sobota, 15 października 2022

Od Louise CD Lucasa — „Kamyk Towarzysz”

Poprzednie opowiadanie

JESIEŃ

— Zostawiłeś Magnusa?
Louise spojrzała w wylot jaskini, z której przed chwilą wyszli. Podeszła nieco bliżej, co Szwed zaraz zakwestionował zdecydowanym syknięciem. Jego siostra uniosła w jego stronę płaską dłoń, żeby pokazać mu, że nic się nie dzieje i ma poczekać. Sama nachyliła się w kierunku ciemnego wejścia. Cisza. Może tylko jakieś piski (nietoperzy?), kapanie wody, szelesty wiatru uderzającego o sklepienie — paru słowem, normalne jaskinio-dźwięki.
— Nie słyszę jakoś walącego się stropu, dzikich zwierząt ani oddziału wściekłych bachantek pragnących wypić krew prosto z naszego dymiącego jeszcze serca. Wejdziemy?
— Louise! — zganił ją Lucas.
— Co?
— Jesteśmy dziećmi Ateny. Powinniśmy być rozsądni, rozważni, rozumni i te wszystkie słowa na "r". A nie wchodzić do jaskiń, z których przed chwilą uciekliśmy.
W tym momencie jej brat wskazał swoje parę siniaków, jakby żeby podkreślić grozę sytuacji.
— Cały ten stereotyp dzieci Ateny jest mocno przereklamowany. Przede wszystkim jesteśmy herosami, pamiętasz? Nie mamy połowy mózgu, a drugie pół skutecznie zajmuje ADHD i pieczenie pianek nad ogniskiem. Wchodzimy.
I w chwili, w której wypowiedziała ostatnie zdanie, faktycznie to zrobiła. Krok w kierunku wejścia i spojrzenie na Lucasa - "wchodzisz?".
— Będę... ubezpieczał tyły.
Louise pokiwała głową, chwyciła za latarkę i bez dłuższych wahań po prostu weszła. Wilgoć, chłód, ciemność. Wszystko w porządku.
Córka Ateny brnęła więc dalej. W końcu doszła do wielkiego głazu. Obok niego leżał Magnus — chwyciła więc go i odwróciła się w stronę wyjścia i Lucasa, żeby zakrzyknąć o tym. Otworzyła już usta i wtedy niespodziewanie coś zakryło jej twarz — mokre, śmierdzące i ciepłe. Blondynka, starając się nie oddać panice, kopnęła w kierunku domniemanego przeciwnika. Rozległ się jęk i stukot, uścisk również się zwolnił. Louise krzyknęła wtedy głośno, żeby przywołać Lucasa. Na wszelki wypadek, gdyby zagrożenie okazało się większe.
— Niee kszycz — zameczał żałośnie nieco pomiętoszony satyr, kiedy Louise skierowała na niego promień latarki. 
— Satyr w jaskini? Tego jeszcze nie widziałem. Zwisasz może ze sufitu i straszysz herosów? — rzucił Szwed, zadyszany stając obok siostry.
Kozłonogi czułym ruchem chwycił najbliższą puszkę i zaczął ją podgryzać.
— Jest pijany — szepnęła Louise. — Pewnie zjadł za dużo puszek po piwie. 
— Nie sałkiem duszo! — zaprostestował wspomniany. 
— Jeno trosz… troszeszke. Dwie, czszy…
Dzieci Ateny zmierzyły go powątpiewającym spojrzeniem. Satyr przedstawiał widok nieco żałosny — jednak nie wymagał, chyba pomocy. A może jednak? Kostka wydawała się nieco opuchnięta pod futrem — to mógł być powód tego hałasu, który przestraszył herosów.

Lucas?
◇──◆──◇──◆
[360 słów: Louise otrzymuje 3 Punkty Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz