Vex pochylało się nad zmechaconą ścierką, szorując, zgodnie z idiotycznym rozkazem, wszystko, co tylko przypominało barierki. Szczególnie te przy schodach. Bo niby ktoś sprzedał centurionom plotkę, że jak się czegokolwiek takiego dotknie, to lepi się pod rękami tak, że najlepiej by się je potem umyło, a, jak wiadomo, nie ma się na to czasu, bo biegnie się wtedy na jakiś trening, a walczenie z klejącymi się rękami było ponoć o wiele bardziej wymagające od normalnego walczenia (czego Vex nie rozumiało, ale no już dobrze, dobrze, zrobię to). Na własne oczy przekonało się, że owszem, barierki musiały zostać oblane czymś w rodzaju takiego gluta, do którego ktoś dodał za mało płynu do soczewek i był zbyt płynny, żeby się nim bawić. Nie wiadome było, kiedy ostatnio barierki były czyszczone, albo kto tak bardzo je pobrudził od ostatniego czasu (i Vex raczej nie chciało wiedzieć, kto w obozie robił takie rzeczy jak zalewanie barierek niezidentyfikowanymi substancjami). Nie było pewne, czy to, że obozowicze ledwo co mają czas na umycie rąk było dobrym systemem, bo jak widać, trzeba potem zmywać sporo różnego paskudztwa z różnych powierzchni. Legioniści mieliby też mniej obowiązków, bo może wszystko byłoby choć przyzwoicie czyste. Chociaż, gdyby nie to, to pewnie robiłoby coś jeszcze gorszego (nie zmieniało to faktu, że przeklinało pod nosem, gdy zdrapywało przyschnięte plamy).
Nareszcie będąc na dole schodów, z dumą spojrzało na swoje wypucowane dzieło. Było temu nieco daleko do absolutnej perfekcji, do której z początku dążyło, ale… Tak ogólnie, to przynajmniej dało się tej barierki dotykać bez większego obrzydzenia. Szczerze i prosto z serca mogło powiedzieć, że prędzej wymienią wszystkie te poręcze, niż je do końca wyczyszczą, bo zmywanie niektórych rzeczy wymagało przynajmniej skalpela (którego Vex nie dostało w zestawie do czyszczenia. Znajdowała się tam tylko szmata, wiaderko, woda i płyn do mycia).
Z przerażającą celnością wrzuciło ścierką do wiadra z zimną już wodą, rozchlapując mydliny na wszystkie strony. Bez najmniejszych chęci do ścierania ich. Wyschną, a jak ktoś w tym czasie się na nich przewróci, to już będzie jego sprawa. Na miejscu tej osoby Vex po prostu patrzyłoby pod nogi.
— … — Usłyszało przytłumiony głos przebijający się przez głośne dźwięki perkusji, gitary elektrycznej i wokalisty o głosie palacza z pięćdziesięcioletnim stażem.
Westchnęło głęboko i donośnie, żeby osoba, która jejmu przeszkodziła była całkowicie pewna, że jejmu przeszkadza w akcie rzucania szmatą do celu, który, jak powszechnie wiadomo, był bardzo ważnym elementem dnia każdego szanującego się legionisty. Zwłaszcza takiego, który przed chwilą coś umył i absolutnie nie ma jakichkolwiek chęci ani siły na rozmowę z kimś, kto akurat się napatoczył, żeby skomentować, jak źle wykonane zostało polecenie. Wyjęło z ucha jedną słuchawkę i warknęło:
— Hm?
Cherry patrzyła na Vex nieco karcącym wzrokiem. Spod zmarszczonych brwi. Ono za to spojrzało na nią wzrokiem osoby, która nie ma pojęcia, co niby zrobiła źle. I mimo mijających sekund nie potrafiło domyślić się, czym to niby może być.
— No co? — spytało wreszcie, gdy milczenie stawało się niebezpiecznie zbyt ciche.
— Wiesz, herosi — zaczęła, a Vex poczuło się jeszcze bardziej niepewne niż wcześniej, gdy po prostu się na siebie gapili (co wcale nie sprawiło, że stało się potulniejsze) — nie powinni bawić się telefonami.
— Bawić się telefonami? — powtórzyło za nią w konsternacji.
— Przyciągają potwory — wytłumaczyła Cheryl, a Vex od razu rozpoznało, że była to oczywista oczywistość, którą powinno znać od pierwszego postawienia stopy w obozie. Albo i lepiej, od pierwszego usłyszenia słowa „heros”. — Jakbyśmy ich używali w większej ilości, to zabezpieczenia by nam padły.
— Aha.
Przez chwilę znowu stali w ciszy, przerywanej tylko głośniejszymi fragmentami utworu, którego wcześniej słuchało Vex. Ledwo słyszalnymi, ale nadal.
Wreszcie zrozumiało, co oznaczał wzrok Cherry. Mniej więcej to samo, co wzrok jejgo matki, gdy ta zauważyła, że podczas cudownego rodzinnego obiadu Vex przegląda Instagrama pod stołem. Posłusznie wyjęło słuchawki z uszu i zatrzymało muzykę, wywracając przy tym oczami. Wcisnęło wszystko do kieszeni spodenek z niemiłą świadomością tego, że będzie musiało potem rozplątać kabelek. O ile nie straci cierpliwości i go przypadkiem nie rozerwie zbyt gwałtownym ruchem.
— Świetnie. A teraz dokończ mycie tych barierek, bo czystymi to bym ich nie nazwała — rzuciła centurionka na odchodne, a Vex pokazało środkowy palec jej plecom.
Gdy tylko zniknęła za rogiem, Vex z powrotem wydobyło poplątane słuchawki z kieszeni i na nowo uruchomiło playlistę. Tym razem głośniej niż przedtem. A kabelka nawet nie próbowało rozplątać, więc przy szyi wisiał jejmu jeden wielki kołtun.
Spojrzało na poręcze i w głowie szybko przejrzało listę ludzi, których zna i którzy byliby na tyle mili, żeby pożyczyć jejmu ich sztylety albo, w ostateczności, miecze lub cokolwiek, co byłoby ostre. Nie uśmiechało się jejmu zeskrobywanie tego czegoś bełtami do gastrafetes.
— Idź do ambulatorium — mruknęła Bee, gdy Vex po raz kolejny jęknęło coś o tym, jak bardzo jągo boli brzuch i już zaczęło się podnosić, żeby znowu iść do łazienki. Gdyby miało większy szacunek do osób z piątej kohorty, może poszłoby do tej koło stajni, ale Bee jakoś w to nie wierzyła. — Nie mogę cię już słuchać.
— Pierdol się? — wydusiło z siebie Vex, ale posłusznie wywlekło się z baraku i (po niestety obowiązkowej wizycie w łazience) zawitało do ambulatorium.
Cherry powitała jągo miłym uśmiechem. Wyglądała, jakby planowała coś bardzo złego, a Vex wystarczająco dużo naczytało się o niekoniecznie zdrowych psychicznie lekarzach z książek jejgo siostry (czytanych po kryjomu, oczywiście), żeby się przestraszyć tego, co mogło jągo tutaj czekać.
────
[877 słów: Vex otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz