poniedziałek, 17 października 2022

Od Wandy do TJ (CD Philip) — „Siatkówka”

Poprzednie opowiadanie

LATO

— Dobra Wanda. Ty serwuj, a potem stój na tyle. Podbijasz piłkę do mnie, ja ci wystawiam, a na koniec ścinasz, rozumiesz? — zapytała swojej partnerki, przy okazji zdejmując swoją kurtkę, ujawniając swoje braki w anatomii. Była rzecz jasna gotowa na to, że przez to wszelkie ściny i cięższe akcje polecą w jej kierunku, ale nie miała zamiaru dać sobie w kaszę dmuchać. To jest gra, a w grę gra się po to, by wygrać. Dlatego właśnie TJ da z siebie wszystko, nawet jeśli przyjdzie jej odnieść rany. Stanęła nieco bliżej siatki, mniej więcej na środku i ugięła kolana by być gotowa na przyjęcie niższych piłek.

Wysoka blondynka niesamowicie się zapiekliła, kiedy Philip zaproponowała rzut monetą. Była nawet dość ładna i może w innych okolicznościach centurionka zawiesiłaby na niej oko, ale dzisiejszego dnia była rywalką. Owszem, miała charakterek i jak było widać, lubiła rywalizację. Podobnie jak Philip.
— Zniszczmy ich — rzuciła do swoich. Zmrużyła oczy, patrząc na nieco niższą kumpelę blondynki, która miała zaserwować. Podbiła piłkę do blondynki, która teraz zdjęła bluzę, pokazując brak jednej ręki. Może to dlatego była taka zacięta.
Nadszedł moment pierwszego serwisu w wykonaniu córki Aresa. Siły miała całkiem sporo, a i również technika wykonania uderzenia była całkiem przyzwoita. Z tego powodu, kiedy piłka poleciała nad siatką do drużyny przeciwnej, Philip nie potrafiła sobie poradzić z utrzymaniem jej na swojej połowie i ta poleciała z powrotem do greckich herosów, wprost do TJ. Afrykanerka z jedną ręką mogła mieć problemy z odpowiednim wyważeniem siły, ale udało się jej podbić piłkę na tyle wysoko, aby Wanda miała szansę dobiec, doskoczyć i ściąć z całej siły. Zapewne w ten sposób mogłaby zdobić punkt dla swojej drużyny, gdyby nie błyskawiczna interwencja Ernesta, który zrobił wślizg na piasku, by ten nie dotknął piłki. W ten sposób piłka powędrowała do Philip.
— Amatorzy — mruknęła centurionka pod nosem, z lekkim uśmiechem. Dzieciakom w pomarańczowych koszulkach poszło nawet nieźle. To może być ciekawy mecz.
Chwyciła piłkę w ręce, chwilę gładząc ją i obracając, masując kciukiem jakieś zadrapanie. W końcu podrzuciła piłkę, odbiła do Ernesta, który ściął ją ostro. Piłka przeleciała nad siatką, rozcinając powietrze z niesłyszalnym dla pochłoniętych grą i adrenaliną nastolatków. Trafiła do TJ, która niestety nie poradziła sobie z odbiciem.
— Punkt dla Drużyny Juana! — podniósł się triumfalny okrzyk.
Wanda, usłyszawszy, że przeciwna drużyna dostała punkt, zdenerwowała się. Lubiła wygrywać, a w rywalizacjach zawsze była zawzięta (to chyba jedyne co ma wspólnego z Aresem).
— Nie na długo! — krzyknęła, z pewnością sobie w głosie.
Dziewczyna miała ochotę jeszcze w gratisie ich brzydko nazwać, jednak uważała, że to tak może nie wypada. Ustała jedynie na swoim miejscu. Chciała związać włosy, jednak nie miała czym. Przeczesała jedynie dłońmi swoje brązowe włosy, które w słońcu miały delikatny złocisty połysk. Do TJ posłała pogodny uśmiech, życząc jej powodzenia.
Moment, w którym próba przejęcia piłki przez TJ spaliła na panewce i po tym, jak piłka od jej ręki poleciała na aut, dziewczyna była bardzo zła na siebie. Była zła na to, że przez swoją ułomność jej drużyna straciła punkt. Warknęła cicho pod nosem, podniosła się z piasku i otrzepała ubrania.
— Teraz to mnie wkurzyli. Nie dam im zdobyć kolejnego punktu. — odpowiedziała Afrykanerka i przygotowała się do kolejnego serwa rywali.
To, co się działo później to była bitwa na miary turnieju o sztandar. Tym bardziej że wokół boiska gromadziło się coraz więcej ludzi, zarówno obozowiczów, jak i gości z obozu Jupiter, oraz nauczycieli. Nawet sam Chejron rzucił okiem na konkurencję między obozową. Około połowy pierwszego seta, w którym przewagę uzyskali goście, było już tak dużo kibiców, że spora część z nich przytargała ze swoich domków krzesła, aby wygodniej było im obserwować zmagania graczy. Było nawet widać jak jakiś młodziak, prawdopodobnie syn Ateny, chodzi między ludźmi i sprzedaje lody oraz popcorn. Świetnie wyczuł moment na rozkręcenie biznesu.
Wyniki były bardzo wyrównane, co pokazywało jak bardzo zdeterminowani i pełni woli walki są zawodnicy. Wielokrotnie udowadniali, że chcą wygrać, a przy tym pokazać się jako zawodowcy w swojej dziedzinie. Pierwszy set wygrała drużyna Juana 25 do 20, co zakończyło się okrzykami radości ze strony każdej osoby w fioletowym t-shircie. To jedynie jeszcze bardziej zmotywowało kibiców z obozu Półkrwi. Tuż po przerwie wrócili z domku Apolla z wielkim banerem z cytatem Ajschylosa “Η δύναμη της ανάγκης είναι ανίκητη”.
Ciężko stwierdzić kto zrozumiał całkowicie o co chodziło w tej informacji, ale podniosło to morale Greków. Wymachiwali z dumą swoimi banerami i koszulkami z pegazami na patykach, aby pokazać drużynie wsparcie i chęć utarcia nosa Rzymianom. Najwidoczniej bardzo to pomogło, bo dzięki temu szybko odrobili stracony punkt setowy i wyrównali.
W końcu nadszedł czas na moment, w którym to właśnie Rzymianie przynieśli własne transparenty, na których widniały napisy “Ille qui se vincit in victoria vincit”. Po obu stronach boiska, gdzie zasiadali kibice drużyn, słychać było faktyczną wrzawę i okrzyki, które pokazywały, jak bardzo tym młodym herosom zależy na pokazaniu, kto jest najlepszy. Miał to właśnie rozstrzygnąć ten set. Do osiemnastego punktu mecz był bardzo wyrównany i niemal za każdym razem drużyny przekazywali sobie piłkę po jednym punkcie.
Zostało tylko sześć punktów, by pokazać kto tak naprawdę wyjdzie z tej potyczki zwycięsko. Serw był w rękach Philip. Zmęczenie dawało o sobie już znać. Jej czoło i twarz błyszczały od potu. Jej mocny serw wymusił na Wandzie szarżę bliżej siatki i przyklęknięcie. Odebrała jednak piłkę doskonale i równie dobrze podbijając ją w górę, blisko siatki, tak by TJ z wyskoku zrobiła ścianę blisko linii autowej. Ściła tak precyzyjnie, że Ernest nie bronił, będąc pewny, że Afrykanerka zapewni Jupiterowi punkt, a stało się na odwrót. Piłka uderzyła idealnie o linię, wywołując zachwyt wśród pomarańczowych kibiców.
19/19.
Philip otarła pot z czoła. Nie spodziewała się, że rozgrywka zyska taką sławę — wokoło niej szalały tłumy niemalże, miotające przekleństwa i popcorn. Można było się poczuć jak na igrzyskach olimpijskich w starożytnej Grecji lub na teraźniejszym stadionie. Smród potu i rozgrzanych ciał, niebywała agresja i podejrzanej jakości wata cukrowa — centurionkę zawsze ciekawiła ta wyjątkowość sportu, który do tego stopnia angażował ludzi, że nawet wstawali ze swoich foteli przed telewizorami.
Z każdym kolejnym odbiciem nastolatkowie i dorośli wokoło nakręcali się jeszcze bardziej, jakby to było możliwe. Philip była pewna, że gdyby byli nieco ciszej, usłyszałaby chrzęst łamanych kości i jęki bólu pod stopami tłumu w stanie prawie ekstatycznym.
Był remis. Wanda nie mogła sobie wyobrazić przegranej. Po krótkiej przerwie ruszyła do dalszej rozgrywki.
Nadeszła kolej na serw dla Wandy. Wcale nie była mniej zmęczona od reszty zawodników i tak samo, jak reszta błyszczała się w słońcu od rosy na czole. Gdy zaserwowała, zdeterminowana Philip błyskawicznie przejęła inicjatywę. Zgarnęła piłkę i podbiła ją Ernestowi, a ten z wielką lekkością ściął ją pojedynczym ciosem ręki. TJ musiała się bardzo wysilić, by mogła uratować ten punkt. Pobiegła gwałtownie w tył i z wyskoku wybiła piłkę do przodu, upadając przy tym na gorący piasek. Przyczajona Polka tylko czekała na okazję do uderzenia spod siatki i to dało jej szansę. Wyskoczyła i ścięła idealnie między rękami obydwu broniących. Miała dużo szczęścia, bo gdyby obrona się udała, TJ nie zdołałaby dobiec do piłki.
19/20 dla herosów.
— Na Juana! — wrzasnęła ze wściekłością Philip. Gnojki wygrywają! Pochyliła się i uderzyła płaską dłonią o piasek, co oczywiście nie miało sensu — podobnie jak „FAKT, ŻE GŁUPI POMARAŃCZOWI DEBILE WYGRYWAJĄ”. Z tych emocji prawie ominęła piłkę, w porę jednak zdążyła ją odbić. Wprawdzie nie zdobyła punktu na razie — ale na razie. Trzymajmy się tego na razie. Posłała swojej drużynie spojrzenie, które w jej mniemaniu miało przekazać „jeśli przegramy, będziecie wylizywać Juanowi kopyta przez następne szesnaście tygodni”. Taka skomplikowana informacja może była trudna do przekazania przez zwykły, morderczy wzrok, jednak gniew w niej zawarty dotarł do członków Drużyny Juana bez problemu. Przełknęli ślinę.

Udało się. Córka Aresa i jej towarzyszka wygrywały. Nie wiadomo czy tak zostanie do końca, jednak były na prowadzeniu, więc to już coś oznacza. Tym razem Polka nawet nie odpoczywała. Od razu gotowa czekała na kolejną turę. Czuła jak adrenalina ją roznosi, będąc gotowym teraz i w tym momencie dalej zagrać. Musiała jednak poczekać na pozostałych. Czuła, że teraz da popalić.
Następny serw Wandy był o wiele bardziej efektywny. Uderzyła z taką siłą, że piłka odbiła się od rąk Ernesta i zamiast wystawić ją na czystą ścianę dla Philip, ta przelobowała dziewczynę i poleciała na aut, dając herosom już dwupunktową przewagę.
19/21 dla herosów.

Przewaga niby „tylko” dwóch punktów, jednak ciągle przewaga. Godząca w godność i działająca na pomarańczowych kibiców. Philip na początku postanowiła, że to będzie spokojna, miła (dla niej) rozgrywka, w którą nie zaangażuje się emocjonalnie, jednak cóż. Mojry najwyraźniej postanowiły inaczej — jeśli gdzieś tam były. Obecnie uwagę centurionki przykuwały tylko dwie rzeczy — chęć wygranej i Juan, jak zawsze, doskonały w swej pegaziej postawie, ideał istoty żywej I jakiejkolwiek. Na obrzeżach świadomości migotała jeszcze twarz blond ślicznotki bez ręki. „Wymazać ślicznotkę”, pomyślała natychmiast Philip. „Blondwłosa r y w a l k a. Chętnie starłabym jej ten kpiący uśmiech triumfu z twarzy”.

Zauważając jak jeden chłopak z jej obozu, wykrzyczał, że greccy herosi są na prowadzeniu, podbudowało Wandzie jeszcze bardziej. Jej chęci do dalszej rozgrywki się powiększyły, jednak siła jej spadła. Czuła się bardziej zmęczona, ale przecież nie mogła teraz odpuścić lub zagrać gorzej. Nadal musiała się starać, by utrzymać taki dobry wynik.
Tym razem Wanda zaserwowała nieco słabiej, przez co Ernest już dużo lepiej przekazał piłkę swojej towarzyszce i wystawił ją na czystą ścinę, tuż obok TJ, której jedną ręką było za trudno przyjąć tak mocny strzał. Piłka poleciała na aut po odbiciu się od ręki blondynki, zapewniając drużynie Juana punkt i serw.
20/21 dla Jupitera.

Jeden, aż jeden punkt przewagi!
— Tak!
Po raz pierwszy w życiu Philip odczuła potrzebę zatańczenia. Nie na grobach wrogów. Sport — szlachetna dziedzina, pobudzająca serca i umysły. Czemu sport miałby wzbudzać taką wielką chęć potrząsania tyłkiem?
Jej drużyna — przepraszam, Drużyna Juana — poddała się temu zewowi bez wahania i oporu, śpiewając przy tym kaleczącą uszy piosnkę o tym, co jupiterowcy robią z matkami członków drużyny przeciwnej. Co dziwne, nikt nie wyglądał, jakby się tym specjalnie przejął. Co jeszcze dziwniejsze — któryś wychowanek Chejrona odśpiewał im, co zrobiłby z ich ojcami. Ten sport, wiele ma obliczy. Albo za wiele tu Polaków.

— Kuźwa no! — powiedziała ciut głośniej sama do siebie Polka.
Niestety, tym razem nie wyszło tak super. Przeciwna drużyna dostała punkt. Wanda była jeszcze bardziej zmęczona niż przedtem. Czuła jak nogi się pod nią uginają, mimo iż kondycję miała dobrą. Po prostu, za duży wysiłek. Nawet po dłuższym odpoczynku nadal czuła jak pot spływa jej z czoła, a jej serce wariuje. Próbowała sobie sprawdzić puls. Wyszedł jej, że ma bardzo wysoki. Nie zamierzała się poddać. Widząc, jak jej kumple z Obozu Herosów wiwatują i drą się, aby wygrały, podnosiło jej wiarę. Jednak nawet gdyby uznać, że na przykład są tu jedynie osoby z Obozu Jupiter. Dziewczyna nadal by została i grałaby dalej, by pokazać swoją siłę, mimo iż jest najmłodsza.


TJ?
◇──◆──◇──◆
[1792 słowa: Wanda otrzymuje 17 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz