sobota, 17 czerwca 2023

Od Eleanor do Kazue — „Strzała i biały placek”

Jeden krok… Dwa… Trzy… Nie, jeszcze trochę, to za mało… Cztery… Pięć…? Jeszcze kawałek… Tak, to tutaj. Tu będzie dobrze. Będzie odpowiednio daleko. Odpowiednio blisko. Szelest traw. Skupienie.
Zachodzące słońce wieczoru delikatnie muskało brązowe loki heroski. Letnie powiewy wiatru bawiły się kosmykami, wpychając je dziewczynie do ust, gdy ta ważyła w dłoni drewno i przejeżdżała smukłymi palcami po liniach słojów. Ten kolor przypominał jej rodzinne strony… Słońce prażące jak patelnia jajecznicę, zapach morza i soli, która mogłaby przyprawić niejeden obiad, cudnie wonny i smaczny… Otwarte ramiona ojca, które z taką czułością witały małą Hiszpankę, gdy ta wracała z kolejnej leśnej eskapady… Sześcioletnie, oliwkowe oczy zapamiętały to właśnie w ten sposób. Tylko że ten obraz za każdym razem był coraz bardziej rozmazany i niewyraźny…
Otworzyła oczy, które przymknęła pod wpływem napływającego wspomnienia. Powiodła spojrzeniem po ognistej kuli, która zapewniała wszystkim ciepło i po kawałku drewna, który gładko spoczywał w jej dłoni.
– Weź się w garść, Eleanor – mruknęła do siebie pod nosem – zrób to, dla niego.
Jednak myśli, ciągle podsuwając  jej obraz przeszłości, i tym razem nie pozostały spokojnie.
„Zrób to dla siebie" – podszept, który podsunęły jej wspomnienia, wybrzmiał głośno i wyraźnie, idealnie naśladując głęboki bas głosu Alvaro Rodrigueza.
„Tak, dokładnie tak mi mówiłeś tatku…" – westchnęła. Mimo że wiedziała, iż ojciec nie ma jak jej usłyszeć, gdzieś w głębi serca ciągle miała cichą nadzieję, że jest słyszana. Nie przyznawała się do niej sama przed sobą, ale… – „zrobię, jak powiedziałeś. Dla siebie…"
Westchnęła cicho po raz kolejny, by całkowicie otrząsnąć się ze wspomnień i wyobrażeń.
Promienie zachodu odbijały się w nici cięciwy, która tańczyła między jej palcami do momentu, gdy heroska postanowiła przejść do czynu.
Z kołczanu szybkim ruchem wyciągnęła strzałę smukłą niczym nimfa, o lotkach koloru wiśni, i naciągnęła łuk.
Zabójcza broń. Piękność. Przedmiot do treningu.
Tym wszystkim był kawałek drewna, który trzymała w dłoni.
Ale był czymś jeszcze. Miał duszę. I ona to czuła.
Ta myśl uderzyła ją akurat w momencie, gdy cięciwa ześlizgiwała się z jej palców, wysyłając pocisk w stronę tarczy. Eleanor zadrżała na całym ciele.
Miał duszę. Albo ona sobie to wyobraziła. I właśnie przez nagłe uderzenie tej myśli posłała strzałę poza obręb celu. Grot zalśnił w słońcu przez ułamek sekundy, przywodząc jej na myśl boskie pałace na Olimpie, o których uczyła się, gdy jeszcze nawet nie przypuszczała, że Zeus może naprawdę istnieć. Metal prześlizgiwał się przez powietrze bez żadnego oporu, szybko jak kometa widoczna na niebie w bezchmurną noc.
Lecz to piękno zniknęło w chwili, gdy zza tarczy dobiegł do niej stłumiony przez dzielącą ją od tarczy odległość krzyk zaskoczenia. Nie zastanawiając się, rzuciła łuk i pobiegła w tamtym kierunku. Mogła kogoś trafić, tam ktoś mógł krwawić. Zrobiło jej się zimno, a chwilę później piekielnie gorąco.
„Samotny trening to nie był dobry pomysł…" – atakowały ją natrętne myśli, a puls gwałtownie przyspieszył – „Ty debilu…"
…niepewność…
…przerażenie…
…panika…
„Gdzie się podzieję, jak mnie stąd wyrzucą…?"
Nie.
Co za szczęście.
– Możesz bardziej uważać, hm? – głos. To głos. Nikogo nie zabiła.
„Nikogo nie zabiłam… Nikogo nie zabiłam!"
– Ja… Prz...przepraszam… – wyjąkała, cofając się, gdy zza tarczy wyszła jakaś dziewczyna. Była od niej większa i wyglądała na groźną, pewnie córka Aresa. Spojrzenie obozowiczki oplotło postać Hiszpanki jak lasso szyję byka na rodeo.
Cofała się krok za krokiem, coraz szybciej, a w końcu rzuciła się biegiem w drugą stronę, jak najdalej.
– Nie zapomniałaś o czymś, kurduplu? – zatrzymało ją bynajmniej niezbyt uprzejmie brzmiące pytanie.
„Córka Aresa, na pewno…" - pomyślała Eleanor. Odwróciła się, lecz nie zdążyła niczego powiedzieć, ze względu na latający łuk, który ustanowił sobie ją właśnie jako cel.
Oczywiście, jakby inaczej, Hiszpanka zapomniała o pozostawionym na trawie sprzęcie… Z jednej strony dobrze, że ta dziewczyna zwróciła jej uwagę o małym, greckim łuku, nazywanym tutaj Toxą, który pewnie by się zniszczył, leżąc godzinami na trawie, z drugiej strony jednak… Eleanor sama w tę trawę poleciała. Siła uderzenia wytrenowanej, silnej obozowiczki zwaliła szczupłą dziewczynę z nóg. A może to ona sama się zwaliła pod wpływem emocji…

Kazue?
◇──◆──◇──◆
[651 słów: Eleanor otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz