poniedziałek, 29 grudnia 2025

Od Isaiasa do Hekate (list)

18 grudnia

Hekate




23 grudnia san francisco

Mamo

Mat̷ko

BPotrójna Bogini,

wiem̸ że mineło kilka ̷naście lat.̴ mam wrażenie że i tak cię to nie ob nie wiem czy coś to zmienia zmienia ale przepraszam.̷ po prostu przepraszam

prubu pró staram sie nie w ̷

mam nadzieje że te drobne ofiary podarunki z ostatnich miesięcy były ̷w porządku stosowne.̷ o ile to t̸Ty je odebrałaś a nie jakiś mene bezdomny.̷ ani gatito. wino c̸hyba nie jest zdrowe dla kotow. jeśli jeśli coś innego by cie bardziej zadowalało to mozesz dać jakoś znać.̴ albo, nie wiem.̷ uznać mnie wreszcie jeśli jednak są okej

nie pamiętam jak sie to robi.̷ rozmawia z t̸Tobą. jeśli to sie liczy jako rozmowa. w obozie było to jakieś prostrz łatwiejsze, gdy wszyscy to robili choć wiedzielismy że nie dostaniemy odpowiedzi ale i tak dramatyzowaliśmy że pewnie nas wszystkich nienawidzicie. to nie przytyk, domyślam sie że bycie bóstwem musi być kurews bardzo czasoh czasz czase̷ requiere mucho tiempo

czy to w ogole ma dla was Ciebie znaczenie? w jakim jezyku pisze. czy jako bogini po prostu znasz wszystkie i nie robi ci to żadnej rů̸żnicy i mógłbym pisać do ciebie po hiszpańsku? angielski tak bardzo nie ma sensu, nadal.̴ nic nie pisze sie tak jak sie to wymawia.̴ musieliście wybrać sobie akurat ameryke na nowy olimp?

nie wiem czy powininem wogóle pisać.̷ czy to nie jest tak, że skoro milczałaś tak długo, to to też jest jakaś odpowiedź.̴ czasem myśle że może to ja przestałem słuchać pierwszy.̷ że byłem zbyt zajęty ucieczką albo przetrwaniem albo udawaniem,̸ że to wszystko nie ma ze sobą nic wspólnego ale potem sobie przypominam kim jesteś Ty i kim jestem ja i to śmieszne że miałabyś tym zawracać sobie głowe.̴ nie wiem czy jestem za bardzo taki jak wtedy czy za mało czy przeżyłem coś czego nie powinienem i czy coś mi sie należy czy wrecz przeciwnie czy powinienem prosic o wybaczenie bo nawet nie wiem za co najpierw,̸ a jeśli to nie próba i nie kara tylko taka zwykła cisza to proszę

błagam

nadal nie wiem co się z nią robi

jak wspominałem. w obozie dramatyzowanie było częścią zabawy, teraz to chyba już moja marka. urok osobisty.̷ wiesz.̷ ten głupi trik na oszukanie śmietrleników że nie jestem całkiem pierdolnięty tylko tam z reguły jest ładniej i zabawniej

jeśli to czytasz, to życz rzy felices saturnales, Hekate.̴ nawet jeśli nie czytasz to nadal.̷ ale wtedy to nie ma chyba znaczenia ¿prawda?

Isai


ps. wiem że nie mam prawa cie o nic prosić.̷ ale nigdy nie umiałem przestrzegać reguł, więc mogłabyś może się kiedyś odezwać? chociaż raz? proszę.̴ chyba że coś takiego jak syn się traci ważność gdy milczy tyle lat co ja i nie ma już sensu dalej próbować

Od Philip do Arcus (list)

San Francisco, 17 grudnia

Matko Arcus,

Pewnie też macie dużo roboty przed Saturnaliami, ale mam nadzieję że znajdziesz moment, żeby przeczytać list ode mnie. Nie obrażę się też oczywiście, gdybyś tego nie zrobiła. Dobrze wiem, co znaczą obowiązki.

Miniony rok minął mi dobrze. Legioniści jak legioniści, czasem niesforni, jeden taki właśnie przede mną siedzi. Jednak w gruncie rzeczy, kiedy w okresie świątecznym nachodzi człowieka taki nastrój - chęć przemyślenia, podsumowania, podziękowania - doceniam ich, czuję dumę. Pewnie masz podobnie z twoimi boskimi dziećmi, kiedy nas obserwujesz.

Nie licząc uciążliwego przeziębienia, którego od początku grudnia nie pozwalam sobie wyleczyć do końca z powodu natłoku zadań przed końcem roku, jestem zdrowa i szczęśliwa. Jutro jadę piec pierniki do Wandy. I inne smakowitości, moja dziewczyna chce mi pokazać jak wyglądają prawdziwe polskie święta od strony stołu. Słyszałaś kiedyś, matko, o barszczu? Jestem pewna, że tak właśnie smakuje ambrozja. Uważam, że to hańba, jakim cudem przeżyłam tyle świąt z choinką, a bez pierogów…

Wyrwałam się na chwilę, żeby napisać do Ciebie, i nie chcę traktować tego listu jako kolejnego przykrego obowiązku. Nawet jeśli nie otrzymam żadnej odpowiedzi, doceniam tą choćby symboliczną formę kontaktu z Tobą, choć nie mogę przed sobą ukryć, że przypomina to śmiertelne dzieci bazgrzące kredkami listę życzeń do Świętego Mikołaja. Proszę, oto i moje: nowe buty, porządna szczotka dla Juana, ciepły sweter - ale nie w żadne śmieszne wzory, taki wiesz, zwykły, elegancki. Może odezwiesz się do mnie w iryfonie, kiedy będę dziś wieczorem rozmawiać z Wandą. Mogłąbyś nam obu złożyć życzenia, pobłogosławić, i życzyć szczęścia - albo po prostu się uśmiechnąć i zniknąć. Ale będę czekać choćby na błysk tęczy na niebie, kiedy przestanie padać śnieg, żebym mogła poczuć, że jesteś tu ze mną.

Ciekawa jestem, co przez Mgłę zobaczy listonosz w adresie, który umieszczę na kopercie.

Wesołych Saturnaliów, mamo, mam nadzieję, że nowy rok przyniesie ci dużo szczęścia, i że jestem dla ciebie powodem do dumy.

Twój córka z Obozu Jupiter,

Philip

Od Dicka do Fortuny (list)

San Francisco, 17 grudnia

Matko Arcus,

Jest to już szósty arkusik, z którym próbuję swoich sił. Wszystkie poprzednie wylądowały w koszu na śmieci. Kto inny może mieć tyle szczęścia, żeby dwa długopisy w ciągu pięciu minut wybuchły mu w rękach, jak nie twój syn? [trochę poskreślanych, nieczytelnych słów]

Przepraszam, nie chciałem zaczynać tego listu w tak negatywnym tonie. Prawdopodobnie powinienem wziąć siódmą kartkę, bo nie wygląda to najbardziej elegancko, nie jest to list, jaki powinien trafić na Olimp, ale Lexi mówi, że jest w porządku, skoro papier jeszcze nie rozdarł się na pół, to chyba znak od Ciebie, że mogę pisać dalej.

U mnie wszystko po staremu. Zwichnięta kostka, stłuczone kolano, oparzyłem się świeczką, prawie odmarzł mi nos, [plama krwi, nieudolnie wytarta rękawem]

A tego nawet nie skomentuję, jak można skaleczyć się kartką która leży płasko na stole, na Jowisza? Mam nadzieję że udało mi się znaleźć korektor i czytasz ten list w stanie trochę mniej żałosnym, niż jak go widzę obecnie. A to dopiero połowa kartki, i nawet nie [plama na dobrę pare linijek, nawet jeśli coś czytelnego było tam napisanego, obecnie nic nie widać]

Jak mijają ci Saturnalia, mamo? Mi w tym roku się całkiem podoba. Spróbowałem dzisiaj tylu pierników, że chyba zaraz pęknę, i się nawet nie zatrułem! mam taką nadzieję…

Tata z Caesariem od rana śpiewają świąteczne piosenki, i tak mniej więcej od początku grudnia. Z przerwami na krzyki bólu i plastry, ale nic nie będzie głośniejsze od Mariah Carey, bo razem z Lexi kupiliśmy im głośnik, przeklęty pomysł, pewnie mój. Tak wibruje, że spadł z blatu stołu prosto w kosz na śmieci. I huczał tak samo głośno! Teraz siedzę z Lexi w pokoju obok, za zamkniętymi drzwiami i z herbatką, i nadal słyszę, że It’s time!

Skoro jest czas, no to jest. Wszystkiego najlepszego, mamo, w tym świątecznym okresie, dużo prezentów i szczęścia, choć w sumie co to za życzenia, do bogini szczęścia, pewnie masz już go aż nadto. Mógłbym też trochę dostać, tak pod choinkę?

[kolejna plama, pachnąca cynamonem i goździkiem]

Twój syn z Obozu Jupiter,

Dick

Od Chaita do Iris (list)

21 grudnia, Nowy Jork

Szanowna
Droga
Matko,

zbliża się koniec roku. Saturnalia, święta. Większość znajomych ustaliła już godziny i miejsca imprez noworocznych. Wszyscy są zabiegani, co chwila ktoś potrzebuje zastępstwa w pracy. Świąteczne lampki to jedyna tęcza, jaką ostatnio widuję.

Przez ostatnie lata zaniedbałem te listy, ale myślę o Tobie zawsze, gdy widzę tęczę. Może to bez znaczenia, ale. przepraszam. Nie umiem pisać listów. Nawet tych, które mogą zostać nieodczytane. Próbowałem pisać rok temu. i dwa lata temu. Do ciebie i do ojca i tego drugiego nigdy nie skończyłem. Stchórzyłem.

Ale nie rozmawiałem z nim od alt. lat. Czasami dzwoni. Wmawiam sobie, że nie mogę odebrać, bo nie mogę skorzystać z telefonu, albo udaję, że nie słyszałem. Potem myślę, że to dziecinne i nic z tym nie robię.

Mija dziesięć lat od śmierci Roseann i Keiry. Znaczy, minęło. Wiosną. Nie wiem, czy on spędza święta sam. Mam nadzieję, że pojechał do którejś z ciotek. Może poznał kogoś nowego. Chcę życzyć mu źle, ale to trudniejsze z roku na rok. Boję się, że kiedy zobojętnieję, to w końcu rozmyje mi się też to, jak wyglądały, kim były.

To źle o mnie świadczy. I to po tym, jak z mojej winy zmarły. Roseann zawsze mi o Tobie przypominała. Nie wiedziała, kim jesteś, ale chciała, żebym o Tobie pamiętał, nawet jeśli nie ma Cię aktywnie w moim życiu. Ją też musiałem rozczarować. Ojciec ma prawo o wszystko mnie obwiniać. Ma rację.

Wziąłem dodatkowe zmiany w pracy. Łatwiej znieść samotne święta, kiedy nie ma się czasu, by o tym wszystkim myśleć. To bez sensu, skoro teraz o tym piszę, ale. Moi współlokatorzy wyjechali do rodzin i jeśli nie spróbowałbym napisać teraz, to nie spróbowałbym nigdy. Znaczy, nigdy w tym roku.

Naprawdę nienawidzę pisać

Poza pracą w sklepie pomagam na świątecznej imprezie dla dzieci. Dzieciaki uwielbiają kolory i opowieści o tęczy. Mają niesamowite teorie o tym, co jest na jej końcu. Ich pomysły są dużo lepsze od moich improwizacji. Niektóre zwyczajnie urocze. Może to one powinny być treścią tego listu. Pomysły. Nie zliczę, ile razy słyszałem, że chciałyby poznać Panią Tęczę. Czasem ciężko im odpowiadać, kiedy pytają o tęczową pocztę, o garniec złota. o spotkania za tęczą. Nie wiem, czy dzisiaj też będą wymyślać opowieści. Większość dzieci czeka na prezenty od Mikołaja.

Mam nadzieję, że tego nie przeczytasz Od Ciebie też boję się dostać odpowiedź. Nie chcę usłyszeć potwierdzenia tego wszystkiego. Wolałbym myśleć, że jesteś zbyt zajęta, niż mieć pewność, że jestem rozczarowaniem. O tym już wiem. Ja naprawdę się staram

Przepraszam. Dramatyzuję. Żyję, wszystko jest w porządku. Nie będę zapeszać, mówiąc, że spotykam mało potworów.

Na pewno dzieciaki w obozie napisały listy, które bardziej zasługują na reakcję i odpowiedź. Wystarczy mi świadomość, że gdzieś jesteś, gdy widzę tęczę.

Chciałbym powiedzieć napisać, że przeczytam ten list jeszcze raz, zanim go dla Ciebie spalę, ale jeśli to zrobię, to się rozmyślę. W tym roku napisanie go wcale nie jest łatwiejsze. Pewnie nigdy nie będzie. Za rok też spróbuję. Dopóki coś mnie nie zeżre.

Z największymi najszczerszymi pozdrowieniami,
Chait

Od Ricky'ego do Merkurego (list)

San Francisco, 17 grudnia

Ojcze Merkury,

na tablicę Mendelejewa, śmiesznie to brzmi. Ale tak kazała mi zacząć Philip. To z nią tu przyjechałem, ona mnie usadziła na tym chybotliwym stołku, dała kartkę i pilnuje, żebym nie urwał tego długopisu ze sprężynki. Ale, znasz mnie, tato - wystarczy mi parę sekund, chociażby teraz, kiedy przykleja znaczek, i długopis byłby już w mojej kieszeni. Ale znasz tato również moje dobre serce. I wiesz również, że lubię mieć nogi przymocowane do reszty ciała, bo tym zmianą tego stanu właśnie grozi mi centurionka Piątej Kohorty, jeśli się nie pospieszę - żebyśmy zdążyli na autobus.

Znaczy, mam nadzieję, że wiesz, mam nadzieję że czasem zerkasz na moje wyczyny, słyszysz wybuchy i uśmiechasz się z dumą.

Ale gdyby ci coś umknęło, to ja ci szybko mogę podsumować:

Mam już dziewiętnaście lat, z czego siedem przeżyłem już jako legionista! Prawdę rzecz mówiąc, wolałbym konstruować bomby niż ćwiczyć, uważam, że tak bardziej przydałbym się Legionowi Fulminata, jednak skoro tak doceniają moją zwinność i tężyznę, no to jakoś to zniosę… Dwa tygodnie temu były urodziny wujka Josepha, pamiętasz, tego, co mnie przygarnął i wychował, poszedłem na jego grób, a potem złożyłem ofiarę w jego imieniu w Twojej kapliczce, tak, jak robił zawsze ze mną. Kiedy jeszcze żył, czasem irytowało mnie, że to nie ty byłeś na jego miejscu - pewnie starał się jak mógł i jestem bardzo wdzięczny za wszystko, co dla mnie zrobił - mam nadzieję, że nigdy nie dałem mu odczuć zbyt mocno tego wyrzutu, że nie był tobą, choć pewnie czasem w emocjach tak powiedziałem. Jakbyś go spotkał w Elizjum, jak będziesz coś dostarczał, przekaż mu pozdrowienia, ipodziękuj.

Ogólnie radzę sobie, myślę, dobrze - nadal mam wszystkie ręce, nogi, palce nawet też! Przygotowania do Saturnaliów idą pełną parą, ulice Nowego Rzymu są pełne dekoracji, fauny chodzą w mikołajowych czapkach, i nawet lary pobłyskują jak świąteczne lampki.

Wszyscy kupują sobie prezenty, piszą życzenia, i wiesz, że ja zawsze lubiłem tą atmosferę, ale nie dzieliłem jej z nikim szczególnym, a moje prezenty zwykle okazywały się nietrafione, czym się zbytnio nie przejmowałem, no bo kto normalny nie cieszy się z tylko tylko trochę podartego egzemplarza życiorysu Marii Skłodowskiej-Curie? Okej, no teraz po latach mogę przyznać, że nie byłem zbytnio myślący, i trochę się tym martwię, bo mam chyba przyjaciółkę, wiesz, znajomą, i to taką która nawet jeśli wywraca oczy na mój widok, to nie ucieka, ale zamieni ze mną parę słów, i faktycznie się o mnie troszczy, więc chcę jej sprezentować coś naprawdę świetnego, albo chociaż okej, żeby nie pomyślała, że mi na niej nie zależy.

Muszę kończyć. Wesołych Saturnaliów, do usłyszenia!

Twój syn z Obozu Jupiter,

Ricky

Od Havu do Morsa (list)

San Francisco, 23 grudnia

Wesołych Świąt, Morsie

Ho, ho, ho!!!

Tak naprawdę powinienem napisać WESOŁYCH SATURNALIÓW, ale co to za różnica, prawda? Jedno i drugie dzieje się w grudniu. Na dodatek w okolicy tych samych dat, więc mam nadzieję, że cię to nie oburzy. Nie powinno nawet.

Piszę to praktycznie na ostatnią chwilę, bo znowu zapomniałem. Nie o tobie. Znaczy, okej, przyznaję, że może tak troszeczkę. Ociupinkie. Okej? Ale ogólnie wypadło mi to kompletnie z głowy i pewnie bym ci nawet tego listu nie przesłał gdyby nie taki jeden smarkacz. Dobry z niego dzieciak. Ma fajną koszulkę świąteczną… może też powinienem sobie kupić? Wiesz, taką w choinki i z Grinchem. Wiesz co to w ogóle Grinch? Może ci załączę link do pirackiej strony, żebyś sobie obejrzał. Polecam.

A teraz przejdziemy do poważniejszych rzeczy.

Nie lubię poważnych rzeczy, żartowałem. Ale wiesz co? Fajnie jest mi tak sobie usiąść i pisać ten list. Do mojego dalekiego, boskiego rodzica. Ciekawiło mnie zawsze, czy te listy docierają do ciebie na Olimp, czy bardziej w odmęty Podziemi? Pewnie to drugie, mam rację?

Mam nadzieję, że ja cię za bardzo nie obrażam w tym liście, tato. W sumie… nie obrażam cię. Po prostu sobie żartuję. Ale jak coś to się nie denerwuj, okej? Wolę uprzedzić zanim dostanę ewentualny… ewentualne… no, zanim coś źle zrozumiesz z mojego listu.

Mogę ci trochę opowiedzieć o mojej kolekcji, jeśli chcesz o tym słuchać. A wiem, że pewnie chcesz, bo przecież siedzisz w tej dziurze, znaczy, przepraszam najmocniej nazywam to dziurą, bo jest pod ziemią… no i siedzisz tam i widzisz takie rzeczy na co dzień. Jakieś kościotrupy, zbłąkane dusze.

Udało mi się ostatnio znaleźć coś ciekawego. Zdeformowany mysi płód. Jest malutki, prawie jak zatyczka od długopisu, a może nawet mniejszy. Ma dwie głowy i jeden ogon. No, niby nic specjalnego, ale to się nie zdarza zbyt często. Ile takich przypadków jest wśród ludzi? Niewiele. Zdaje się, że ten płód dodatkowo ma jedno oko. Mysi cyklop. To jest już tak cholernie, przepraszam za przekleństwo, rzadkie, że głowa mała. Jestem bardzo tym podekscytowany.

Mam też parę czaszek, a moją ulubioną jest najnudniejsza na świecie czaszka lisa. Lubię ogólnie czaszki psowatych. Mają fajny kształt, a ta moja dodatkowo jest uszkodzona, bo jakiś głupi myśliwy musiał tego biednego lisa postrzelić. Nie lubię, gdy zwierzęta bezsensownie giną z ludzkich rąk. No, nieważne. Ale przynajmniej jest to ciekawy okaz.

Hmm, co tutaj jeszcze mamy. Na pewno bardzo dużo małych szkieletów, należących do mniejszych zwierząt: szczury, myszy, chomiki, węże. Mam tego całą masę. Ten mały smarkacz, o którym wspomniałem wcześniej powiedział, że jestem jakiś pomylony. Nie, żebym chciał powiedzieć, że się mylił. Nie mylił się. Trochę jestem pomylony, ale to jest jakby okej, prawda, tato? Ty pewnie też trochę jesteś… najlepsiejszy na świecie.

Wiesz, mam szczerą nadzieję, że jeśli znowu będzie dane nam się spotkać i przestaniemy wymieniać się listami (znaczy, tylko ja je piszę, jak na razie), to nie wybierzesz cmentarza. Nie lubię siedzieć na cmentarzach. Widzę te wszystkie dusze i mi trochę niekomfortowo. Dostaje ciarek. One czasem krzyczą i wołają o litość, a w sumie to nic im się nie dzieje. Są po prostu zdezorientowane. I ja to muszę im tłumaczyć, wyobraź sobie. Pewnie wiesz, o czym mówię, możliwe, że też tego słuchasz. Coś typu: „nieeee, gdzie ja jestem, do chujaaaa!!!”. Zazwyczaj to uciekam, ale czasem mnie jakaś złapie, pociągnę za rękę, spojrzy głęboko w oczy i powie „ty mi to zrobiłeś!”.

Oczywiście, że nie zrobiłem. Nie zabijam ludzi.

Chyba już skończę ten list. Tak, zdecydowanie. Zaraz wybija dwudziesta druga. Jestem strasznie spóźniony. Wybacz, tato. I wybacz za wszystkie przekleństwa, ale czasem nie umiem się wyrazić inaczej.

Miłych Saturnaliów. Trzymaj się zdrów.

PS. Dorzucam ci mysią czaszkę. Mam nadzieję, że spodoba ci się ten świąteczny prezent.

Buziaki,

H.

Od Kai do Apolla (list)

Nowy Jork, 21 grudnia

Hej, tatku!

To ja, tak znowu ja. Mam ci tyle do opowiedzenia… chyba. Nie wiem, czy starczy mi kartki, bo wybrałam wyjątkowo małą, jak na to ile potrafię gadać, ale postaram się ze wszystkim zmieścić.

Już nie siedzę w Obozie, ale o tym wiesz. Pracuję sobie jako kelnerka w takiej fajnej azjatyckiej restauracji. Koreańskiej może. Albo chińskiej. Sprzedajemy tam smażone kurczaki i frytki. Słodkie napoje albo jakieś alkohole dla tych, którzy potrzebują czegoś mocniejszego.

Nawet lubię tę pracę. Nie narzekam. Pracuje ze mną ładna, znaczy nie ładna, znaczy… okej, jest ładna, ale chciałam napisać, że MIŁA menadżerka. Więc fajnie spędzam czas w pracy i rzadko jęczę, że chciałabym wrócić do domu.

Czasem mi brakuje tego Obozu, wiesz, Apollo? Nie wiem… tak jakoś. Brakuje mi takiej jednej przyjaciółki, która gdzieś się wyniosła, zapewne do San Francisco, a ja nie mam już z nią kontaktu. Była fajna. Ale rozumiem, że niektórzy potrzebują się odciąć z jakiegoś powodu… izolować.

Ja bym tak nie mogła! Izolować się. Lubię ludzi. Lubię z nimi rozmawiać. Nienawidzę ciszy, nudy i samotności. To straszne. Płakać mi się chce, jak myślę o ewentualnej samotności kiedyś.

Dobra, chyba skończyłam z tymi opowiastkami. Trochę nuda, co nie? Ale musiałam się wygadać, bo chyba nie mam teraz komu. Wspominałam ci, że się wyprowadziłam od taty? Poleciałam na drugi koniec kraju, aż do Nowego Jorku, żeby spróbować nowego życia. Podoba mi się tutaj i jak wspominałam wcześniej, pracuję jako kelnerka. Na razie mi wystarcza takie życie. Tutaj, w Nowym Jorku, dużo się ostatnio działo.

Opowiedzieć ci trochę o morderstwach? Nie, chwila, mamy święto. Nie będę ci opowiadać o złych rzeczach, teraz to nie ma najmniejszego znaczenia.

Apollo, a co jeśli kiedyś wpadniesz tutaj, do Nowego Jorku, i dasz się zaprosić na kawę? Nie, no… o czym ja w ogóle piszę w tym liście. Sama nie wiem, tak jakoś mi się wymsknęło… może powiedzieć? Nie bądź zły. Już zmieniam temat.

Próbowałeś kiedyś fermentowanego rekina? Nie? Ja też nie. Brzmi obrzydliwie, ale to popularne danie na Islandii. Przygotowywane… no, z rekina. Może kiedyś zdobędę i ci dorzucę, co ty na to? Na próbę. A ty mi odeślesz list z recenzją.

A tak w ogóle to dalej mam swojego kota, Pumpernikla. O, tutaj pod koniec możemy zrobić ci odbicia łapek, chcesz? Pumpernikiel to grzeczny kot. Na pewno by cię polubił, gdyby cię poznał. W tym roku spędzamy razem święta! Ja i Pumpernikiel. Kupiłam mu nawet specjalny sweterek świąteczny, co prawda na dziale z ubrankami dla psów, ale wpasował się, jakby został uszyty specjalnie dla niego. Może oprócz odcisków łapek dostaniesz też zdjęcie pamiątkowe mnie i Pumpernikla na tle choinki.

Kończy mi się kartka, więc chyba pozostało mi życzyć ci wesołych Saturnaliów. Przesyłam uściski i buziaki. I nie wiem, dużo słońca!

Tutaj zostawiam łapki i zdjęcie!

Z uśmiechem,

Kaya