Ver zaciskała mocno tackę z jedzeniem, jakby przygotowywała się, by tłuknąć nią w głowę dziewczyny. Przez kilka sekund obie czekały w napięciu na jakiś niepokojący gest, pretekst do walki, ale nic takiego się nie wydarzyło. Flamastrowa tylko się uśmiechnęła nieśmiało. Mimo to, coś w Ver nie pozwalało jej zapomnieć o nieznajomej. Może to kwestia tych wściekle różowych włosów.
Tak szybko, jak na siebie wpadły, tak szybko też się rozstały. Ver próbowała znaleźć miejsce z dala od dziewczyny, na wypadek, gdyby miała wobec niej niezbyt przyjazne plany, ale nie mogła znaleźć żadnego miejsca, a ta Flamastrowa ją wołała i zachęcała do zabrania miejsca obok.
„Nie no, nie może być tak źle” – pomyślała, zbliżając się do nich. Dziewczyna uśmiechała się, pokazując zadbane zęby i machała, dwóch chłopaków nie wyglądało na zadowolonych z tego pomysłu. Na pewno nie spodziewali się, że ktoś by się do nich dosiadł. Do głowy wpadł jej pomysł zażartowania, że nie jest potworem z greckiej mitologii, ale ugryzła się w język. – „To zbyt ryzykowne”.
– Dziękuję.
Zanim usiadła, odpięła parasolkę od paska i oparła ją o blat stołu. Usiadła tak, by zajmować najmniej miejsca, nie mogła się rozpychać, została przecież zaproszona. Skinęła głową, słysząc odpowiedź dziewczyny i zabrała się do jedzenia.
Atmosfera była tak mętna, że gdyby podrzucić Rozpruwacza, na pewno zawisłby w powietrzu, ale córce Hefajstosa to nie przeszkadzało. Próbowała jeść jak najwolniej, równocześnie tak, by nie wyglądało to dziwnie. Pomimo że jej myśli odpłynęły w stronę odpoczynku i ucieczki z miasta, to i tak obsłuchiwała rozmowę znajomych obok. Raz na jakiś czas odchylała głowę do tyłu. Chociaż jej dłońmi poprawiała wtedy włosy, jej jasnobrązowe oczy prześlizgiwały się po obecnych w poszukiwaniu potencjalnego niebezpieczeństwa. Bycie półbogiem nauczyło ją niepozornie rozglądać się wokół siebie.
Walczyła właśnie z oliwką niechcącą nabić się na widelec, kiedy usłyszała pytanie od dziewczyny. Nie chciała zdradzać swojego prawdziwego celu podróży, więc na szybko wymyśliła podróż nad morze.
– Nie, nie – powiedziała i mimowolnie dotknęła parasolki. – Właśnie jadę na plażę.
Uniosła brwi, po czym skinęła głowa i uśmiechnęła się blado, chociaż ten gest był bardziej wymuszony niż naturalny. Trudno jej było odgadnąć, czy nieznajoma dzieliła się z jej planami, czy też była potworem w przebraniu i zamierzała ją zabić. Mimo to odpowiedziała lekko:
– Jeśli tylko was znajdę, to z chęcią się przyłączę.
„Jest tak gorąco, że na pewno będą tłumy i choćby chcieli, nie zobaczą mnie. Inna sprawa, że będę w domku nad jeziorem”. – Udało jej się nabić na widelec kapryśną oliwkę i zjadła ją. Była bliżej zakończenia jedzenia, podobnie jak oni, co średnio jej się podobało. Z chęcią odeszłaby bez słowa już w chwili, kiedy skończy, ale czuła, że Flamastrowa nie dałaby jej spokoju.
Nie potrafiła powstrzymać się od kaszlnięcia, kiedy wzięła pierwszego łyka zupy.
– Słona. I to bardzo. – wyjaśniła krótko, widząc podejrzliwe spojrzenia ze strony chłopaków.
„Chyba wypadałoby coś powiedzieć…” – pomyślała, biorąc jedną z ostatnik frytek. Zanurzyła ją w zupie i zjadła. – „Ale to dobre połączenie, że też zostawiłam ich tak mało”.
– Skąd jedziecie?
◇──◆──◇──◆
[489 słów: Ver otrzymuje 4 Punkty Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz