrobić obiad — rzuca do Kuźmy, gdy słyszy szczęk przekręcanego zamka. Dwa razy.
— Mam matematykę do odrobienia — odpowiada dziewczynka i jakby na potwierdzenie swoich słów, rzuca na blat swój zeszyt.
— Jedzenie jest ważniejsze od matematyki — poucza ją Anastazy. Wpatruje się pustym wzrokiem w różowe kotlety, z którymi nie ma pojęcia, co zrobić. — Gabriel kazał nam zrobić schabowe.
— Jakbyście mi powiedzieli, to bym tu nie przychodziła — mamrocze Kuźma, stuka długopisem w niezapisaną stronę.
— Obierz ziemniaki.
— Macie jakąś super obieraczkę, która ma swój własny silniczek i w ogóle?
— Jeszcze nie, ale mam taką, która co paręnaście sekund losuje ci jakieś głupie, popularne pytanie wpisywane przez ludzi w Google.
— Po co?
— Żeby ci się nie nudziło, jak obierasz ziemniaki.
────
[1810 słów: Anastazy otrzymuje 18 Punktów Doświadczenia]