niedziela, 12 listopada 2023

Od Mattie — „Nauczka do końca życia”

5 LAT TEMU

O godzinie 9 rano rozbrzmiały pierwsze głosy w domu Allardów. Babcia Céline rozpoczęła jej typowe gotowanie potraw na cały tydzień, by nikt głodny nie chodził, a ona na spokojnie mogła szydełkować ubranka dla jej psa. Poranek tej właśnie niedzieli nie sprzyjał słonecznej pogodzie, która panowała przez kilka poprzednich dni. Pochmurny I deszczowy zapowiadał niezbyt przyjemny początek tygodnia, co jak się okazało było tylko i wyłącznie urwaniem chmury. Już po godzinie obfitego deszczu wyszło słońce, które miało utrzymać się na niebie aż do końca wakacji. Wakacji, które 12-letnia Mattie miała w planach zagospodarować od deski do deski, żeby każdy dzień zaskoczył ją czymś nowym. Z łóżka wyskoczyła od razu, jak tylko rozbrzmiał jej budzik. W pośpiechu naciągnęła na nogi dresy, a skarpetki z szuflady znalazły się jednak na podłodze, gdy poddała się z próbą ich założenia. O bosych stopach wparowała do kuchni, a pierwsze co zrobiła — zaraz po uderzeniu biodrem w kant stołu — to ucałowanie babci w policzek.
— Jak się spało Matt? — Jako że jej imię nie do końca dało się zdrobnić w lepszy sposób, tak oto nazywali ją samym początkiem. Niedopuszczalne publicznie, ale w czterech kątach ich domu przechodziło.
— Babciu, dobrze wiesz, jak mi się śpi. Zawsze tak samo, czyli nie-sa-mo-wi-cie. — Wymawiając to sylabami, ruszała dodatkowo ręką, by podkreślić jej stan zadowolenia. — Kocham spać, ale dziś to ja kocham coś jeszcze bardziej!
— Tak? To w takim razie moje risotto pokochasz bardziej niż to, co kochasz najbardziej. — Pomarszczona dłoń kobiety z wieloma odbarwieniami głównie z wieku i wielu lat pracy złapała za dużą drewnianą łyżkę, którą mieszała wcześniej danie. Przed twarzą rudowłosej dziewczynki znalazło się oto wyzwanie pod tytułem „jak zjeść, ale się nie poparzyć”. Odpowiedź była prosta, podmuchać I poczekać, ale nie to leżało w jej naturze. Jak głupi dzieciak, którym jest i była od razu wzięła całą do buzi i natychmiastowo poczuła, jak niemądrym pomysłem to było. Ciepło z łyżki oraz paląco gorący ryż dały jej do zrozumienia, że wcale nie była do końca rozbudzona, a oparzony język i podniebienie skutecznie wytrzęsły resztki snu z jej umysłu. Chciała od razu sięgnąć po szklankę z wodą, by popić tę lawinę magmy w jej ustach, co poszło z płazem, gdy do kuchni wszedł jej przyszły ojczym. Dumnie i ze łzami w oczach połknęła risotto I uśmiechnęła się do babci.
— Wspaniałe było! A teraz muszę lecieć, zawołaj mnie na śniadanie! — i tak szybko, jak wparowała do kuchni, tak z niej zniknęła.
— Dalej mnie nie lubi co? — Padło pytanie od mężczyzny, skierowane do kobiety, która ponownie wróciła do przygotowania potraw.
— Nie miej jej tego za złe, nigdy nie miała prawdziwego ojca. Kiedyś się przyzwyczai i może nawet zacznie cię tolerować.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Po sytuacji w kuchni, rudowłosa skierowała się w stronę garażu. To właśnie tam powstawały jej największe przeboje, a jeden z nich właśnie czekał na ostatnie poprawki przed ostatecznym egzaminem, czyli „próbą sprawności”. To właśnie ten test określał czy jej się udało, czy nie (spoiler alert: nie udało). Gigantyczne skrzydła, zrobione tak by można było nimi poruszać miały, jak to skrzydła za zadanie unieść ją w niebo i pozwolić latać tak jak ptak. Pozostało tylko dokleić kilka ostatnich piór, żeby wyglądowo było skończone, a także dokręcić wszystkie luźne śrubki, a było ich sporo. Zajęło jej to niewiele więcej niż godzinę, idealnie zrobione, by zjeść śniadanie i wskoczyć do etapu testowania. Oczywiście pomimo tego, że zjeść chciała w garażu, było to surowo zabronione i wylądowała przy stole wraz z jej mamą, babcią i ojczymem.
— Okej, dzisiaj śniadanie w stylu bufetu, nakładajcie, ile chcecie i co chcecie. — Na blacie znajdowało się mnóstwo talerzy i miseczek z przeróżnymi składnikami. Od kanapek zrobionych z croissantów do sałatki warzywnej przez naleśniki wypełnione dżemem bądź czekoladą. Jak tylko starsza kobieta położyła ostatni talerz, ręce zaczęły wędrować nad każdym daniem, nakładając to, co każdemu najbardziej odpowiadało. Ciszę przerwał Matthéo z pytaniem skierowanym do Mattie.
— Więc… jak ci idzie z twoimi zabawkami w garażu Matt? — Dziewczyna spojrzała na swoją mamę, powoli żując kanapkę. Jej wzrok mówił za siebie, że nie ma ochoty odpowiadać na tak głupie pytanie i najlepiej jakby nigdy więcej się o nic jej nie pytał. Zamiast rudowłosej odpowiedziała Céline.
— Nie nazywaj ich zabawkami Matthéo, to są modele. Ale opowiadaj mała, jak ci idzie. — Gdy te słowa padły z ust kobiety, dwunastolatka od razu zaczęła prawie półgodzinną wypowiedź, jak bardzo wierzy dlaczego ten model musi wypalić i w szczegółach opisała wszystkie elementy, z jakich był zrobiony.
— Podsumowując, będę go testować dzisiaj. — Na tym skończył się jej monolog, a także i posiłek, którego zwieńczeniem był duży kubek kakao dla każdego przy stole.
— Mam nadzieję, że nie będzie to coś głupiego, Matt. Dobrze wiesz, że muszę dziś jechać do pacjenta i nie będzie mnie w domu. Matthéo też jedzie do firmy, więc zostajesz sama z babcią. — Mama dziewczyny nie należała do tych nadopiekuńczych, ale jeśli chodziło o „próbę sprawności” modeli jej córki, miała jak najbardziej prawo się martwić. Bardzo często kończyły się one właśnie fiaskiem i uszczerbkiem ma zdrowiu, czy dziewczynki, czy kogoś innego.
— Nieeee, no co ty! Dobrze wiem, że bezpieczeństwo najważniejsze.
W teorii miała rację, na głowę kask, kolana i łokcie zabezpieczone ochraniaczami, na ziemi materac jakby się nie udało. Z takimi przygotowaniami znalazła się na dachu domu z modelem gigantycznych skrzydeł na plecach. Wniesienie ich po drabinie było nie lada wyzwaniem, ale i tak łatwiejsze niż wyniesienie materaca z jej pokoju tak by jej seniorka się nie dowiedziała. Po sprawdzeniu kierunku wiatru jakże wspaniałym sposobem oślinionego palca przystąpiła do kolejnego etapu. Stała mniej więcej w połowie dachu, zaciskając wszystkie luźne paski i poprawiając kask na głowie. Kiedy upewniła się, że wszystko jest gotowe, wzięła rozbieg i skoczyła. Jedyną rzeczą, której nie wyliczyła to to, że z rozbiegiem zwiększy się jej zasięg wyskoku, więc materac ułożony pod domem powinien być wysunięty. Była jednak tak pewna swojego modelu, że przecież i tak nie był on potrzebny. Oj, jak bardzo się zawiodła. W momencie wyskoku rozsunęła skrzydła i z twarzą skierowaną ku niebu wzbiła się w powietrze na pełne 2 sekundy, zanim hucznie uderzyła w ziemię. Wylądowała najpierw stopami, ostatecznie upadając na bok i turlając się na plecy, łamiąc przy okazji jej model. Przez pierwszą chwilę była w szoku, zaraz po tym wpadając w ryk na ból, jaki przeszywał jej lewą stopę. Jak się okazało, miała złamaną kość śródstopia w kilku miejscach naraz jako skutek upadku, a także gigantycznego krwiaka na ramieniu, przechodzącego aż do łopatki po zderzeniu o ziemię i skrzydło. Wspaniały pomysł wzbicia się w niebo skończył się wizytą w szpitalu i przykuciem do łóżka na całą resztę wakacji. Przynajmniej miała nauczkę, że z dachu się nie skacze, a latać powinna tylko w samolocie.


◇──◆──◇──◆
[1099 słów: Mattie otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia, bo brakło jednego słowa i byłoby 11, a admin Aleks jest lawful evil xDD]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz