poniedziałek, 3 czerwca 2024

Od Emiliano CD Ezry — ,,Na ratunek"

Poprzednie opowiadanie

WIOSNA

Lekarz to dziwny zawód.
Widzisz, jak ludzie cierpią, ale nic z tym nie zrobisz. ,,Będzie dobrze”, gówno, nic nie będzie dobrze. Takie pierdolenie jest bez sensu. To wszystko leży w naszych rękach.
Sam nawet nie wiedziałem, czy ja na pewno chce kontynuować życie w tym kierunku. Miałem dość. Jedyne co mnie tu trzymało to pieniądze i daleko od Obozu Herosów.
– Co to? – zapytałem, zerkając na kupon.
– Na lody, dla dwóch osób – odpowiedział.
Moja noga uderzała o podłogę rytmicznie. Wzrok przeniósł się na chorą matkę Ezry.

 – Hej, Ano, powinieneś być bardziej… emocjonalny. – Jeden z synów Apollina zwrócił mu uwagę. – Jesteś zimny jak lód, a tu obok właśnie umiera mała dziewczynka. Masz tam jakieś serce?
Włoch swoimi piwnymi oczami wpatrywał się w ścianę. Złocistą ścianę szpitalnego pokoju w kabinie 7. Jego ciężki oddech, nieregularny, sprawiał, że klatka piersiowa unosiła się dynamicznie.
– Nigdy nie będziesz jak my. Jesteś totalnym przypadkiem. – Siostra przeszła koło Emiliano, marszcząc brwi w jego kierunku. – Zmień się, bo tu nie pasujesz.
– Wolę tu nie pasować niż być idiotą – warknął przez zęby, czerwieniąc się.
– Gdyby nie ty, Sofia by żyła, Erico nie siedziałby teraz większość czasu w swoim łóżku i wszystko było jak dawniej. Chociaż podejdź do tego umierającego dziecka.
Podszedł. Złapał jej rękę i siedział. Siedział. Jej szare, pomału zamykające się oczy, które mogły jeszcze tak dużo zobaczyć, patrzyły w te, pełne koloru, które na słońcu przybierały kolor bursztynu nad morzem. Nic jej nie powiedział.
– Ano? A życie po śmierci istnieje?
Coś w nim trząsło.
– Ano, czy życie po śmierci istnieje?
Coś zakuło w jego sercu. Nie mógł się ruszyć, jakby miał paraliż senny. Czuł jedynie szybkie bicie serca. Odwrócił wzrok od umierającej. To było okropne ze strony Emiliano, jednak nie był w stanie. Ból, który przeżywa, strach przed tym, co teraz? Co zobaczy zaraz? Zakręciło mu się w głowie, za którą się złapał.
– Kiedy Helios swym rydwanem wita ludzi, rodzą się dzieci boga słońca, o świcie, kiedy wszystko zaczyna się budzić. Kiedy Helios znika, a na jego miejscu pojawia się Nyx, dzieci boga słońca kończą swoje życie, znikając, wraz ze słońcem. Teraz twoja kolej, by odejść, dołączyć do Hadesa, a Tanatos wkrótce po ciebie przyjdzie.
Kiedy spojrzał w kierunku dziewczynki, ta już go nie słyszała. Złapał za nieruchomą, lodową dłoń.
Tego się bał.
Że tak może skończyć w każdej chwili, w każdej sekundzie swojego życia.

– Możemy pójść razem, jeśli chcesz – powiedziałem. – Ta firma niedaleko ma swój punkt. Są tam siedzenia, z parasolem, chociaż, ja to bym w sumie się posmażył na słoneczku. – Na samą myśl, westchnąłem, rozciągając nogi do przodu.

 
– To te twoje autko, tak?
Mały, krępy czarny samochód. Wziąłem kluczyki, siadając na miejscu kierowcy. Przyklejone gwiazdy, mimo iż utrudniały widok, dodawały uroku, podobnie jak ledy wokół szyb. Gdzieniegdzie zauważyłem nalepki szkieletorów.
– Hej, co ty tu robisz? To moje auto!
Złapałem go za ramiona.
– Ja kieruję.
Ezra opuściło ramiona, mrużąc brwi.
– Byłbym największym debilem na świecie, gdybym pozwolił osobie, która pół godziny temu wymiotowała i nie miała poprawnej temperatury, siedzieć za kierownicą. – Wbiłem wzrok w szare oczy potomka Tanatosa. – Nie chcę siedzieć za kratami, tak? Przecież to mnie będą obwiniać, jak wam się coś stanie!
Ezra odstąpiło o krok, strącając moje dłonie z jejgo ramion. Dreszcz przeszedł moje całe ciało, czując lód rąk, nawet przez ubranie.
Śmierć. Miał dotyk jak sama śmierć. Niby nie istniało coś takiego jak podział na ,,mocarniejszych’’ i tych mniej bogów, ale ci, którzy patronowali ostatnim godzinom, przerażali go. Sprawiali, że nogi Ano były jak z waty, że ma ochotę przed nimi klęknąć, całować po dłoniach i błagać o życie.
Czemu się tak bardzo boisz wiecznego spoczynku, Emiliano?
— Wysiądź. — w dłoni nastolatka zabłysnął strzaskany ekran telefonu. — Albo zadzwonię na policję.
Wstałem i wysiadłem, zmieniając miejsce na pasażera bez słowa. W telefonie włączyłem nawigację. 

***

Zerknąłem na wafelek z lodami Ezry. Czekolada z chilli. Chłód wyrobu mlecznego rozszedł się po moich kubkach smakowych. Ciasteczkowe, z kawałkami herbatników rzecz jasna.
– Dobre, to chociaż?
– Mi tam smakuje.
Koniec rozmowy. Potomek Tanatosa nie było w humorze i doskonale to widziałem. Sam bym tak zareagował, gdybym się dowiedział, że moja mama przedawkowała.
Oj Marzio…
Rozejrzałem się dookoła. Niedaleko rozłożyło się wesołe miasteczko. Wielki młyn diabelski już był gotowy na wizytę odwiedzających. Wesoła melodia z wielkiej karuzeli z końmi i innymi karocami czekał na dzieciaki, proszące rodziców o przejażdżkę, wykłócając się z rodzeństwem, kto usiądzie na tym największym różowym jednorożcu. Na młocie już bujało się parę osób, które najwidoczniej wolały teraz, niż wieczorem, gdzie kolejka będzie sięgała aż do tych sklepów z hot-dogami, watą cukrową i goframi.
– Jesteś brudny, Emiliano.
Słowa Ezry wyrwały mnie z transu myśli. Wziąłem chusteczkę, zaczynając wycierać plamę na koszuli od ciasteczkowych lodów.
– Ja pierdolę, sorry – mruknąłem, wyrzucając chusteczkę do kosza obok. – Po prostu… czy… chciałbyś się przejść do tego wesołego miasteczka obok?

 
Ludzi było dosłownie tylko kilka. Większość zjawi się, gdy zajdzie słońce. Teraz była idealna okazja, by skorzystać z tych wszystkich atrakcji bez kolejki, ale czy Ezra ma ochotę?
Ano, powinieneś być bardziej… emocjonalny.
Już otworzyłem buzię, aby zapytać o to, gdzie chcieliby pójść, aż ujrzałem stragan z pluszakami.
– Chcecie zagrać? – Znudzony życiem człowiek za ladą, zwrócił moją uwagę.
Podszedłem bliżej.
– Ten łuk? Celujesz w dany punkt i twoja nagroda. Za 50 punktów, czyli te pośrodku, tamte – wskazał dłonią na pluszaki czarnych kotów z wielkimi oczami i białymi wstążkami. – Za 100 punktów, te na samej górze, są takie – były to duże, okrągłe pluszanki przedstawiające różne zwierzątka. Oposy, króliki czy również koty. – Za 200 punktów, mogę odpalić specjalny tryb – mężczyzna pociągnął za dźwignię, z której jedna z bramek, w którą było trzeba strzelić, zaczęła się ruszać. – Jak trafisz, do wygrania są te
Wielkie pluszaki XXL. Misie, szopy, foki, małpki, króliczki, ale moją uwagę przykuła kózka. Z szarymi oczkami o czarnym futerku.
– Biorę wyzwanie za 200 punktów – oznajmiłem.
Dostałem do dłoni sztuczny łuk. Odsunąłem się na parę metrów, tak jak poprosiła osoba za ladą. Wyprostowałem się, obserwując, jak drapieżnik zwierzynę, ruszającą się na prawo i lewo tarczę. Rozluźniłem mięśnie nóg, poprawiając moją postawę. Napiąłem strzałę, mrużąc oczy.
Poleciała prosto w sam środek.
– Gratuluję. – Już mniej znudzony sprzedawca, podszedł do lady z największymi pluszakami. – Który?
– Ten. – Wskazałem na czarną kozę.
Podał mi moją nagrodę. Uśmiechnąłem się, dając pieniądze za grę.
Odszedłem od stoiska. Nigdzie nie było Ezry.
– Ezra? – Rzuciłem przed siebie. – Gdzie jesteś? Mam… coś… dla was.

Ezra?
───── 
[1038 słów: Emiliano otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz