He is a weapon, a killer. Do not forget it. You can use a spear as a walking stick, but that will not change its nature.

Kurt Munroe ON/JEGO — 16 LAT — PÓŁBÓG — AMERYKANIN — 44 PD — 2 PU — 100 PZjohnnycatboy


INFORMACJE PODSTAWOWE

Obóz Jupiter
Mitologiczny przodek: Invidia (matka)
Kohorta: II
Staż w obozie: 3 lata
Pozycja: Legionista

UMIEJĘTNOŚCI

Siła 40
Zręczność 30
Kondycja 30
Inteligencja 30
Mądrość 30
Charyzma 30
Broń: Pilum większe o grocie i jesionowym drzewcu ze zdobieniami z cesarskiego złota, imitującymi oplatający je bicz Invidii.
Wrodzone:
Karma, podświadome wyczucie kłamstw,
▸ tychokineza 3/3 (możliwość nadania komuś, kto ma pecha — szczęścia i temu, kto ma szczęście — pecha, wyczuwanie przyszłości i losów istot oraz ludzi, możliwość nadania komuś klątwy lub jej zdjęcia)

OPIS POSTACI

Charakter:
Jak obietnica w życiu Adama Munroe, Kurt miał być wszystkim, czego Adam oczekiwał. Bogini uśmiechała się, ale jej uśmiech nie był jak promienne słońce, tylko chłodny jak zimowy księżyc, kiedy wypowiadała: „mogę obiecać ci tylko część mnie”. Munroe nigdy nie był szczególnie domyślny, zwłaszcza kiedy chodziło o bogów, nieprzewidywalnych i zimnych bogów, w których nawet nie wierzył, ale w Invidię wpatrzony był jak w najświętszy obrazek. I w ten sposób otrzymał swoją obietnicę — biblijnego syna marnotrawnego.
Kain i Kurt okazali się dwoma stronami jednej i tej samej monety. Byli dwiema twarzami Invidii; twarzą dobrą, sprawiedliwą, pogodzoną z własnym losem i skupioną na przeznaczeniu. Była jednak też ta druga strona, nieustępliwa, napędzana zemstą i zazdrością, egzekucją niesprawiedliwości. A tą stroną monety właśnie okazał się Kurt.
Nieustępliwy i surowy, skupiony na kontroli do tego stopnia, że niemal sam ją stracił, ta bowiem odbiera mu rozum, pchając do przodu i do przodu i powtarzając mu, że musi być najlepszy. Wszystko jest dokładnie zaplanowane i nic nie wymknie się spod jego palców: będzie tak, jak on chce, bezkonkurencyjnie i bez twojej szansy na wygraną, bo nie ulegnie, dopóki nie okażesz skruchy. Zawsze wyjdzie na jego rację, bo kiedy wszystko ucieka z jego kontroli, nieustanne myślenie i analizowanie sytuacji powoduje, że zaraz znajdzie inną drogę, być może usłaną krwią, potem i łzami, być może po trupach, ale przynajmniej — skuteczną. Na wszystko ma plan i ciężko go zaskoczyć, bo jego mózg jest ciągle pod presją, a wszystko musi być tak, jak powinno być. Aut viam inveniam aut faciam.
Sprawiedliwość obdarzyła go naturalną inteligencją. Wie, jak zagrać, żeby najlepiej wyszło dla niego, nawet jeśli wszystko nagle wymyka się spod kontroli. Zaciska zęby i w myślach przypomina sobie o własnych ambicjach, które są dla niego najważniejsze — nie rodzina, nie przyjaciele, tylko ślepe ambicje, żeby być najlepszym, chociaż nawet gdyby je osiągnął, dalej nie byłoby to wystarczające. Pod płaszczem chłodnego dupka myślącego o wygranej jest ucieleśnienie zazdrości Invidii, skrywane gdzieś głęboko między warstwami braku pewności siebie. Pewności siebie tak udawanej, że jego własna krew z krwi będzie przekonana, że to jego prawdziwe oblicze, mściwe i okrutne, niepoddające się bez walki, a nie wymuszone i zazdrosne, bo zawsze był gorszy. Z jego twarzy ani na chwilę nie znika napięcie. Wszyscy są jego wrogami, nikt w niego nie wierzy i tylko on sam może siebie być pewny. Tego nauczył go ojciec, tego nauczył go brat i Invidia, bogini zemsty i zazdrości. Taka jest jego natura. Taki jest porządek świata.
Problemy ze złością buchają w nim jak zimne ognie. To rób, tego nie rób. Jakby nie potrafił o siebie zadbać. Masz mu nie zadawać pytań, a najlepiej to w ogóle się nie odzywać, bo nigdy nie wiadomo, kiedy jego nerwy wyskoczą spod kontroli. A trzeba przyznać, że zawsze kończy się to tak samo — bo syn bogini mściwości nie okazuje skruchy. Będzie cię dusić własnymi rękoma, bo uzna to za zasłużoną karę za mącenie w jego życiu, przeczeniu jego morałom i zapewnieniom, jakoby wszystko było w porządku. Ma problem z rozumieniem ludzkich uczuć i gubi się w nich jak w labiryncie, a reakcją na jego zagubienie naturalnie jest złość. Druga Kohorta nauczyła się nie wchodzić mu w drogę i, brońcie bogowie, na pewno go nie prowokować. Nie jest to trudne — mało mówi. Odzywa się, kiedy musi, a kiedy nie musi, rozmawia z Dorianem.
Mimo wszelkich wątpliwości da się nauczyć z nim żyć; zwyczajnie tak niewielu przy nim zostało i zrozumiało jego przyzwyczajenia, że dla niektórych ludzi z Obozu Jupiter wydaje się to niemożliwe. Nie jest osobą najprzyjemniejszą w obyciu i nigdy się nią nie stanie, ale przy niektórych osobnikach jest w stanie rozluźnić się na tyle, że czasem zaczyna zachowywać się jak normalny nastolatek — śmiejący się, głosem tak chłodnym, jak sam księżyc, pijący piwo przed ukończeniem dwudziestego pierwszego roku życia, rozmawiający o takich głupotach jak to, że ketchup jest abominacją tego świata. Może i nie zmienisz jego natury, ale osłoni twoje plecy, kiedy będziesz tego potrzebować i wstawi się za tobą, jeśli uzna, że jesteś tego wszystkiego wart. Przejmie wodze, jeśli wpadniesz w kłopoty, bo taki właśnie jest Kurt, mający zawsze plan C do planu B, dopasowując się do twoich problemów tak, jakby były jego własnymi. Wystarczy jednak jeden przełącznik, pojedyncze słowo, przez które Kurt w momencie zamknie się w sobie, znienawidzi cię na zawsze lub wyceluje w twoje serce czubek swojej włóczni.
Pragnie wielkości, a zatem pragnie i sławy. Chce pławić się w blasku ludzkich gratulacji, nawet jeśli przez jego naturę wydaje się to niemożliwe. Ironicznie zdaje się urodzonym przywódcą — może to efekt jego inteligencji strategicznej, ale w grupie zawsze przejmie dowództwo. Jest surowy, nie powstrzyma się od wytknięcia wad, jeśli jesteś po prostu kiepski, a do tego może rozstawiać cię po kątach, ale jego mobilizacja przynosi zaskakujące wręcz efekty. Wie, że sprawdziłby się w roli centuriona lub pretora, ale jest skutecznie rozstawiany przez nich po kątach, co tylko potęguje jego złość. Potrafi całkiem nieźle wpasować się w schemat ekstrawertyka, bo chociaż w słowach jest całkiem oszczędny, to doskonale wie, kiedy powinien gadać i kiedy przyniesie mu to korzyści, a przy tym nie ma problemu z tym, żeby przejąć dowodzenie i wciągnąć do rozmowy parę mniej pewnych od siebie ludzi, którzy będą wpatrzeni w niego jak w boga. Non ducor, duco.
Aparycja:
Nigdy nie przykuwał do swojego wyglądu szczególnej troski, a jednak, za każdym razem, kiedy patrzył w lustro, widział tylko dwa odbicia migoczącej tafli wody. Mówią, że oczy są zwierciadłami duszy, a kiedy Kurt patrzył w lusterko, mógł przysiąc, że był w stanie zobaczyć w nich namiastkę poprzedniego życia.
I wodę. Rwącą. Sztorm, który się za nimi czaił, który przecinał jego myśli, mimo barwy przypominającej raczej spokojne morze. A bardziej niż wszystkiego na świecie, Kurt nienawidził właśnie przypominania mu o tym irracjonalnym strachu przed wodą.
Kurt patrzył w lustro i widział strąki przydługich rudych włosów, które próbował ułożyć za wszelką cenę tak, żeby zdawało się, że wie, co robi i dbanie o swoją aparycję dogłębnie go interesuje i jakkolwiek się prezentuje. Za nimi też nie przepadał — same w sobie nic mu nie zrobiły, ale w drugiej klasie kolega z klasy wytknął mu, że rude jest wredne, więc na potwierdzenie tych słów złamał mu palec ręki i dwa dni później został wydalony ze szkoły.
Miał prosty nos i zarysowaną szczękę, zdecydowanie zbyt mocno przypominając tym samym Kaina. Miał irytująco jasną skórę, na której latem pojawiały się poparzenia słoneczne od zbyt długich treningów w ciągu dnia, a wtedy ciało pod zbroją przez kilka dni paliło go, jakby żywcem włożyli go do wanny z wrzątkiem. Nie miał piegów. To dobrze. Kain je miał.
W wieku czternastu lat dobił 181 centymetrów wzrostu i od tego momentu przestał rosnąć. Lubił w sobie tę cechę — nie był ani za niski, będąc równocześnie wyższym od sporej ilości legionistów i, przede wszystkim, od Kaina, ale nie był też za wysoki, bo nie zdarzało mu się obijać czoła o framugi. Jego dwumetrowe pilum wyglądało imponująco, kiedy stał na baczność.
Fioletowe koszulki Obozu Jupiter, porażająca ilość czarnych bluz i jedna, jedyna biała koszula, bo czasem czuł potrzebę ubrania się porządnie na ważne uroczystości, od przynajmniej trzech lat wypełniała jego szafę. Stawiał pozory, jak zawsze, że potrafił się ubrać i że w ogóle go to interesowało, chociaż w rzeczywistości zmuszony był do kupowania lekko znoszonych ubrań z lumpeksów. Fioletowe koszulki i jedna biała koszula były jedynymi kolorowymi elementami jego ubioru. Czarne nie wtapiało się w tło, dawało mu poczucie komfortu i nie musiał martwić się dobieraniem zielonego do różowego, skoro wszystko było w tych samych barwach.
Ciekawostki:
▸ ₊ ⊹ Nie umie pływać i panicznie boi się wody. Nie ma żadnej związanej z tym traumy i nie wie, dlaczego wmówił sobie ten strach, ale nie jest w stanie wejść do wody na głębokość wyższą niż do klatki piersiowej bez paniki.
▸ ₊ ⊹ Kojarzy, że jego rodzina ma korzenie na Wyspach Brytyjskich, ale nigdy nie zagłębiał się w swoje drzewo genealogiczne. Urodził się w Ameryce, jest Amerykaninem. I już.
▸ ₊ ⊹ Nigdy nikomu o tym nie powiedział, ale ambrozja smakuje dla niego jak zwykły, czekoladowy pudding, co jest dla niego ultra głupie, ale to właśnie podawali na obozowej stołówce, kiedy zakończył swój status in probatio i został pełnoprawnym legionistą Drugiej Kohorty.
▸ ₊ ⊹ Jak większość półbogów, ma dysleksję i ADHD, a w związku z tym ogromne problemy z koncentracją i mózg nastawiony na czytanie i pisanie łaciny. Nie jest w stanie pogodzić się z tym, że może być w jakikolwiek sposób „gorszy” od swoich rówieśników, więc spędza godziny nad książkami i samą nauką, żeby udowodnić sobie i wszystkim innym, że tak naprawdę jest mądry.
▸ ₊ ⊹ Można powiedzieć, że na swój sposób jest deistą — z tym że wie, że bogowie ingerują w świat, ale uważa, że powinni trzymać się z dala od śmiertelników.
▸ ₊ ⊹ Urodziny obchodzi 6 lutego i jest Wodnikiem, ale zawsze uważał, że horoskopy to bzdury i brednie i w żaden sposób do niego nie pasują. Ironiczne, jak na dziecko postaci z mitów.

SPOŁECZNE

Rodzina:
▸ ₊ ⊹ Invidia (matka)
„I can't break the cycle, am I just a fool? Falling down like dominoes, hit by family jewels”. Przypomniał sobie jedną z kłótni brata z ojcem. Kain w złości rozbił wtedy jeden ze świętych obrazków i ojciec szarpał go za kołnierz, dopóki nie odwrócił się i nie zaczął gołymi rękami zbierać szkła. Dużo krzyczeli, ale Kurt był w drugim pokoju. Udawał, że go to nie dotyczy, bo nie chciał mieć nic wspólnego z żadnym z nich.
— Kiedy przestaniesz nam wszystkim wmawiać, że Invidia nie istnieje?! Kiedy przestaniesz SOBIE to wmawiać?!
Kain zdarł sobie gardło.
— Bo nie istnieje. — Głos ojca był chłodny jak szklane odłamki. — Wasza matka was zostawiła. Nie wiem, skąd usłyszeliście o jakichś durnych bogach, ale na pewno nie ode mnie. Może byś poszedł w końcu do Kościoła, Kain?
Kurt myślał o tej kłótni, kiedy patrzył na trzymany w dłoniach list. Złotymi literami, na delikatnym papirusie, widniał podpis bogini. Próbował go palić, targać, mieszać z błotem, żeby udowodnić sobie, że ojciec cały ten czas miał rację i żadna Invidia nie istnieje, ale zwitek cały czas wracał do poprzedniego stanu i z powrotem pojawiał się przy nim.
Nie było w tym krztyny sprawiedliwości. Nigdy nie widział matki na oczy, nie wiedział, jak brzmi jej głos, podpis złotymi literami był tak samo obcy, jakby nabazgrała go kobieta z opieki społecznej. To była jedyna więź łącząca go z matką — list, którego za nic nie mógł zniszczyć, jak bardzo by nie próbował. I krew. Krew, która płynęła w jego żyłach, a która płonęła zemstą i zazdrością, choć nie był pewien, czy krew tę odziedziczył po ojcu, czy po bogini właśnie.
▸ ₊ ⊹ Adam Munroe (ojciec)
„Scattered 'cross my family line, God, I have my father's eyes…”. Kain strzepnął popiół z papierosa. Od zapachu Kurtowi kręciło się w głowie, do tego z całego serca nienawidził palenia, ale tak rzadko zostawali sam na sam z bratem, równocześnie oboje chcąc ze sobą rozmawiać, że tylko odsunął głowę od dymu.
Kain posłał mu przepraszające spojrzenie i zgasił papierosa.
— Wiesz, rzadko się zdarza, żeby bóg zrobił dwójkę dzieci z tym samym człowiekiem. Słyszałem o przypadkach dzieciaków Jupitera i Plutona, ale Invidii? Nigdy.
Nie chciał sobie tego wyobrażać. Ojca, szczęśliwego, zakochanego w boginii, patrzącego na swoje pierwsze niemowlę i głupio myślącego o założeniu rodziny. Nie chciał pytać, czy Kain go takiego pamięta, czy taki ojciec w ogóle kiedykolwiek istniał, ale on go na pewno takim nie znał.
— Wydaje mi się, że ojciec zwariował po tym, jak Invidia zniknęła po moim urodzeniu. A potem wróciła, dała mu kolejną nadzieję, że zostanie, no i zostawiła mu ciebie. — Kain obracał w palcach zgaszonego peta, chociaż nadal gorący żar parzył mu palce.
Czy ona w ogóle kiedykolwiek powiedziała mu prawdę? Czy jako bogini sprawiedliwości nie powinna tego zrobić?
— Może gdyby mu wtedy powiedziała, kim jest, przynajmniej nie leczyłby nas krzyżami i różańcami — mruknął Kurt.
Kain posłał mu milczące spojrzenie, o moment za długie, bo Kurt od razu zrozumiał.
— Powiedziała mu, prawda? Rozmawiałeś z nią, do cholery?!
Złość wezbrała mu w żyłach. Jak zawsze o niczym nie wiedział. Jak zawsze wszystko go omijało, bo Kain, pieprzona matka Teresa z Kalkuty, zasłaniała się chronieniem go, żeby nie powiedzieć, że Kurt jest po prostu słabszy. Gorszy. Drugi z kolei syn Adama.
— Nie uwierzył jej — powiedział w końcu, wyrzucając papierosa przez balkon i zatrzaskując okno.
▸ ₊ ⊹ Kain Munroe (starszy brat)
„…but my sister's when I cry, I can run, but I can't hide from my family line”. Wilczyca nauczyła go zawierzać instynktom. Wilczyca nauczyła go zawierzać instynktom, powtarzał sobie, kiedy szedł wzdłuż szosy, z jedną ręką bezwładnie zawieszoną wzdłuż ciała i z poplamioną krwią karteczką w drugiej dłoni.
Wiedział, że krew zaraz zniknie. Zawsze, kiedy miała zaraz zaschnąć, karteczka świeciła jasnym blaskiem i wracała do stanu idealnego. Jakkolwiek nie próbował jej targać, palić, zagrzebywać w ziemi, ona prędzej czy później wracała do tylnej kieszeni jego spodni, wyzywająco czekając na odnalezienie.
Wilczyca nauczyła go zawierzać instynktom. Powinien kierować się w stronę tunelu, strzeżonego przez dwóch nastolatków w zbroi, przez którą prześwitywały takie same fioletowe koszulki. Instynkt podpowiadał mu, że po przekroczeniu tunelu będzie już bezpieczny, chociaż włosy jeżyły mu się na karku przed czymś zupełnie nieznanym i wyglądającym cholernie niebezpiecznie.
Wilczyca nauczyła go zawierzać instynktom, więc kiedy spojrzał w już nieskazitelnie czystą kartkę ze złotymi zdobieniami, będącą listem polecającym od jego matki, ujrzał w niej swojego brata. Instynkt podpowiadał mu, że Invidia nie oddała Kainowi nieskazitelnie czystej karteczki ze złotymi zdobieniami za darmo. Wszystko na tym świecie miało swoją cenę, a Kurt nienawidził mieć długów do spłacania. Zwłaszcza wobec Kaina.
Relacje:
▸ ₊ ⊹ Dorian Walsh
„Do they know I was grown with you? If they're here to smoke, know I'll go with you, just keep it outside”. Pojawili się w Obozie Jupiter o podobnym czasie, w podobnym wieku, z podobnie rudymi włosami i podobnie niebieskimi oczami, mający tą samą matkę — Invidię. Ciężko w to uwierzyć, że Kurt i Dorian to nie bliźniacy, ba, w teorii nawet nie rodzeństwo.
Prawdopodobnie ciężko w to uwierzyć także im. Kurt traktuje Doriana jak brata, Dorian traktuje tak samo Kurta.
Dorian przede wszystkim jest jego lustrzanym odbiciem. Początkowo go to intrygowało i Kurt obserwował każdy jego ruch. Teraz imponuje mu wkład i zaangażowanie we wszystko brata. Nauczyli się czerpać od siebie wzajemnie ze swojej wiedzy i swoich umiejętności, widząc się codziennie na treningach i wylewając krew, pot i łzy, żeby osiągnąć to, do czego zawsze dążyli od momentu pojawienia się w Obozie Jupiter.
▸ ₊ ⊹ Bee Winemiller
„— Ej, powiedzieć ci, co jest na mojej liście rzeczy do zrobienia przed śmiercią?
— Czy ja w ogóle chcę to usłyszeć?
— Chcesz.
— Nie.
— Striptiz. W jakimś klubie. Przed dużą publicznością.
— Bogowie, czemu ty mi o tym mówisz?
— Nie wiem, może chciałbyś to zobaczyć.
— Bee, do jasnej cholery, jestem gejem.
— Mówię o czymś w rodzaju wsparcia moralnego.
— Przemyślę to.
— To brzmi jak »nie«.
— A dałabyś mi spokój, gdybym ci powiedział po prostu »nie«?
— Nie.
— No właśnie.
— Ale to też jest na mojej liście rzeczy do zrobienia przed śmiercią. Niedawanie ci spokoju”.

ODAUTORSKO

Kontakt z autorem postaci: johnnycatboy na Discordzie, raz na pół roku wejdę na Howrse — Zgiewasz, maila nie podam, bo zakładałem go w wieku dziesięciu lat i aż wstyd.
Uwagi: Halo halo, z tej strony Aleks. Przede wszystkim napisz, jeśli chcesz ze mną wątek — nie zaczynaj bez pytania. Nie lubię pisać też o dupie marynie, jeśli masz pomysł na relację/akcję z Kurtem, napisz, zawsze coś wymyślimy. Byleby nie było to „pałętałem się po obozie i nagle zobaczyłem obozowicza”, lubię angst, lubię napierdalanie, krew, flaki i w ogóle. Znacznie preferuję dłuższe odpisy i wolałbym dostawać coś podobnego w zamian — chociaż to 500 słów w odpowiedzi zwiększa mi wenę i chęci na odpis.
Jeśli chcesz wspomnieć o Kurcie w opowiadaniu w jakikolwiek inny sposób niż „kojarzę go z Drugiej Kohorty”, czy czegoś w tym stylu, najpierw napisz mi na priv co miałby w tym opowiadaniu robić. Wyjątek stanowią ludzie, którzy mają z nim jakąkolwiek relację/wątek, ufam wam, używajcie go do woli lol.
Z przyziemniejszych spraw, tytuły wątków Kurta to piosenki Nirvany, pls nie zmieniaj tego schematu kiedy zaczynasz z nim wątek i wybierasz tytuł.
W razie odejścia: NPC albo niech jakoś brutalnie umrze idk.
Ostrzeżenia: 0/3
Wizerunek: @jeanne_maybe_darc
Cytat:
₊ ⊹ W tytule: Madeline Miller, „The Song of Achilles”
₊ ⊹ W rodzinie, kolejno: MARINA, „The Family Jewels”, Conan Gray, „Family Line”, Twenty One Pilots, „My Blood”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz