JESIEŃ
Szwed w tej sytuacji sam nie wiedział co zrobić. Satyr niby wyglądał, jakby potrzebował pomocy, ale walił piwem na tyle, że dzieci Dionizosa aż tak nie śmierdzą owym napojem.
Lucas chwycił siostrę za ramiona i oddalili się od kozłonogiego.
— Słuchaj — zaczął mówić, jego głos był poważny. — Co robimy? Nie możemy go tu zostawić, bo albo upije się i będzie straszyć innych obozowiczów, albo jeszcze coś mu się stanie. I nie gadaj mi tu teraz: „o jejciu to tylko stereotypy o dzieciach Ateny, my wcale nie musimy być mądrzy”, ale pomyśl sobie w tej chwili. Jak my się nim nie zajmiemy, to kto inny? Wyobrażasz sobie kogoś innego na naszym miejscu? Zapewne by dołączyli do niego i wspólnie by pili piwo — po jakże i tej drugiej przemowie westchnął ciężko, ponieważ brakowało mu tchu. Popatrzył się na siostrzyczkę. — To jak? Co proponujesz?
— Pójdę po pomoc — odparła blondynka.
Lucasowi ta opcja pasowała. Grupowa pobiegnie po pomoc, a on tu poczeka z tym pijakiem. Mimo iż kozłonogi chyba nie był agresywny, syn Ateny wolał się do niego nie zbliżać. Stał, gdzieś tak w bezpiecznej odległości od satyra. Z kieszeni wyjął Magnusa, którego podała mu Louise. Był cały i zdrowy. Blondyn zaczął głaskać kamień, tak, jakby to był kot lub pies. Komuś tu chyba brakuje czegoś do opieki.
Nasz najebany w cztery dupy satyr zauważył, że Lucas coś głaszcze.
— Młody! — krzyknął kozłonogi. — Kogo ty tam na rękach trzymasz, co?
Szwed za żadne skarby nie chciał oddawać Magnusa satyrowi. Jeszcze zapach piwska przeniesie się na jego kamiennego towarzysza i będzie musiał go czyścić.
— Kamyka. Takiego od siostry — odpowiedział synalek Ateny.
Pijany satyr próbował wstać, by zobaczyć tego kamienia. Lucas szybko jednak posadził go z powrotem.
— Siedź tu lepiej w miejscu — nakazał blondyn. — Jesteś ranny. Zaraz przyjdzie pomoc i się tobą zaopiekują. Mam nadzieję… — ostatnie zdanie wypowiedział ciszej.
Najlepsze było to, że satyr chyba polubił towarzystwo Lucasa. Zaczął mu opowiadać jakieś swoje przygody, których i tak Szwed zapomni po piętnastu minutach. Szwed za to błagał swoją matkę w myślach, by obozowicze przyszli szybciej i zabrali go do obozu.
Na szczęście Lucasa, dzieciaki z Obozu Herosów przyszły z ratunkiem. Blondyn oczywiście im pomógł, przecież miał takie dobre serduszko. Gdy im pomógł, zaczął wypatrywać swoją siostrę. Znalazł ją. Podbiegł do niej.
— Już nigdy nie wchodzimy do jaskini, proszę — powiedział zmęczony Szwed, kładąc dłonie na jej barkach. — Nie dość, że jestem posiniaczony, to na dodatek odkryliśmy, że jest tam kryjówka alkoholików. Dobrze, że nie widziałaś, ile tam jest pająków! Już nic nie chciałem ci mówić, by cię nie straszyć.
— Zakończmy ten temat. Jak dla mnie nie było tam źle — odparła siostra chłopaka. — może chodźmy się przejść jeszcze?
Mimo iż Lucas był już trochę zmęczony, tym wszystkim zgodził się.
Dwójka rodzeństwa szła przed siebie przez las. Chłopak opowiadał Louise, o tym, co się wydarzyło, gdy ona pobiegła po pomoc. W sumie zbyt wiele do opowiadania nie było, jednak zawsze to trochę umilało drogę. Lucas, zauważając rzekę, podbiegł do niej. Przykucnął przy wodzie. Z kieszeni wyjął Magnusa, którego delikatnie zanurzył. Gdy już kamyk był umyty, wytarł go jakimś liściem.
— Widzę, że bardzo o niego dbasz — zaśmiała się blondynka. — To co, wracamy do obozu?
— Wypadałoby — odrzekł Lucas. — Już długo tu jesteśmy, a wydaje mi się, że trochę do obozu mamy.
Dzieci Ateny ruszyły do swojego domku. Poszły inną drogą, nie tą, co zawsze. Była dłuższa, która była na obrzeżach obozu, przez co, było można zobaczyć wszystko, co było za magiczną barierą, a nawet usłyszeć. Lucas początkowo nie chciał zbytnio iść tą drogą, ponieważ uważał, że zbyt długo im zajmie dojście do obozu i już będzie ciemno. Louise jednak go przekonała.
— Przecież jeszcze nie jest aż tak ciemno by się spieszyć! Zdążymy na spokojnie przed zachodem słońca — odparła grupowa. — Co ci się tak spieszy, co?
— Wolę być wcześniej, by nie dostać opierdolu — odpowiedział chłopak krótko i na temat.
Spacerek po lesie, wzdłuż granicy ze „światem zwykłych śmiertelników” zakłóciły piski i wycie szczeniąt (oczywiście za barierą, bo przecież co by szczeniaczki robiły na terenie obozu?).
— Słyszysz to? — zapytał się Lucas, by się upewnić, że to nie jego wyobraźnia.
— Tak, i zanim się spytasz lub cokolwiek innego powiesz, ja już ci mówię. Idziemy to sprawdzić.
Obaj zboczyli z drogi, udając się poza barierę, a następnie szukając, skąd dochodzi błagalny pisk, najprawdopodobniej należący do szczeniaków. Skoro słyszeli go jeszcze na terytorium obozu, musiały być niedaleko bariery.
Po niedługim łażeniu tam i z powrotem znaleźli. Porzucone, małe szczeniaczki. Jeden był biały, w brązowe łatki. Drugi, biały, najmniejszy ze wszystkich. Trzeci kremowy, z jednym oklapniętym uszkiem.
— Mamy problem… — zaczął mówić Lucas. — One potrzebują pomocy, to jest pewne. Nie przeżyją tu same, ale wątpię, żebyśmy mogli trzymać je w obozie.
— Weźmiemy je — powiedziała Louise
— Oszalałaś? Nie możemy tak o sobie wziąć ich! Możemy za to ponieść karę!
— Zrobimy im kryjówkę. Gdy już będą starsze, to wtedy zastanowimy się, co z nimi zrobimy, ale na razie jedno jest pewne. Musimy im pomóc.
— Dobra, ale wytłumacz mi, gdzie będziemy je trzymać.
— To wymyślimy po drodze. Bierz tego białego w łatki i z oklapniętym uszkiem. Ja wezmę tego najmniejszego.
Chłopak podniósł dwa szczeniaczki. Chyba były niedawno porzucone, bo ich stan nie był tragiczny. Maluchy patrzyły się na Lucasa przyjaźnie. Jeden merdał ogonkiem, drugi tak samo.
— Może wyszkolimy je i będą nam pomagać walczyć z potworami? — zażartował blondyn, sam śmiejąc się z własnego żartu.
— Żebyś się nie zdziwił — zaśmiała się siostrzyczka Lucasa.
Piesek w łatki zasnął, ale za to, ten kremowy najwyraźniej był przeciwieństwem swojego koleżki, czy tam brata, bo z nudów zaczął podgryzać sweter Szweda. Chłopak próbował odwrócić uwagę malucha, jednak ten wolał gryźć jego ubrania. Po chwili wpadł na pomysł. Wyjął kamyka z kieszeni i dał szczeniaczkowi. Mina Lucasa wyglądała jak, „dasz radę to przetrwać, wierzę w to Magnus”. Teraz piesek przynajmniej nie gryzł mu ubrań, ale za to obślinił kamiennego przyjaciela chłopaka. Coś za coś.
Do obozu zostało już mało, więc by było trzeba pomału obmyślać jakiś plan co, zrobią ze szczeniątkami.
— To jak, masz już jakiś pomysł? — spytał się Lucas, podchodząc bliżej siostry.
Niestety, nie usłyszała go. Była zajęta rozmową z małym pieskiem, wyglądającym jak kuleczka śniegu. Rozmawiali o kamyku Louise.
— Jak będziemy na miejscu, pokażę ci go. Myślę, że się zakolegujecie — mówiła grupowa do szczeniaczka, po czym się zorientowała, że jej braciszek coś do niej mówił. — Coś chciałeś?
— Tak — odpowiedział Lucas. — Pytałem się, czy już wiesz, gdzie je będziemy trzymać lub co z nimi zrobimy.
◇──◆──◇──◆
[1056 słów: Lucas otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]