poniedziałek, 24 czerwca 2024

Od Sony CD Adama — „Podróż za jeden uśmiech”

Poprzednie opowiadanie

WIOSNA

Siedzenie było wygodne, w samochodzie ciepło, a dookoła panowała ciemność. Do tego było już długo po dobranocce. Logiczne więc było, że po jakimś czasie nieustająca paplanina Sony o tym, że widzieli gdzieś jeża albo wbiegło do fontanny i niestety nie wzięło sobie butów na przebranie, więc przez cały dzień musiała chodzić na bosaka, zaczynało robić się coraz bardziej bezsensowne i senne, aż wreszcie Sony się zamknął i już po chwili spały z głową opartą o okno. Adam spojrzała na dzieciaka z nieukrywaną ulgą, bo ciągłe szczebiotanie dochodzące z siedzenia obok w pewnym momencie stało się prawie tak samo irytujące jak bzyczenie komara nad uchem, gdy próbuje się usnąć. Zresztą, raczej wszystko irytuje człowieka, który próbuje prowadzić samochód o drugiej w nocy i jest już po kilku energetykach (Sony usilnie błagali o jeden z nich, ale Adam bał się, że skończy się to gadaniną dwa razy szybszą niż wcześniej i o kilka godzin dłuższą).
— Byłoby śmiesznie wyrzucić go na chodnik. Ciekawe, czy by się obudził — wymruczał Greg, za co Daphne uderzyła go w ramię. Mężczyzna zachichotał dziko, a Adam tylko przewrócił oczami, udając, że sama o tym nie myślała, gdy słuchał o robaku, którego Sony zdecydowała nazwać Jacek i był on jej ulubionym pluszakiem.
Noc minęła im bez większych niespodzianek. Oprócz tego, że Sony kilka razy kopnęło różne rzeczy przez sen. Za pierwszym razem Adam prawie spowodowała wypadek, gdy podskoczył za kierownicą.
Rankiem Sony wyskoczyła z samochodu z radosnym uśmiechem i włosami z resztą wczorajszych kucyków, gdy wreszcie zaparkowali pod Parkiem Narodowym Yellowstone.
— Ale tu pięknie! — wykrzyknęło i od razu pobiegli przed siebie, wskakując na każdy większy kamień, jaki znalazł się na jego drodze. Z najwyższego odwróciło się do reszty i pomachało do nich, gdy leniwie przygotowywali się do śniadania. Gdyby Adam nie upuścił przy tym kuchenki gazowej, odmachałaby. Ale niektóre rzeczy są ważniejsze.
Dopiero gdy wszystko było gotowe do zjedzenia i wszyscy prawie zapomnieli o tym, że powinni zawołać Sony, ono przytuptało do nich z rękoma pełnymi wianków. Po jednym dla każdego. Oraz dwa małe dla siebie, nałożone na świeżo związane kucyki, które nie wyglądały na szczególnie trwałe. Może dlatego, że w aucie zgubiło jedną z gumek.
— Wiesz, że w parkach narodowych nie zrywa się roślin? — Adam zbeształa Sony, ale i tak włożył swój wianek. Był nieco za duży i opadał jej na oczy, dopóki nie przesunął go na tył głowy, ale oprócz tego był całkiem uroczy.
— Jesteśmy na parkingu, nie w parku — zaprotestowału, koronując resztę osób, które z uśmiechem chwaliły kunszt artystyczny dzieciaka. Sony wręcz promieniała od tych wszystkich pochwał, a do jedzenia zasiadał z szerokim uśmiechem.
Dostału kubek ciepłej herbaty i kanapkę, a gdyby wszyscy zgromadzeni wiedzieli o talencie Sony do rozlewania każdego płynu, jaki wpadnie nu w ręce, pewnie ucieszyliby się, że nie dali jej płatków z mlekiem. Skończyłoby się na tym, że jego porcja byłaby dwa razy mniejsza niż na początku. Albo by tej porcji w ogóle nie było.
— Oj — bąknęło po paru kęsach kanapki, gdy kubek z herbatą nieco wysunął mu się z palców. W ten oto sposób otrzymało chleb moczony w herbacie, który tak czy siak zjadła bez słowa narzekania.
— Gratulacje — sarkastycznie mruknęła Adam, a Sony uśmiechnęło się do niej wesoło.
— Dziękuję! Zwykle wylewam więcej.
Może i spotkało się to ze śmiechem, ale Adam zanotował w głowie, żeby w najbliższym sklepie kupić butelki ze specjalnymi dziubkami, dzięki którym dzieci nie oblewają się, dopóki nie ścisną plastiku. Przezorny zawsze ubezpieczony.
— Zadzwoń do rodziców — rzucił Adam do Sony, gdy ona znowu zaczęła biegać dookoła i szukać kolejnych skarbów, a on wkładał kuchenkę do bagażnika.
— A, rzeczywiście. Telefon. — Sony w podskokach podeszło do swojego siedzenia i wygrzebało wciąż podłączonego do telefonu powerbanka, a dopiero potem ciągnąc za kabel, wyciągnęli poobijane urządzenie.
I wróciło do Adam, żeby zapytać, co tak właściwie miału zrobić.
— Zadzwonić do rodziców — powtórzyła.
— A, okej! — Po chwili chodził w kółko z telefonem przy uchu. — Heeeeeeeeeej, mamo. Jestem w Yellowstone.
— Sony — westchnęła Ophelia. — Nie jestem w nastroju na twoje żarty.
— Tyle że to prawda! Bo, wiesz, pociąg mi odwołali. Złapałam stopa, wiesz… bo nie było innych i nie mam pieniędzy na busa.
— So…
— Ale słuchaj, nakarmili mnie!! Mają bardzo dobry ser. I herbatę. I będziemy zwiedzać jeszcze duuuuuużo miejsc i oni wszyscy są bardzo mili. I wożą mnie ze sobą kompletnie za darmo! Ale nie chcieli mi dać energetyka, ale to według ciebie świadczy na korzyść człowieka, więc raczej się z tego ucieszysz, nie?
— Masz jak najszybciej…
— Noooooo i właśnie tak! Odżywiam się dzięki nim super super zdrowo. Na pewno kiedyś wrócę, więc się nie martw, bo będziesz miała zmarszczki — zakończyły i bardzo szybko oderwały telefon od ucha. — Przesyłam buziaczki, przekaż tacie! — krzyknęła jeszcze zanim się rozłączyło, po czym z uśmiechem odwrócił się do Adam. — Już.
— To twoja mama nie ma nic przeciwko, żebyś tu było…? — upewnił się.
— Nic a nic przeciwko! — odparło, włączając tryb nie przeszkadzać.


Adam?
────
[802 słowa: Sony otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz