Ricky od czasu do czasu przeżywał różne fazy. Fazy na skonstruowanie domowych fajerwerków, odtworzenie mikstur z Minecrafta, eksperymentowanie z żuczkami i tym podobne. Ku zadowoleniu otoczenia (a szczególnie Philip, bo jedna faza była wytrzymałość pegazich żołądków) fazy często kończyły się, kiedy Ricky już spalił sobie brwi, prawie nabawił się choroby popromiennej, lub, o zgrozo, znudził się. Tylko parę faz mu zostało — na Marię Skłodowską-Curie i słuchanie Chemii Nowej Ery. To zostało częścią jego osobowości.
Obecnie Ricky przeżywał fascynację samochodami. Niedawno jakiś syn Wulkana rozbebeszył przed barakiem starego grata, a syn Merkurego przybiegł jak na sznurku za zapachem benzyny. Węszył jak pies myśliwski, próbując z woni ocenić stopień łatwopalności (co potem wypróbował). Następnie zarzucił biednego legionistę tysiącem pytań, co ten początkowo przyjmował z ukontentowaniem. Ktoś w końcu się zainteresował jego pracą i przepraszał za mylenie platformy z ramą. Szybko pożałował jednak, że w ogóle wyszedł dziś na zewnątrz, kiedy Ricky postanowił przeprowadzić próbę smaku oleju silnikowego. Zawołał kogoś, kto okazał się jego chłopakiem, napakowanym synem Marsa, który wyrzucił Rickiego.
Jako że w Obozie Jupiter samochodów brak — Ricky wyczekiwał. Bardzo cierpliwie. I się doczekał. Przyjechał biały bus. Od razu rzucił się pod podwozie, rozkręcać i osmalać. W rezultacie, zanim jeszcze kierowca wysiadł z samochodu, ten zaczął pikać różnymi pinglami oznaczającymi, że jest źle. Mężczyzna zaklął, wysiadł i zaczął oglądać pojazd.
— Szef mnie zabije, pierwszy kurs i już coś spieprzyłem…
Ukląkł, żeby spojrzeć pod podwozie, więc Ricky uciekł spod samochodu i niewiele myśląc, wskoczył prosto do bagażnika, z którego trzech czy czterech półbogów skończyło właśnie wyładowywać palety z sokiem. Ricky nawet się obejrzał, żeby zobaczyć, jaki to — bananowy. Drzwi zatrzasnęły się za nim i pogrążył się w ciemności.
Tymczasem kierowca rozmawiał chwilę z jakimś centurionem, może pretorem. Następnie wsiadł z powrotem do samochodu i ruszył. Syn Merkurego, ku swojemu własnemu zdziwieniu, nie zrobił z tym nic. Nie zaczął krzyczeć ani robić sceny, po prostu dalej siedział, jak najciszej. Ciekawe gdzie dojedzie? Na koniec świata? Na stację benzynową? W każdym razie Ricky Haru zamierzał korzystać z okazji, jak zawsze powtarzał — jeśli życie daje ci cytrynę, wydobądź z niej kwas.
◇──◆──◇──◆
[346 słów: Ricky otrzymuje 3 Punkty Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz