czwartek, 25 maja 2023

Od Havu — „Cholerny dzieciak Morsa”

Nie chciał opuszczać rodziny. Za dobrze było mu w domu, bo właśnie tutaj mógł spełniać swoje marzenia, denerwować mamę, kiedy tylko miał ochotę i… robić wszystko. Nic chłopaka nie ograniczało, był wolny jak ptak i to kochał w tym miejscu. Odejście będzie oznaczało zmiany, na które dziesięcioletni Havu nie był gotów — zbyt przywiązany do rodziny, zapachu lasu oraz srogich zim bał się, że może sobie nie poradzić; chociaż lubił próbować nowego oraz udowadniać innym, iż zawsze będzie dobrze, to jako dziecko przepełniały go obawy. Mama oczywiście zapewniała mu komfort, codziennie wieczorem zamiast bajek opowiadała mu wymyślone historie o tym, że zostanie silnym herosem i nauczy się niesamowitych sztuczek. Havu jej wierzył i już po trzech miesiącach zdecydował, że pójdzie tam — do obozu Jupiter.
Pierwsze dni były ciężkie, gdyż mało kto chciał nawiązywać z nim bliższe relacje. Dziesięciolatek, więc pewnie głupi, naiwny i łatwo można go wykorzystać. Starsi nie raz naśmiewali się z rudowłosego, nie chcąc nawet dowiedzieć się, jak ma na imię. Havu w pewnym momencie wytworzył sobie odruch obronny — zrobił się złośliwy i zaczął urządzać starszym wszelkiego rodzaju pranki; a to zabrał komuś buty i wrzucił na dach budynku, a to usmarował klamki błotem… Było tego znacznie, znacznie więcej, ale nie starczyłoby miejsca na wymienianie tego.
Po miesiącach inni przyzwyczaili się do jego obecności i zaakceptowali młodzieniaszka. Więcej osób przychodziło, by zaprosić Havu do gierek, a kiedy w obozie pojawiły się osoby w podobnym wieku, to znalazł bliskich przyjaciół. Żyć nie umierać — powiecie. Jednak nie zawsze tak było, bo po trzech latach coś na nowo zaczęło się sypać.
Starsi zaczęli odchodzić, robiąc miejsce dla nowych, a Havu tracił znajomych. Chciał zaprzyjaźniać się z tymi, którzy przychodzili, ale uczepili się jego pochodzenia. To syn Morsa, uważajcie — szeptali między sobą. Rudowłosy nie przejmował się tym, jednak po czasie zauważył, że rzeczywiście emanuje pewnego rodzaju aurą strachu. Ludzie mijali go łukiem, wymyślając historię, jakoby trzynastolatek miał rzucić na nich klątwę śmierci.
Minęły kolejne dwa lata i na nowo zastał spokój. Matko, to już pięć, kiedy stąd wyjdzie? Piętnastoletni Havu zaczynał się obijać, znudzony monotonią i tym samym miejscem. Wszystko znał już na pamięć. Każde miejsce było przez niego odwiedzone przynajmniej pięć razy. Nie było co robić.
— Masz alkohol? — zapytał dzieciaka Bachusa.
Niedawno poznany chłopak kiwnął ochoczo głową i zniknął, by zaraz wrócić z butelką wina oraz dwoma, trochę ubrudzonymi szklankami. Czerwonokrwisty trunek lał się po ścianach naczynia, brudząc ziemię oraz ubrania chłopaków.
Havu notorycznie pił alkohol z tym jednym dzieciakiem Bachusa. Przychodził, kiedy mu się nudziło, a ten o rok starszy znajomy leciał w poszukiwaniu wina albo piwa. Siedzieli wtedy razem za jednym z budynków i opowiadali sobie przeróżne historie, a trunki leciały jeden za drugim.
— Kiedyś się zobaczymy — powiedział na koniec wspomniany wcześniej syn Bachusa. Rok wcześniej opuścił obóz i Havu znów został sam; i chociaż miał innych znajomych, którzy chętnie z nim rozmawiali, to jakoś brakowało mu tamtego przyjaciela.
Ostatni rok spędził na balowaniu w towarzystwie dzieciaków Bachusa oraz innych imprezowiczów. Nie tylko na piciu się kończyło, bo sięgał także po papierosy i nagrabił sobie, oj, nagrabił. Na koniec wyszedł z przepiękną reputacją łotra oraz alkoholika nie-dziaciak Bachusa, co najwyraźniej wszystkich niezmiernie bawiło.
W obozie mógł jeszcze zostać, ale nie oszukujmy się — spędził tam osiem lat i jeszcze chwila, a coś siadłoby mu na łeb. Potrzebował nowości, a co najważniejsze, to tej upragnionej wolności. Dlatego, gdy tylko znalazł się w San Francisco, próbował na nowo rozpocząć życie. Szukał pracy, poszedł do pracy, a potem rozpoczął studia, takie, które odpaliły w nim chęć do poznawania i zgłębiania tajników nauki; a że był dzieciakiem Morsa, to odnalazł też fascynujące hobby, którego inni się brzydzili.
W ciągu tego czasu poznawał kolejnych ludzi, zacieśniał znajomości, a oni potem znikali. Tak w kółko. Niekończące się, błędne koło. Po ukończeniu studiów nie było nawet lepiej, bo w zawodzie pracowali tylko cholerni fanatycy. Ludzie, którzy mogliby w laboratoriach umrzeć i wejść w te wszystkie preparaty, by być jeszcze bliżej. Havu nie miał miejsca na żarty, na swobodę.
— Postaw to tutaj — powiedział szef, widząc, że chłopak akuratnie nic nie robi. — I weź się do roboty.
Rudowłosy niechętnie wykonywał podobne polecenia, czując się coraz bardziej przytłoczony. Co za nudni, monotonni ludzie.
— Ostatni raz cię upominam.
I znowu to samo.
Jego życie w tym mieście wyglądało tak, że szedł do roboty często na dwanaście godzin, wracał do zapyziałego mieszkania i szedł spać. Nie miał czasu na nic, a praca polegała na robieniu czegoś, co kochał. Było jednak jedno ale. Havu nie miał motywacji, codziennie słysząc, że ma się wziąć do roboty, coraz mniej chętnie przykładał się do przygotowywania próbek, do zapisywania badań. Przestał czerpać z tego radość. Jednym słowem — gówno.
Wziął więc za radą znajomych, by to rzucić. Napisał więc wypowiedzenie i po niedługim czasie wyszedł z laboratorium raz na zawsze, zostawiając w kącie mieszkania stary, biały fartuch. Miał czas dla siebie, dla swojej pasji i w końcu nie słyszał nad głową świętych słów — weź się do roboty.
Pracy nie mógł jakiś czas znaleźć, bo większość pracodawców szukała gwiazdki z nieba, olewając go i nie odpowiadając nawet na telefony. Bardzo nie chciał pracować w gastro, bo sama myśl o dusznej kuchni rudowłosego odrzucała, ale… poddał się. Poszedł do kfc i teraz lepi kurczaki. Przynajmniej ma co jeść, nie ma co, żarcie z fast foodów jest smaczne.
Havu siedział teraz na kanapie, trzymając w jednej ręce bułkę i przerzucał kanały. Nie było co oglądać. Same programy typu ukryta prawda, ludzie to lubią? Gdzieś na stoliku ustawione były preparaty, a w dodatkowej lodówce chłodziły się świńskie płody. Boże, dziecko Morsa. Strach wejść do tego mieszkania.
Rzucił w końcu pilota obok i zajął się oglądaniem odmóżdżającego serialu. Tak właśnie potoczyło się życie rudego.
◇──◆──◇──◆ 
 [941 słów: Havu otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz