Spojrzał na szybę przez zasłonę rzęs przymrużonych powiek, wyglądając, jak gdyby próbował wyzwać ją na swego rodzaju pojedynek. Co nie było aż tak bardzo nieprawdopodobne, patrząc na ścierkę, którą dzielnie dzierżył w dłoni oraz płyn do mycia szyb aktualnie leżący bez życia na podłodze, pewnie pokonany w poprzedniej rundzie. W ciszy próbował przypomnieć sobie, jak to było i czy najpierw trzeba było przemyć okno wodą, czy popsikać płynem, czy zrobić coś jeszcze innego, a najlepiej to wywinąć fikołka przez parapet. Propozycja nader kusząca.
Głos w jego głowie stwierdził, że naprawdę bardzo nie chce mu się tego robić. Nienawidził mycia okien. Nieważne ile razy już to robił, nigdy nie potrafił spamiętać tego całego procesu, który wydawał się niewyobrażalnie długi, gdy już dochodziło co do czego. Zdecydowanie zbyt długi jak na jego gust. Pałał nienawiścią do czynności wykonywanych dłużej niż trzy sekundy.
Skrzywił się i zaczął jeździć mokrą szmatą po szybie, chociaż nie wydawało mu się, że to właściwy sposób traktowania okien.
— No, już nie dramatyzuj — powiedziała Elianne, która skończyła właśnie mycie drugiego okna. Szło jej na tyle szybko, że w głębi duszy Kal żywił nadzieję, że gdy będzie się dostatecznie długo męczył i robił wszystko jak najwolniej, Eli umyje za niego wszystkie pozostałe szyby. To była ta podła część. Druga krzyczała do niego, że potem nigdy dostatecznie jej nie wyprzeprasza i już do końca życia będzie pisał żałosne listy o tym, jak bardzo mu przykro, że umył tylko jedno okno, i to jeszcze niedokładnie.
— Nie dramatyzuję — burknął więc i przyspieszył smarowanie szyby wodą, zanim wreszcie przerzucił się na płyn. — To się jeszcze jakoś poleruje? — dopytał z powątpieniem, ale w końcu lepiej wiedzieć, niż potem płakać.
Elianne zachichotała lekko.
— Oczywiście. I tylko piaskiem. Będziemy musieli przynieść całe wiadra, ale jakoś szybko, zanim szyby do końca wyschną. Muszą być jeszcze trochę mokre — mówiła z uśmiechem na ustach — żeby przykleiły się do nich ziarenka piasku, gdy nimi w nie rzucimy. Rozumiesz, prawda? — Spojrzała na Kala, którego mina wyrażała skrajne zdegustowanie oraz schorzenie „mi się naprawdę nie chce i mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę”.
— Nie wierzę ci — odparł twardo, wracając do psikania swojego okna na oślep, zasłaniając oczy dłonią w gumowej rękawiczce. Przypadkowo spryskał trochę ściany, ale oboje postanowili wspaniałomyślnie to zignorować.
— Ale to prawda! Piaskiem poleruje się najlepiej — upierała się Elianne głosem pełnym skrywanego śmiechu.
— Mhhhmm — mruknął Kal, próbując jakoś uratować to biedne okno. Po jego minie Eli widziała, że długo to ratowanie nie potrwa.
— Wracając, potrzebujemy więc wiaderek i łopat, żeby…
— Mam dość! — przerwał jej Kal, rzucając ścierką w bok. (Nieszczęśliwie wyrzucił ją przez okno, a z dołu usłyszeli siarczyste przekleństwo, które postanowili puścić mimo uszu). — Nie robię tego dłużej. To bezsensowne, przecież zaraz przyjdzie jakiś in probatio i wymaca te okna swoimi tłustymi łapami, w ogóle nie szanując naszej pracy. Do tego bolą mnie już ramiona. I plecy. Muszę chyba iść na jakiś masaż, bo ostatnio to mnie tylko te plecy bolą i bolą, a to całe mycie okien to tylko pogarsza mój i tak fatalny stan zdrowia. Poza tym… NO WEŹ! — Kal wydał z siebie bardzo niemęski pisk, gdy Eli z szerokim uśmiechem na twarzy prysnęła Kalowi wodą prosto w twarz. Chłopak od razu zasłonił się rękoma, jakby czekając na następny cios, a gdy zamiast niego usłyszał śmiech, zza dłoni szybko zamrugały wkurzone i załzawione oczy.
— Co ty sobie myślisz?! — zirytował się, gwałtownymi ruchami poprawiając włosy, które opadły na jego zarumienione policzki.
— Myślę, że za dużo narzekasz — odpowiedziała Elianne z największym spokojem, na jaki mogła się zdobyć.
— Ale…! — Kal wygrzebał z kieszeni rozkładane lusterko i jęknął z rozpaczą. — Mój eyeliner! Tyle nad nim siedziałem! Wszystko mi się rozmazało!
— Przesadzasz — rzuciła Eli, szorując okno, które Kal pozostawił na pastwę losu. — I tak zawsze wyglądasz perfekcyjnie — dodała nieco sarkastycznie.
— Wcale nie! Wyglądam, jakbym się popłakał! Jak mnie ktoś tak zobaczy, to…
— Oj, no już, pokaż to — westchnęła Eli i ściągnęła rękawiczki, żeby przyjrzeć się nieco rozmazanej kresce, która nadal wyglądała prawie tak, jak druga. Tylko trochę krótsza. — Jeju, przecież nic się nie stało. — Wzrok Kala mówił kompletnie co innego, więc Elianne postanowiła zmienić taktykę. — Masz eyeliner?
Kal smętnie pokiwał głową i podreptał do torby, którą rzucił na podłogę przy wejściu do pomieszczenia. Stamtąd wyciągnął dwie ogromne kosmetyczki, których zawartość od początku ich znajomości pozostawała dla Eli tajemnicą i po kilku sekundach intensywnego grzebania podał jej ściskany triumfalnie eyeliner.
— To chodź, narysuję ci nową — zaproponowała, choć nie sądziła, że chłopak przystanie na ten pomysł. Prędzej spodziewała się po nim, że każe trzymać jej lustro, podczas gdy on sprawnym ruchem poprawi wszystko, co według niego było do poprawienia. I zajmie mu to znacznie mniej czasu niż całe to płakanie, że wszystko jest okropne i beznadziejne i bez wyjścia.
— O — bąknął, a Elianne już czekała na „nie”. — No okej. Mam nadzieję, że wiesz, co robisz — wymruczał tylko ze spuszczonym wzrokiem.
Eli uśmiechnęła się promiennie i zasiedli razem na podłodze, żeby poprawić kompletnie zrujnowany i nie do naprawienia makijaż biednego syna Wenus, który nie nadaje się na żonę, bo nawet okna nie potrafi umyć.
────
[830 słów: Kal otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz