Abasol biegł do swojego mieszkania znajdującego się w jednym z wielu blokowisk Nowego Yorku. Słońce już zaszło, latarnie oświetlały ulice pomarańczowym światłem, pomimo że żółte światło wydobywało się zza tysiąca innych okien, przedmieścia nadal pogrążone były w ciemności. Kiedy chłopak zauważył swój blok, od razu spojrzał się w górę, by zobaczyć czy światło jest włączone.
Serce chłopaka przez chwilę stało się lżejsze, gdy zobaczył, że światło rzeczywiście się świeci, Abasol jakby zapomniał o istnieniu kostka, który ledwie nadążał za młodym herosem, ale nie to teraz było ważne. Chłopak wiedział, że sprowadzając na siebie kłopoty, z pewnością jakaś ich część również trafi na jego mamę, chciał ją znaleźć, przytulić, powiedzieć, że nawalił, ocucić ją z zemdlenia, gdy zobaczy kostka i zabrać nią w jakieś bezpieczne miejsce. Abasol dopadł drzwi, były rzecz jasna otwarte, więc przekroczył próg i od razu powiedział:
— Mamo! Przepraszam, że jestem tak późno, na pewno musiałaś się martwić i…
Brak odpowiedzi.
— Mamo ? — kontynuował chłopak.
Abasol po chwili zdał sobie sprawę, że może zbudzić kobietę z jej zasłużonej drzemki po powrocie ze szpitala, nie chciał, tego zrobić więc zaczął chodzić na palcach, gdy podchodził do przejścia do salonu. Wychylił się za róg, kobieta nie leżała na kanapie. Abasol poczuł, jak jego serce staje się 5 razy cięższe, przecież jeszcze do urodzin ma daleko.
Chłopak zaczął biegać po mieszkaniu i zaglądał w każdy kąt, dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że nie ma to sensu, było już zdecydowanie za późno, by jego mama nie była w domu. Od zawsze, od kiedy pamiętał, jego mama nie wracała po ósmej wieczorem, było już grubo po tej godzinie i nawet sama matka Abasola mówiła, mu by nikomu nie otwierał, przed tą godziną. Laura... mama Abasola... czy ona…
Chłopak usiadł na kanapie i ukrył twarz w dłoniach, był lekkoduchem, nie brał wielu rzeczy na poważnie, ale to… to było jak zburzenie całego świata, jego serce było ciężkie jak kamień, a ciało, choć chciało wyładować na czymś frustrację, nie mogło się ruszyć nawet na centymetr.
— O jeny... o rety… — wyrzucił z siebie Kostek, gdy nareszcie dotarł do mieszkania. — Abasol może i mięśni to ty nie masz, ale nogi i płuca masz jak z…
Szkielet rozejrzał się po pokoju. Widząc stan Abasola przeczuwał, że stało się najgorsze, szczególnie biorąc pod uwagę to, że zanim zaczął biec jak szalony, chłopak wspomniał o swojej mamie. Kostek przyjrzał się mieszkaniu w bardziej analityczny sposób, wypatrywał jakichś poszlak, śladu butów czy czegoś… ale raczej detektywem by nie został, nie zobaczył niczego, co odróżniało aktualny stan mieszkania od tego, w którym obydwoje go zostawili, gdy Kostek starał się porwać półboga.
Do czaszki Szkieletu wpadł tylko jeden pomysł, który jednak i tak nic nie dawał, teraz w pokoju zapalone było światło, jedyne wnioski, które można było z tego wyciągnąć to: matka Abasola weszła do mieszkania, zapaliła światło i najpewniej została porwana, przydupasy Manrice’a zapaliły światło dla zmylenia Abasola i ewentualnego jego wypłoszenia. Ta druga opcja była możliwa… ale było, w niej coś, co sprawiało, że Kostek uważał nią za mało prawdopodobną.
Szkielet podszedł do Abasola i usiadł obok niego, siedzieli tak w ciszy, bo potwór nie miał pojęcia, jak miał się zachować, nigdy nie zajmował się dzieciakiem, a tym bardziej półbogiem, specjalnie w momencie, gdy tak owemu porwana jest matka.
— Hej mały… — Zaczął pomiot hadesu. — wiem, że jest to dla ciebie trudny moment i tak dalej…
Chłopak opuścił ręce, chciał coś powiedzieć, ale też nie wiedział co. Po chwili szkielet usłyszał ciche łkanie, to Abasol płakał, nie wiedząc zbytnio co zrobić, Kostek objął Abasola kościstym ramieniem, a chłopiec oparł się o jego ciało.
„Oooo rety...w co ja się wpakowałem…” pomyślał Kostek i teraz myślał o tym na poważnie, serio nie miał pojęcia, w co się wpakował, ale wiedział, że to nie skończy się za dobrze.
────
[624 słowa: Abasol otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz