Elianne skrywała uśmiech za maską pozornego skupienia, widząc, jak Kal nie radzi sobie z pierwszym oknem. Może i nie było to z jej strony najmilsze, ale była rozbawiona. W końcu był to normalny obowiązek. Pomimo wszystko nie miała zamiaru się z niego naśmiewać czy rzucać uszczypliwe uwagi. Zaproponowałaby pomoc, ale może jednej byłoby lepiej, gdyby Kal wypełnił swoją część zadania. Chyba, że skończy swoją połowę budynku przed nim. Wtedy mu pomoże.
— Piasek to najlepszy środek — zaśmiała się, wycierając jakąś smugę na biednej szybie.
Kto wie, może w jakiejś części świata faktycznie polerowano szkło piaskiem? Skoro jest wytwarzane z piasku, to czysto teoretycznie mogłoby to mieć sens. Albo Elianne mogła również odpływać myślami za daleko od swojej faktycznej pracy. Dłonią w gumowej rękawiczce z niecierpliwieniem odgarnęła z czoła kosmyk jasnych loków, które zasłaniały jej widok na okno.
Spojrzała przelotnie na Kala, który widocznie się za czymś rozglądał. Myśl wpadła do jej głowy i zaraz potem z niej wypadła. Widząc swoje niewyraźnie odbicie w prawie umytej szybie, zauważyła, że kilka włosów irytująco odstaje jej na samym czubku głowy. Zdecydowanie nie da rady naprawić tego w gumowych rękawiczkach. Zignorowała ten fakt, żeby zaraz potem ponownie skupić się na Kalu.
Wcale nie przeszkadzało jej szukanie zaginionej szmatki. Szczególnie, że ta zapewne po prostu była po drugiej stronie okna, gdzie wcześniej wyrzucił ją chłopak. Bo z pewnością nagle nie wyrosły jej nogi i nie odeszła gdzieś dalej.
Dziewczyna zawsze była spostrzegawcza. W dzieciństwie, dajmy na to, często krzyczała na swoich braci, kiedy biegali po podwórku. Nie chciała, żeby przypadkiem rozdeptali siedzące na drobnych kwiatkach pszczoły. Zwracała im uwagę, kiedy najmłodszy brat wykazywał najwcześniejsze oznaki zbliżającego się płaczu, bo za bardzo się z niego śmieli. W szkole bardzo szybko dostrzegała literówki w podręcznikach, co jej ówcześni rówieśnicy po prostu przeoczali. I nawet, kiedy zaskakiwała z niewysokiego parapetu była w stanie dostrzec, jak mocno Kal zaciska ręce w pięści. Zapewne na tyle mocno, żeby na wewnętrznych częściach jego dłoni pojawiły się ślady wygniecionej skóry w kształcie półksiężyców.
Kiedy w końcu miała pretekst do zdjęcia niewygodnych rękawic, wytarła dłonie o materiał swoich spodni i zabrała się do ujarzmienia swoich włosów na nowo. Rozplątała ciasne warkocze i oglądając się w szybie, w miarę sprawnie zaplotła je na nowo. Z zadowoleniem uznała, że teraz wszystkie kosmyki są na swoim miejscu i oparła dłonie na biodrach.
— No to co, lecimy szukać zguby — powiedziała z uśmiechem.
Szmatka znalazła się bardzo szybko. Beztrosko leżała sobie w trawie, wciąż z resztkami piany powstałej z płynu do mycia szyb. I wyglądała, jakby przeżyła bardzo dużą bitwę z kurzem. Dziewczyna podniosła ją samymi czubkami palców, a ze ścierki opadło kilka źdźbeł trawy i chmura kurzu.
— Nie no, przepłuczesz ją w wiadrze, nalejesz nowej wody i będzie dobrze. Pacjentka jest do odratowania. — Wyciągnęła rękę dalej od siebie i zaczęła trzepać szmatką, żeby pozbyć się jak najwięcej niepotrzebnych rzeczy. I niezbyt dużo to pomogło. — Poza tym, naprawdę nie musisz mnie przepraszać za to, że poprosiłeś o pomoc, wiesz? Znalezienie szmatki to dla mnie żaden problem — powiedziała, rzucając mu bystre spojrzenie błękitnych oczu.
Elianne znała Kala od dosyć dawna. Nigdy może nie zostali przyjaciółmi, ale będąc w jednym obozie wpadali na siebie często. A wyznawała zasadę, że każdego można zagadać. I Kal bywał dla niej zagadką; oczywiście wiedziała, że każdy jest inny, ale chłopak wydawał się być czymś, czego nie potrafiła zrozumieć. Przecież znała tylu ludzi, rozmawiała z ogromną ilością osób, czy nie powinna umieć go rozgryźć? Z sfrustrowaniem uświadamiała sobie potem, że wcale tak nie jest.
— Ale… — zaczął Kal, ponownie zwijając dłonie w pięści.
— Poczekaj — przerwała mu dziewczyna, unosząc palec do góry. A w drugiej dłoni wciąż trzepała szmatę. — Nie musisz przepraszać za takie błahostki, okej? Muszę być pewna, że zrozumiałeś — powiedziała, patrząc mu prosto w oczy. — I naprawdę, nie rób sobie tak krzywdy. Nic dobrego ci z tego nie wyjdzie — dodała łagodnie, wcześniej wspomnianym palcem wskazująć na jedną z jego pięści.
Strzepnęła szmatką po raz ostatni. Teraz już wcale nie wyglądała tak źle; odpadła z niej większość trawy, choć nadal była bardziej szara niż fioletowa, jaka była na początku.
— Widzisz? Przepłuczesz ją i będzie w porządku. — Z uśmiechem wyciągnęła rękę ze szmatką w kierunku chłopaka. Żeby ją wziąć, będzie musiał rozluźnić dłonie.
Kal wahał się chwilę, a potem z grymasem obrzydzenia na twarzy wziął ją samymi koniuszkami palców. Każdy, kto miałby okazję teraz na niego spojrzeć, powiedziałby, że najchętniej spuściłby tą ścierkę w toalecie. I nie byłby to taki głupi pomysł, gdyby nie to, że potem czekałoby ich na dodatek odtykanie latryny.
— To co, wracamy do pracy? — zapytała, otrzepując dłonie o materiał i tak już umazanych spodni.
— Mhm — mruknął chłopak niemrawo, trzymając szmatkę w wyciągniętej ręce, żeby nie pobrudzić ubrań.
Elianne z westchnieniem wspięła się z powrotem na parapet i naciągnęła na dłonie gumowe rękawice. Jeszcze tylko kilka okien i będzie miała to z głowy. Gorszą wizję miał przed sobą Kal. Kilka razy przesunęła wzrokiem od swoich okien do tych jego.
— Dobra, Kal, słuchaj. Umówmy się tak. Jak teraz zaczniesz myć te głupie okna, to pomogę ci z tym, kiedy skończę swoje. Ale masz się starać, tak? Bo jak będziesz tak siedział, to cię nie uratuję — powiedziała, składając jej zdaniem korzystną propozycję.
[888 słów: Elianne otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
Jeśli szybciej skończą, będzie mogła szybciej iść na obiad. Poza tym wolała już mycie okien, niż zamiatanie wiecznie zakurzonego bruku. Naprawdę mogli skończyć gorzej. Teraz tylko zostało jej czekać na werdykt swojego współpracownika.
Kal?
────[888 słów: Elianne otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz