Gdyby ktokolwiek wszedł teraz by do stajni, prawdopodobnie zostałby zignorowany przez Philip, adorującą swoje dwa warkocze z gumkami w biedronki. Jeśli by rozegrał to dobrze i cicho się wycofał, przeżyłby to, jednak jeśli ośmieliłby się chociaż chrząknąć czy wydać jakikolwiek dźwięk nawiązujący chociaż do śmiechu, centurionka zabiłaby go na miejscu. Nieważne jak bardzo podobały jej się słodkie gumki z biedronkami, coś w jej duszy kazało pozostać jej samicą alfa oraz trzymać się z dala od wszelkich feminizujących obiektów.
Ten głos został na chwilę odepchnięty. W końcu jak mogła powiedzieć "buu, słodkie robaczki to dla małych dziewczynek" kiedy Wanda z taką powagą zaplatała jej warkocze. Powstrzymała się dzielnie od syknięć bólu, kiedy jasnowłosa przypadkowo pociągnęła ją mocniej za włosy i grzecznie mówiła "nic się nie stało" kiedy Wanda to zauważała.
— Patrz, mam matching z Juanem! — powiedziała radośnie czarnowłosa, stając obok pegaza.
Przyłożyła swoje dwa warkocze do jakichś ponad dwudziestu Juana (i drugie tyle na ogonie).
— Ustaw się, zrobię ci zdjęcie! — powiedziała niespodziewanie Wanda i nawet nie czekając na ustawienie, od razu zaczęła robić Philip zdjęcia. Z oddalenia, przybliżenia, z obiektywu szerokątnego i selfik z nimi wszystkimi trzema.
— Wyślę... — zaczęła Polka, ale równocześnie zaczęła centurionka.
— Tylko nie...
Zapanowała chwila ciszy.
— Dobra, nie możemy pozwolić ludzie ujrzeli ciebie uśmiechającą się. Tylko mnie obdarzyłaś tym zaszczytem. Dziękuję.
Philip w odpowiedzi się zarumieniła i chciała nawet zaprotestować. Natychmiast wewnętrzna, surowa Philip uświadomiła jej, że jej psychika nie jest gotowa na legionistów mówiących "fajne biedronki". I śmiejących się po kątach z telefonami. Albo jakiegoś piszczącego fauna patatającego pokazać zdjęcie UŚMIECHNIĘTEJ nieironicznie Philip.
— Pokaż.
Wanda usiadła na stosie słomy i poklepała obok siebie, żeby przywołać Philip.
— Wyglądam, jakbym miała sześć lat, na imię Emily i nosiła sukienki w groszki — skrzywiła się Franzuzka.
— Emily? Bardziej Chloe. I twoja ulubiona koszulką jest ta z brokatowym motylkiem, marszczonymi rękawkami i dwustronnymi cekinami — odpowiedziała Wanda.
— Nie masz dla mnie litości, co? — jęknęła Philip. — I wierzę we wróżkę zębuszkę.
— Ej, nie bądź taka okrutna. Kto by w tym wieku nie wierzył we wróżkę zębuszkę?
— Kiedy wypadł mi drugi ząb, położyłam poduszki pod kołdrę i całą noc obserwowałam mój pokój zza okna z Juanem. Kiedy tata się pojawił, skoczyłam na jego plecy i prawie udusiłam, bo myślałam, że jest wróżką.
Wanda wybuchła śmiechem. Spojrzała też na Philip, która patrzyła na nią z konsternacją.
— Czemu się nie śmiejesz z własnego żartu?
— To nie jest żart...
Z jakiegoś powodu to spowodowało, że Polka zaczęła śmiać się jeszcze bardziej.
— Przepraszam — powiedziała. — Znam cię już tyle, że nie powinno mnie to dziwić. — Ale nie bawi cię to? Ani trochę?
Po długiej chwili również Philip zaczęła chichotać.
— Prawie udusiłaś własnego ojca, żeby poznać wróżkę zębuszkę! Zwykle dzieci budują niedziałające pułapki z kartonika i sznurka, oblepiają ząb gumą, żeby wróżka się przyczepiła.
— Ale to...
— Wiem, ale to dzieci. Urodziłaś się już jako legionistka? Biedne dziecko. Nie macie placów zabaw w Nowym Rzymie?
Philip, oskarżona o brak dzieciństwa zarumieniła się jeszcze bardziej. Z opresji postanowił wybawić ją Juan. Podszedł do Wandy i chrząknął jej we włosy.
— Masz rację, ja też potrzebuję warkoczy. Proszę — wyjęła z kieszeni dwie ostatnie gumki. Jedna z motylkiem, druga z kotkiem, i podała je Philip.
◇──◆──◇──◆
[519 słów: Philip otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz