Poprzednie opowiadanie
No i brawo, Dave, tym razem to ty normalnie przerosłeś samego siebie. Myślałem sobie, wpatrując się w nieznajomego, który najwyraźniej liczy, że odwdzięczę się mu za jego pomoc ze schowaniem zwłok. Nie dość, że dokonałeś morderstwa, to teraz zaczynasz się zadłużać. Nie ma co.
Spojrzałem w oczy nieznajomego, sam nie będąc pewny tego, co mogę mu zaoferować. W końcu, czego można oczekiwać po kimś takim jak ja?
— Słuchaj, bardzo dziękuję ci za pomoc i gdybym mógł, odwdzięczyłbym ci się najlepiej, jak potrafię, ale zrozum, że jestem prostym złodziejaszkiem. Sam ledwie łączę koniec z końcem — spróbowałem go przekonać.
Nieznajomy parsknął z niedowierzaniem.
— I mam ci uwierzyć, bo tak powiedział złodziej i morderca? — Uniósł brew.
Zjeżyłem się. Nie przeczę, że jestem złodziejem, ale nikt jeszcze nie miał powodu, by nazwać mnie mordercą. Spuściłem wzrok.
— To był przypadek — mruknąłem. — Nie wiem, czy widziałeś, ale to była samoobrona. Gdybym jakoś nie zareagował, to ja leżałbym teraz pod tymi kartonami, a nie ten łajdak. Oczywiście, tylko jeśli sam wpadłby na pomysł, by schować tam moje ciało przed policją, w co wątpię.
Nieznajomy przechylił nieznacznie głowę, po czym skinął na mnie.
— Wiem — potwierdził. — Ale policja mogłaby być mniej wyrozumiała. Dlatego oczekuję przynajmniej rekompensaty za to, że ocaliłem ci przed nimi skórę.
Pokiwałem głową. Miał rację, muszę dla niego coś zrobić, w zamian za jego pomoc. Tylko wracamy teraz do punktu wyjścia, czego on mógłby ode mnie chcieć?
— Mógłbym ci załatwić 10% z naszego następnego skoku — zasugerowałem.
Wiem, że 10% to nie jest dużo, ale nie mógłbym dać więcej. Nie w taki sposób, by nie wzbudzać podejrzeń wśród pozostałych.
Nieznajomy zdawał się nieprzekonany.
— A co planujecie ukraść? — Spytał. Wzruszyłem ramionami.
— Nie wiem jeszcze. Nie planuję na kilka akcji do przodu — przyznałem.
— Wybacz, ale nie kupuję tego — pokręcił głową nieznajomy. — Zbyt łatwo przyjdzie ci mnie wykiwać, kradnąc byle co, byle tylko się mnie pozbyć.
Skinąłem głową, rozumiejąc jego punkt widzenia. Sam sobie również bym nie zaufał w tej kwestii.
Cóż, pozostawało jeszcze jedno wyjście. Co prawda, nie chciałem go wybierać. Nie znałem tego człowieka, a to, co zamierzałem mu zaoferować, wymagało bardzo dużego zaufania. Gdyby stało się coś złego, mogłoby się to odbić nie tylko na mnie, ale i na całym gangu.
Jednak, czy miałem inne wyjście?
— Przyjmę cię na miesiąc do mojej ekipy — powiedziałem w końcu. — Ale pamiętaj, tylko na miesiąc. I będziesz uczestniczył w naszej niewielkiej społeczności jak każdy inny jej członek.
Nieznajomy zdawał się nieco bardziej zaciekawiony, ale wciąż nie był pewien, czy przyjąć moją propozycję.
— Ty jesteś szefem w tej społeczności, prawda? — spytał.
Zawahałem się na chwilę, po czym skinąłem głową. Nie było sensu tego ukrywać, zwłaszcza jeśli zamierzałem go przyjąć.
— Więc gdybym do ciebie dołączył, automatycznie stałbyś się moim szefem — zauważył. — Nie, to nie dla mnie. Chyba rozumiesz, że ja preferuję wolność. Przyznam, że ciekawie byłoby działać w szajce złodziejskiej. Ale nie za cenę utraty kontroli nad własnym życiem.
Zgrzytnąłem zębami. Nie chce dołączyć do mojej ekipy tylko dlatego, że wtedy musiałby mnie podlegać. Mogłem w takiej sytuacji zrobić tylko jedno.
— Oddam ci władzę nad moją ekipą — mruknąłem.
Oczy nieznajomego rozbłysły. Ding, ding, ding, wiem już, że trafiłem w sedno.
— Miałbym kierować całym twoim gangiem? — Spytał.
Skinąłem głową, choć żołądek skurczył mi się na samą myśl o tym. Czułem jednak, że nie skrzywdziłby moich ludzi. W końcu pomógł mi ukryć morderstwo. Musi być porządnym człowiekiem.
I mam tylko nadzieję, że nie zbrukam tym samym pamięci po Shadow.
— I nad tobą też miałbym władzę? — Spytał.
W tym momencie się skrzywiłem. Racja, pomógł mi, ale nie przesadzajmy z tą wdzięcznością. Co za dużo to niezdrowo.
— Ogranicz się do innych członków mojego zespołu — zgrzytnąłem zębami. — Postaraj się mi przy nich za bardzo nie rozkazywać. Wiesz, nie chcę, aby ktoś obcy wparował nagle do kryjówki i zaczął podważać mój autorytet.
Nieznajomy skinął głową, choć sam nie byłem pewien, czy przyjął moje słowa do wiadomości.
— Zgoda. Wchodzę w to — stwierdził.
Po chwili nieznajomy jakby przypomniał sobie, że wciąż jesteśmy sobie nieznajomi.
— Właśnie, nie przedstawiłem się jeszcze — podał mi rękę. — Jestem Havu.
— Mr Nobody — odpowiedziałem, również podając mu rękę.
— Hej, to niesprawiedliwe — zaśmiał się Havu. — Ja ci podałem moje prawdziwe imię.
Spuściłem wzrok. Już od tak dawna żyłem pod imieniem Mr Nobody, że ledwie pamiętam, jak się naprawdę nazywam. Od odejścia Shadow’a nikt nie nazwał mnie Dave.
— Złodziejski zwyczaj — odpowiedziałem jedynie. Za słabo go znałem, by podać mu swe prawdziwe imię. Nawet moi ludzie go nie znali. — Nikt nie wie, jak się naprawdę nazywam. Tobie również polecam przedstawić się moim ludziom pod pseudonimem. Znając cię z imienia, mogą cię mniej szanować i łatwiej będzie im cię zdradzić.
— Może — Havu wzruszył ramionami. Nie wiedziałem, czy posłucha mojej rady. Przynajmniej przestał naciskać, bym się przedstawił.
Nie mówiąc już wiele więcej, zacząłem prowadzić Havu w kierunku kryjówki mojej ekipy, starając się nie myśleć o tym, że przyjąłem go tylko na miesiąc, więc po upływie tego czasu będziemy musieli się wyprowadzić. Nikt z zewnątrz nie powinien znać naszej lokalizacji.
W połowie drogi coś sobie przypomniałem.
— Wiesz, moi ludzie nie powinni wiedzieć, że ich szef kogoś zabił. Nie mówmy im o tym, dobrze? — Poprosiłem.
— Jak wyjaśnisz moją obecność? — Spytał Havu.
— Nie wiem… — Zawahałem się. — Możemy udawać, że jesteś moim dalekim kuzynem?
— I oddajesz kuzynowi swoją pozycję w szajce? — Zdziwił się Havu.
— Cóż, moi ludzie nie znają mojej rodziny, ale zdają sobie sprawę z tego, że musi być ona dziwna — uśmiechnąłem się. Ale nie wiedzą nawet jak dziwna. — Powiemy, że to jakiś zwyczaj rodowy. Zamień się z kuzynem pracą. Za dwa miesiące zrobię sobie wolne od szajki i powiem im, że idę wykonywać twój zawód, cokolwiek to jest.
— Jestem diagnostą laboratoryjnym — powiedział.
— A ha, rozumiem — mruknąłem, choć kompletnie nie rozumiałem.
Havu spojrzał na mnie, jakby zamierzał mnie o coś zapytać, ale ku mojej uldze, nie zdążył, bo doszliśmy już do naszej kryjówki.
— Hej, widzisz, te stare, zardzewiałe drzwi? — Powiedziałem, wskazując na wejście do mojego domu. — Jesteśmy na miejscu!
Havu?
◇──◆──◇──◆
[974 słowa: Dave otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]