INFORMACJE PODSTAWOWE
Nowy Jork
Mitologiczny przodek: Afrodyta (matka)Obozowa przeszłość: Była w Obozie Herosów przez całe 5 lat — ojciec zostawiał ją tam pod opieką Chejrona za każdym razem, kiedy w domu nie było go dłużej. Ostatecznie dorobiła się też funkcji grupowej Afrodyty.
Zajęcie: Jest tancerką! W tygodniu głównie prowadzi zajęcia dla dzieci, ale marzy o tym, żeby zostać kiedyś sławna.
UMIEJĘTNOŚCI
Siła
10
Zręczność
60
Kondycja
30
Inteligencja
30
Mądrość
10
Charyzma
150
Broń: Toxa
Wrodzone:
Płynny francuski, uroda i permanentny makijaż
▸ Kontrola nad swoim wyglądem
▸ Wyczuwanie emocji innych 2/2
▸ Amokineza 2/2
▸ Promieniowanie pięknem ½
▸ Czaromowa
Wrodzone:
Płynny francuski, uroda i permanentny makijaż
▸ Kontrola nad swoim wyglądem
▸ Wyczuwanie emocji innych 2/2
▸ Amokineza 2/2
▸ Promieniowanie pięknem ½
▸ Czaromowa
OPIS POSTACI
Charakter:
Lottie jest niczym słodka eklerka polana czekoladą. Urocza, zabawna, uprzejma. Zawsze zaśmieje się z twojego żartu i nigdy nie będzie złośliwa. Byłaby świetnym materiałem na typową „mean girl”, ale na szczęście jest na to zbyt miła. Czy jest idealna? Poza wyglądem zewnętrznym raczej jej do tego daleko.
Można powiedzieć, że dziewczyna jest troszkę narcystyczna i bardzo, bardzo pewna siebie. Cóż, może na odwrót? Z całą pewnością uwielbia być sobą. Delektuje się wszystkim, co przynoszą jej uroda czy nawet półboskie moce. Bycie tą piękną imprezowiczką, na którą każdy patrzy z nadzieją podczas gry w butelkę, której zawsze ktoś ustąpi miejsca, która wprowadza w stan miłosnego uniesienia trzepotaniem rzęs, oj tak, to jej żywioł, jej powołanie. Może znalazłby się ktoś, kto by tego nie znosił. Mówił, że chce być doceniany za osiągnięcia, za wnętrze. Ale Lottie odpowiadało wszystko tak, jak było. Miała paru przyjaciół od dzielenia się myślami, a reszta świata mogła po prostu podziwiać ją, wstrzymując oddech. Nie miała wielkich planów na życie, właściwie żadnych ambicji. Lubiła swoje życie takim, jakie było i nikomu nie miała za złe, że miał ją za pustą laleczkę. Nie musiało to być prawdą, ale nie musiało się również z nią bardzo mijać.
Lubicie crème brûlée? A może tylko moment przebijania łyżeczką tej rozkosznej warstewki skarmelizowanego cukru? Lottie go uwielbia. Jednak samego kremu nigdy nie dojada, zbyt szybko się jej nudzi. I tak właściwie ma z większością rzeczy. Moment poznania kogoś, pierwsze chwile, mogą być rozkoszne, ale jeśli nie ma żadnego wyzwania? Robi się nudno, monotonnie. Gdyby się zastanowić każda bliższa Lottie osoba stanowi w pewnym stopniu ciężki przypadek. Nie ciągnie ją do tego, co najprostsze, najłatwiejsze. Życie się zawsze jej takim zdawało, więc czy samo w sobie próbuje się przynajmniej w ten sposób utrudnić? Możliwe.
Charlotte ma słabość do związków. To trochę rodzinna specjalność, trzeba przyznać. Ma też słabość do ludzi, którzy ją uwielbiają. Nie, żeby oczekiwała czegokolwiek poważnego, wręcz przeciwnie, za każdym razem, kiedy wyczuwa, że komuś zaczyna za bardzo zależeć – koniec. Zupełnie jakby była ze stali i nie potrzebowała nikogo. Bo przecież tak jest, prawda? Ma przecież papę, no i zaledwie szesnaście lat. Czuje z całego serca, że teraz powinna imprezować, bawić się. To ona wybiera cel, czeka, aż sam do niej przyjdzie, a później zostawia. Czy to nie okrutnie cudowna władza? Pewnie nie przyznałaby się, jak dużą satysfakcję jej to sprawia. I oczywiście tak pozostanie, nic nie przerwie tak idealnego kręgu życia.
To wszystko maluje obraz Lottie jako miłej, ale dosyć pustej i głupiutkiej dziewczyny. Trzeba przyznać, że sama przykłada rękę do utwierdzania w tym ludzi. Czuje się tak bezpieczniej. Otwiera się tylko przy garstce najbliższych, a przy reszcie podtrzymuję tę znaną już rolę. Tak jest łatwiej, nie trzeba zastanawiać się nad sobą, swoim życiem. Nie trzeba też przejmować się zdaniem ludzi, skoro się przed nimi trochę gra, prawda? Wszystko jest łatwiejsze i piękniejsze. Czy to znaczy, że pod tą powłoką cienia do powiek i idealnie dopasowanych jedwabnych sukienek skrywa się prawdziwy geniusz, myślicielka na miarę greckich filozofów? Oczywiście, że nie. Lottie mimo wszystko nie udaje zbyt wiele. Kocha ubrania, rozmowy o hybrydach i poznawanie nowych technik rysowania kresek. Przebieranie się za księżniczki, oglądanie My Little Pony i pastelowy róż. Perły, zaplatanie warkoczy i błyszczące buty. To nie znaczy, że nie jest w stanie opracować taktyki ataku na leże potworów czy ograć cię w szachy. Tylko tak się jakoś składa, że te ostatnie rzeczy zawsze interesowały ją dużo mniej.
Aparycja: Córka Afrodyty. Czy to coś mówi? Poza oczywiście niezaprzeczalną urodą, dzieci tej bogini mają taką ciekawą umiejętność, która polega na możliwości zmiany swojego wyglądu. Nie znaczy to zaraz, że każdego dnia mogą mieć zupełnie inną twarz, ale włosy, kolor oczu? Można dostosowywać dowolnie! A Lottie bardzo chętnie z tego korzysta. Najczęściej jednak decyduje się na swój naturalny wygląd, a mianowicie ciemnobrązowe loki i orzechowe oczy. Uważa to połączenie za rozkosznie zwyczajne i delektuje się tym, iż nawet w tak „pospolitym” wydaniu przykuwa uwagę wszystkich w pobliżu.
Charlotte ubóstwia swoje odbicie. Przegląda się we wszystkim, lustrze, telefonie, witrynie sklepowej, łyżce w stołówce, okularach przeciwsłonecznych czy szybie samochodowej. Robi to, gdy tylko ma okazję. Jeśli miałaby powiedzieć, co lubi w sobie najbardziej, miałaby pewnie spory problem. Lubi swoje kości policzkowe. Nie nazbyt kanciaste, ale idealnie zaznaczone. Lubi zarys szczęki i trójkątny, lekko spłaszczony podbródek. Lubi mały nosek, na którym od słońca wychodzą piegi. Kiedy ma zły humor, staje przed lustrem i usuwa każdy z nich osobno. Cóż, każdy radzi sobie ze złością na swój własny sposób, prawda? Na pewno lubi też swoje oczy. Są dość duże, ale mają koci kształt, a błysk pewności siebie dodaje im także kocią drapieżność. Mocnym kandydatem byłyby także usta. Okrągłe, z wyraźnie zaznaczonym łukiem kupidyna i lekko uniesionymi kącikami nadają jej słodki i uwodzicielski zarazem wyraz twarzy. Nadyma je, kiedy jest zła, zagryza dolną wargę, gdy się nad czymś zastanawia, a wszystko to dokładnie ćwiczyła, by za każdym razem wyglądało perfekcyjnie. Nie, żeby musiała się przy tym wysilać, takie rzeczy przychodziły jej naturalnie. To tylko tak dla pewności. Właściwie to nie umiałaby wybrać. Ale na szczęście nie musiała. Mogła żyć sobie zadowolona ze wszystkiego po równo.
Na przykład ze swojego wzrostu. 167 cm, a przy tym wszystkie proporcje idealne, niczym wymierzone co do milimetra. Pełny biust, krągłe biodra, wąska talia, chude nogi, wyraźny obojczyk, eleganckie dłonie, małe uszy, skóra bez skazy, jeśli nie liczyć trzech małych pieprzyków na ramieniu, można by tak dalej wymieniać, ale do niczego by to nie prowadziło. W zasadzie wystarczyło się zatrzymać na „córka Afrodyty”.
Ciekawostki:
▸ Jej drugie imię brzmi Beatrice.
▸ Wszyscy mówią na nią Lottie.
▸ Obchodzi urodziny 20 grudnia.
▸ Mówi z francuskim akcentem.
▸ Pachnie jaśminem.
▸ Nie wyjdzie z domu bez starannie przygotowanego stroju i pomalowanych paznokci. Z obozowego domku też nie.
▸ Uwielbia plotki i często chadza posiedzieć na pomoście, żeby zaczerpnąć najnowszych wiadomości od najad. Dzięki tejże pasji wpadła na pomysł, żeby założyć Obozowy Tygodnik, w którym to zawiera najsoczystsze zasłyszane nowiny i radośnie podkolorowane miniwywiady.
▸ Jej tata jest bogaty. To znaczy ona też jest bogata. Mieszkają w uroczej willi na Buttonwood Rd., Todt Hill, Staten Island. Mają gosposię, sprzątaczkę, ogrodnika i ochroniarza. Tata jest trochę przewrażliwiony. Lottie wyczekuje też momentu, kiedy skończy 21 lat, gdyż ojciec obiecał jej wtedy kupić penthouse na Manhattanie.
▸ Od małego uczyła się francuskiego, jako że jest to jej ojczysty język. Dopiero po dotarciu do obozu dowiedziała się, że dzieci Afrodyty i tak mówią płynnie w tym języku. Nie przyznała się tacie, był z niej przecież zawsze taki dumny.
▸ Jej ulubione jedzenie to truskawki utarte z cukrem.
▸ Bardzo ładnie śpiewa i tańczy, przez co na każdej imprezie domaga się karaoke z tańczeniem na stołach. Przez jej obcasy w domku Dionizosa wymieniano blaty już cztery razy.
Lubicie crème brûlée? A może tylko moment przebijania łyżeczką tej rozkosznej warstewki skarmelizowanego cukru? Lottie go uwielbia. Jednak samego kremu nigdy nie dojada, zbyt szybko się jej nudzi. I tak właściwie ma z większością rzeczy. Moment poznania kogoś, pierwsze chwile, mogą być rozkoszne, ale jeśli nie ma żadnego wyzwania? Robi się nudno, monotonnie. Gdyby się zastanowić każda bliższa Lottie osoba stanowi w pewnym stopniu ciężki przypadek. Nie ciągnie ją do tego, co najprostsze, najłatwiejsze. Życie się zawsze jej takim zdawało, więc czy samo w sobie próbuje się przynajmniej w ten sposób utrudnić? Możliwe.
Charlotte ma słabość do związków. To trochę rodzinna specjalność, trzeba przyznać. Ma też słabość do ludzi, którzy ją uwielbiają. Nie, żeby oczekiwała czegokolwiek poważnego, wręcz przeciwnie, za każdym razem, kiedy wyczuwa, że komuś zaczyna za bardzo zależeć – koniec. Zupełnie jakby była ze stali i nie potrzebowała nikogo. Bo przecież tak jest, prawda? Ma przecież papę, no i zaledwie szesnaście lat. Czuje z całego serca, że teraz powinna imprezować, bawić się. To ona wybiera cel, czeka, aż sam do niej przyjdzie, a później zostawia. Czy to nie okrutnie cudowna władza? Pewnie nie przyznałaby się, jak dużą satysfakcję jej to sprawia. I oczywiście tak pozostanie, nic nie przerwie tak idealnego kręgu życia.
To wszystko maluje obraz Lottie jako miłej, ale dosyć pustej i głupiutkiej dziewczyny. Trzeba przyznać, że sama przykłada rękę do utwierdzania w tym ludzi. Czuje się tak bezpieczniej. Otwiera się tylko przy garstce najbliższych, a przy reszcie podtrzymuję tę znaną już rolę. Tak jest łatwiej, nie trzeba zastanawiać się nad sobą, swoim życiem. Nie trzeba też przejmować się zdaniem ludzi, skoro się przed nimi trochę gra, prawda? Wszystko jest łatwiejsze i piękniejsze. Czy to znaczy, że pod tą powłoką cienia do powiek i idealnie dopasowanych jedwabnych sukienek skrywa się prawdziwy geniusz, myślicielka na miarę greckich filozofów? Oczywiście, że nie. Lottie mimo wszystko nie udaje zbyt wiele. Kocha ubrania, rozmowy o hybrydach i poznawanie nowych technik rysowania kresek. Przebieranie się za księżniczki, oglądanie My Little Pony i pastelowy róż. Perły, zaplatanie warkoczy i błyszczące buty. To nie znaczy, że nie jest w stanie opracować taktyki ataku na leże potworów czy ograć cię w szachy. Tylko tak się jakoś składa, że te ostatnie rzeczy zawsze interesowały ją dużo mniej.
Aparycja: Córka Afrodyty. Czy to coś mówi? Poza oczywiście niezaprzeczalną urodą, dzieci tej bogini mają taką ciekawą umiejętność, która polega na możliwości zmiany swojego wyglądu. Nie znaczy to zaraz, że każdego dnia mogą mieć zupełnie inną twarz, ale włosy, kolor oczu? Można dostosowywać dowolnie! A Lottie bardzo chętnie z tego korzysta. Najczęściej jednak decyduje się na swój naturalny wygląd, a mianowicie ciemnobrązowe loki i orzechowe oczy. Uważa to połączenie za rozkosznie zwyczajne i delektuje się tym, iż nawet w tak „pospolitym” wydaniu przykuwa uwagę wszystkich w pobliżu.
Charlotte ubóstwia swoje odbicie. Przegląda się we wszystkim, lustrze, telefonie, witrynie sklepowej, łyżce w stołówce, okularach przeciwsłonecznych czy szybie samochodowej. Robi to, gdy tylko ma okazję. Jeśli miałaby powiedzieć, co lubi w sobie najbardziej, miałaby pewnie spory problem. Lubi swoje kości policzkowe. Nie nazbyt kanciaste, ale idealnie zaznaczone. Lubi zarys szczęki i trójkątny, lekko spłaszczony podbródek. Lubi mały nosek, na którym od słońca wychodzą piegi. Kiedy ma zły humor, staje przed lustrem i usuwa każdy z nich osobno. Cóż, każdy radzi sobie ze złością na swój własny sposób, prawda? Na pewno lubi też swoje oczy. Są dość duże, ale mają koci kształt, a błysk pewności siebie dodaje im także kocią drapieżność. Mocnym kandydatem byłyby także usta. Okrągłe, z wyraźnie zaznaczonym łukiem kupidyna i lekko uniesionymi kącikami nadają jej słodki i uwodzicielski zarazem wyraz twarzy. Nadyma je, kiedy jest zła, zagryza dolną wargę, gdy się nad czymś zastanawia, a wszystko to dokładnie ćwiczyła, by za każdym razem wyglądało perfekcyjnie. Nie, żeby musiała się przy tym wysilać, takie rzeczy przychodziły jej naturalnie. To tylko tak dla pewności. Właściwie to nie umiałaby wybrać. Ale na szczęście nie musiała. Mogła żyć sobie zadowolona ze wszystkiego po równo.
Na przykład ze swojego wzrostu. 167 cm, a przy tym wszystkie proporcje idealne, niczym wymierzone co do milimetra. Pełny biust, krągłe biodra, wąska talia, chude nogi, wyraźny obojczyk, eleganckie dłonie, małe uszy, skóra bez skazy, jeśli nie liczyć trzech małych pieprzyków na ramieniu, można by tak dalej wymieniać, ale do niczego by to nie prowadziło. W zasadzie wystarczyło się zatrzymać na „córka Afrodyty”.
Ciekawostki:
▸ Jej drugie imię brzmi Beatrice.
▸ Wszyscy mówią na nią Lottie.
▸ Obchodzi urodziny 20 grudnia.
▸ Mówi z francuskim akcentem.
▸ Pachnie jaśminem.
▸ Nie wyjdzie z domu bez starannie przygotowanego stroju i pomalowanych paznokci. Z obozowego domku też nie.
▸ Uwielbia plotki i często chadza posiedzieć na pomoście, żeby zaczerpnąć najnowszych wiadomości od najad. Dzięki tejże pasji wpadła na pomysł, żeby założyć Obozowy Tygodnik, w którym to zawiera najsoczystsze zasłyszane nowiny i radośnie podkolorowane miniwywiady.
▸ Jej tata jest bogaty. To znaczy ona też jest bogata. Mieszkają w uroczej willi na Buttonwood Rd., Todt Hill, Staten Island. Mają gosposię, sprzątaczkę, ogrodnika i ochroniarza. Tata jest trochę przewrażliwiony. Lottie wyczekuje też momentu, kiedy skończy 21 lat, gdyż ojciec obiecał jej wtedy kupić penthouse na Manhattanie.
▸ Od małego uczyła się francuskiego, jako że jest to jej ojczysty język. Dopiero po dotarciu do obozu dowiedziała się, że dzieci Afrodyty i tak mówią płynnie w tym języku. Nie przyznała się tacie, był z niej przecież zawsze taki dumny.
▸ Jej ulubione jedzenie to truskawki utarte z cukrem.
▸ Bardzo ładnie śpiewa i tańczy, przez co na każdej imprezie domaga się karaoke z tańczeniem na stołach. Przez jej obcasy w domku Dionizosa wymieniano blaty już cztery razy.
SPOŁECZNE
Rodzina:
▸ Afrodyta [matka]
Właściwie Lottie nigdy nie widziała matki. Kiedy była mała, miała jej to za złe. Bardzo pragnęła mieć kogoś, z kim mogłaby usiąść, porozmawiać o głupotach i obejrzeć komedię romantyczną. Zamiast matki wychowywały ją niańki i to z nimi robiła to wszystko, co dziewczynka powinna robić z rodzicielką. Czesały jej włosy, śpiewały kołysanki, nauczyły wiązać buty, rozmawiały o chłopakach ze szkoły. Chociaż przywiązywała się do każdej, a swoją gosposię ubóstwia od maleńkości (za te wszystkie owsiane ciasteczka pakowane do plecaka i kanapki wycinane w kształt serduszka), to jednak niełatwo jest zastąpić matczyną miłość.
Kiedy Charlotte podrosła, matkę traktowała już z większą obojętnością. Cieszyła się, że jest jej córką, bo dzięki niej była ładna. Znajomi wypełnili pustkę, a mama stała się czymś podobnym do domu Lottie, do jej garderoby, do ulubionego naszyjnika. Dała jej status, a także to, co lubiła najbardziej, czyli piękno, kolejną rzecz, która zapewniała jej idealne życie. Czasami zdarzało się jej mówić do mamy, ot tak, w przestrzeń, o najciekawszych rozterkach, z jakimi się zmagała. Władza nad ludzkimi uczuciami, którą od niej otrzymała, była kolejną rzeczą, dzięki której łatwiej było dziewczynie pogodzić się z jej wieczną nieobecnością.
Ponadto uważała, że jest bardzo podobna do matki. Ploteczki, szczególnie te o sprawach miłosnych, zmienianie obiektów zainteresowań jak skarpetek, ciągłe metamorfozy. Zdecydowanie nie miała jej już nic za złe. Może tylko trochę liczyła na to, że kiedyś ją spotka, usłyszy jej głos. Doświadczy więcej niż symbolu nad głową po przyjściu do obozu i prezentu w postaci permanentnego makijażu i idealnie ułożonej fryzury.
▸ Chevalier Beaumont [ojciec]
Pan Beaumont jest jednym z generałów Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych. Urodził się we Francji, w Nicei. Wychowywał się jedynie z matką. Ku jej zgrozie pewnego dnia oznajmił, że wstąpi do wojska. Ta wkrótce po odejściu syna zmarła, a ten podjął decyzję o pozostawieniu ojczyzny i przeprowadzce za ocean. Zaczął osiągać coraz to większe sukcesy w pracy, aż pewnego dnia znalazł pod swoimi drzwiami zawiniątko. W koszyku było niemowlę i krótki liścik, wyjaśniający, że jest ono wynikiem romansu z boginią i będzie potrzebowało wyjątkowej opieki całe życie. Cóż, Chevalier wziął to sobie do serca.
Po podrośnięciu córeczki zaczął ją zabierać ze sobą do baz wojskowych. Była wśród innych dzieci oficerów i żołnierzy i miał ją wciąż na oku. Niestety okazało się to wyjątkowo złym pomysłem. Po spłynięciu nań wyjaśnienia, iż dziecko powinno pozostać w Nowym Jorku, by być możliwie najbezpieczniejsze, zatrudnił ochronę, nianię i przyjeżdżał do swojej małej księżniczki, jak często tylko mógł.
Lottie od zawsze uwielbiała ojca. Jego głos w holu powodował radosne piski, bajki czytane na dobranoc prędko stawały się jej ulubionymi, golf był najlepszym sportem na świecie, nawet ciężkie, wojskowe buty miały swój urok.
Papa wielbił swoją princesse. Zaplatanie jej warkoczyków, słuchanie jak gra na fortepianie jego ukochane piosenki, chodzenie na zakupy i wybieranie trzydziestu nowych krawatów, wieczory z herbatką pod jej namiotem z królewskim baldachimem z obowiązkowym oglądaniem bajek Disneya.
Chociaż czas mijał i pojawiały się między nimi drobne zgrzyty, nic nie mogło popsuć ich wspólnych chwil. Z czasem wyszła na wierzch porywczość wojskowego, a i charakter córki nie był pozbawiony skaz. Potrafili gryźć się godzinami, a wieczorem oglądać razem maraton Hell's Kitchen.
Kiedy Lottie była mała, marzyła, żeby jej tata zawsze był z nią w domu. Chociaż z każdym przyjazdem obsypywał ją prezentami i zabierał na małe wakacje, to nic nie wynagradzało tygodni, które spędzała na płaczu, gdy go nie było. Później podrosła, poszła do szkoły, a nieobecność ojca wypełniała zapraszaniem koleżanek na nocowanie i imprezami. Jego nadopiekuńczość stała się uciążliwa, a gdy wracał, krzyczała, żeby znowu jechał. W końcu nic jej nie było wolno. Po chwili ze łzami w oczach za wszystko przepraszała. Z nim też nie było lekko. Zamykanie jej na klucz w pokoju, żeby nie poszła znowu się spotkać z tym przebrzydłym chłopakiem, a później zabieranie na ulubiony ramen w ramach przeprosin, stało się wręcz stałym punktem tygodnia.
Kiedy miało go nie być dłużej, wysyłał ją do obozu. Wiedziała, że to z troski. On wiedział, że słucha go tylko pośrednio, ale wiedział, że to dobre dziecko. Nie zrobi nic zbyt głupiego. Bycie zdanym tylko na siebie bywa po prostu trochę skomplikowane.
Relacje:
▸ Marirosa Loretta Abella
Jedna z jej najbliższych przyjaciółek. Chociaż wielu osobom ich przyjaźń może wydawać się nawet toksyczna, to obie wiedzą, że są sobie najbliższe i zawsze będą się wspierać. Czy Marirosa ciągnie ją za rękę przez pół obozu, by powiedzieć najdrobniejszą głupotę? Tak. Czy groziła jej kiedyś nożem, kiedy Lottie powiedziała do niej Rosie? Możliwe. Czy za każdym razem, kiedy Szarlotka mówi jej, że ktoś złamał jej serce ta osoba, dostaje potem solidnywpier? Niczego jej nie udowodnicie. Czy pomimo wszystkich różnic kochają się jak siostry? Zdecydowanie.
Marirosa czuje się wolna przy Lottie. Może wyżalać się, że nie dostała wymarzonej kurtki czy tańczyć z nią hip-hopowe układy. Kiedy Francuzka ma akurat chandrę, zrobi jej ulubiony makaron. Nikomu w życiu nie powiedziała o sobie tyle, co niej.
Charlotte ubóstwia Marirosę. Kocha to, że ta się przy niej śmieje, że kiedy ma wyjątkowo dobry dzień, robią sobie maraton filmowy poprzebierane za swoje ulubione postacie, że kiedy czuje się samotna, przy niej zawsze znajdzie to bezpieczeństwo, zupełnie jak przy tacie.
Ich przyjaźń nie wygląda łatwo, ale taka jest. Rozumieją się wyjątkowo i (bardzo) zaskakująco dobrze.
▸ Yves Foster
Jej przyjaciółka z dzieciństwa. Poznały się przez ojca i wujka, którzy znają się z pracy. Yves wpadała do niej na nocowanie już gdy miały zaledwie kilka lat. Lottie cieszyła się za każdym razem, gdy mogła pokazać jej nowe ubrania, pomalować paznokcie, zrobić makijaż, zapleść włosy i zrobić wywód, dlaczego Rarity jest najlepszą z kucykowych przyjaciółek. Zawsze czuła, że dla Yves to wszystko, co robią, ma wielkie znaczenie i wiedziała, że jest dla niej ważna. To było dla niej wspaniałe, wprawiało ją w istną euforię. Żadna inna przyjaciółka nie traktowała jej w ten sposób.
Kiedy okazało się, że Yves też jest dzieckiem boga, obie aż piszczały z radości. Później obie zostały grupowymi i teraz są potężnymi przyjaciółkami z władzą i kolorowymi bransoletkami przyjaźni.
▸ Ace Chadwick
Jej kumpel, jej ulubiony plotkarz. Uwielbia go za to, że może sobie z nim spokojnie usiąść, pomalować paznokcie i nie bać się, że zaraz przestaną się przyjaźnić, bo się w niej przypadkiem zakocha. Nie żeby mu czegoś brakowało, ale oboje wiedzą, że nie są w swoim typie. Bardzo im to też odpowiada.
▸ Afrodyta [matka]
Właściwie Lottie nigdy nie widziała matki. Kiedy była mała, miała jej to za złe. Bardzo pragnęła mieć kogoś, z kim mogłaby usiąść, porozmawiać o głupotach i obejrzeć komedię romantyczną. Zamiast matki wychowywały ją niańki i to z nimi robiła to wszystko, co dziewczynka powinna robić z rodzicielką. Czesały jej włosy, śpiewały kołysanki, nauczyły wiązać buty, rozmawiały o chłopakach ze szkoły. Chociaż przywiązywała się do każdej, a swoją gosposię ubóstwia od maleńkości (za te wszystkie owsiane ciasteczka pakowane do plecaka i kanapki wycinane w kształt serduszka), to jednak niełatwo jest zastąpić matczyną miłość.
Kiedy Charlotte podrosła, matkę traktowała już z większą obojętnością. Cieszyła się, że jest jej córką, bo dzięki niej była ładna. Znajomi wypełnili pustkę, a mama stała się czymś podobnym do domu Lottie, do jej garderoby, do ulubionego naszyjnika. Dała jej status, a także to, co lubiła najbardziej, czyli piękno, kolejną rzecz, która zapewniała jej idealne życie. Czasami zdarzało się jej mówić do mamy, ot tak, w przestrzeń, o najciekawszych rozterkach, z jakimi się zmagała. Władza nad ludzkimi uczuciami, którą od niej otrzymała, była kolejną rzeczą, dzięki której łatwiej było dziewczynie pogodzić się z jej wieczną nieobecnością.
Ponadto uważała, że jest bardzo podobna do matki. Ploteczki, szczególnie te o sprawach miłosnych, zmienianie obiektów zainteresowań jak skarpetek, ciągłe metamorfozy. Zdecydowanie nie miała jej już nic za złe. Może tylko trochę liczyła na to, że kiedyś ją spotka, usłyszy jej głos. Doświadczy więcej niż symbolu nad głową po przyjściu do obozu i prezentu w postaci permanentnego makijażu i idealnie ułożonej fryzury.
▸ Chevalier Beaumont [ojciec]
Pan Beaumont jest jednym z generałów Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych. Urodził się we Francji, w Nicei. Wychowywał się jedynie z matką. Ku jej zgrozie pewnego dnia oznajmił, że wstąpi do wojska. Ta wkrótce po odejściu syna zmarła, a ten podjął decyzję o pozostawieniu ojczyzny i przeprowadzce za ocean. Zaczął osiągać coraz to większe sukcesy w pracy, aż pewnego dnia znalazł pod swoimi drzwiami zawiniątko. W koszyku było niemowlę i krótki liścik, wyjaśniający, że jest ono wynikiem romansu z boginią i będzie potrzebowało wyjątkowej opieki całe życie. Cóż, Chevalier wziął to sobie do serca.
Po podrośnięciu córeczki zaczął ją zabierać ze sobą do baz wojskowych. Była wśród innych dzieci oficerów i żołnierzy i miał ją wciąż na oku. Niestety okazało się to wyjątkowo złym pomysłem. Po spłynięciu nań wyjaśnienia, iż dziecko powinno pozostać w Nowym Jorku, by być możliwie najbezpieczniejsze, zatrudnił ochronę, nianię i przyjeżdżał do swojej małej księżniczki, jak często tylko mógł.
Lottie od zawsze uwielbiała ojca. Jego głos w holu powodował radosne piski, bajki czytane na dobranoc prędko stawały się jej ulubionymi, golf był najlepszym sportem na świecie, nawet ciężkie, wojskowe buty miały swój urok.
Papa wielbił swoją princesse. Zaplatanie jej warkoczyków, słuchanie jak gra na fortepianie jego ukochane piosenki, chodzenie na zakupy i wybieranie trzydziestu nowych krawatów, wieczory z herbatką pod jej namiotem z królewskim baldachimem z obowiązkowym oglądaniem bajek Disneya.
Chociaż czas mijał i pojawiały się między nimi drobne zgrzyty, nic nie mogło popsuć ich wspólnych chwil. Z czasem wyszła na wierzch porywczość wojskowego, a i charakter córki nie był pozbawiony skaz. Potrafili gryźć się godzinami, a wieczorem oglądać razem maraton Hell's Kitchen.
Kiedy Lottie była mała, marzyła, żeby jej tata zawsze był z nią w domu. Chociaż z każdym przyjazdem obsypywał ją prezentami i zabierał na małe wakacje, to nic nie wynagradzało tygodni, które spędzała na płaczu, gdy go nie było. Później podrosła, poszła do szkoły, a nieobecność ojca wypełniała zapraszaniem koleżanek na nocowanie i imprezami. Jego nadopiekuńczość stała się uciążliwa, a gdy wracał, krzyczała, żeby znowu jechał. W końcu nic jej nie było wolno. Po chwili ze łzami w oczach za wszystko przepraszała. Z nim też nie było lekko. Zamykanie jej na klucz w pokoju, żeby nie poszła znowu się spotkać z tym przebrzydłym chłopakiem, a później zabieranie na ulubiony ramen w ramach przeprosin, stało się wręcz stałym punktem tygodnia.
Kiedy miało go nie być dłużej, wysyłał ją do obozu. Wiedziała, że to z troski. On wiedział, że słucha go tylko pośrednio, ale wiedział, że to dobre dziecko. Nie zrobi nic zbyt głupiego. Bycie zdanym tylko na siebie bywa po prostu trochę skomplikowane.
Relacje:
▸ Marirosa Loretta Abella
Jedna z jej najbliższych przyjaciółek. Chociaż wielu osobom ich przyjaźń może wydawać się nawet toksyczna, to obie wiedzą, że są sobie najbliższe i zawsze będą się wspierać. Czy Marirosa ciągnie ją za rękę przez pół obozu, by powiedzieć najdrobniejszą głupotę? Tak. Czy groziła jej kiedyś nożem, kiedy Lottie powiedziała do niej Rosie? Możliwe. Czy za każdym razem, kiedy Szarlotka mówi jej, że ktoś złamał jej serce ta osoba, dostaje potem solidny
Marirosa czuje się wolna przy Lottie. Może wyżalać się, że nie dostała wymarzonej kurtki czy tańczyć z nią hip-hopowe układy. Kiedy Francuzka ma akurat chandrę, zrobi jej ulubiony makaron. Nikomu w życiu nie powiedziała o sobie tyle, co niej.
Charlotte ubóstwia Marirosę. Kocha to, że ta się przy niej śmieje, że kiedy ma wyjątkowo dobry dzień, robią sobie maraton filmowy poprzebierane za swoje ulubione postacie, że kiedy czuje się samotna, przy niej zawsze znajdzie to bezpieczeństwo, zupełnie jak przy tacie.
Ich przyjaźń nie wygląda łatwo, ale taka jest. Rozumieją się wyjątkowo i (bardzo) zaskakująco dobrze.
▸ Yves Foster
Jej przyjaciółka z dzieciństwa. Poznały się przez ojca i wujka, którzy znają się z pracy. Yves wpadała do niej na nocowanie już gdy miały zaledwie kilka lat. Lottie cieszyła się za każdym razem, gdy mogła pokazać jej nowe ubrania, pomalować paznokcie, zrobić makijaż, zapleść włosy i zrobić wywód, dlaczego Rarity jest najlepszą z kucykowych przyjaciółek. Zawsze czuła, że dla Yves to wszystko, co robią, ma wielkie znaczenie i wiedziała, że jest dla niej ważna. To było dla niej wspaniałe, wprawiało ją w istną euforię. Żadna inna przyjaciółka nie traktowała jej w ten sposób.
Kiedy okazało się, że Yves też jest dzieckiem boga, obie aż piszczały z radości. Później obie zostały grupowymi i teraz są potężnymi przyjaciółkami z władzą i kolorowymi bransoletkami przyjaźni.
▸ Ace Chadwick
Jej kumpel, jej ulubiony plotkarz. Uwielbia go za to, że może sobie z nim spokojnie usiąść, pomalować paznokcie i nie bać się, że zaraz przestaną się przyjaźnić, bo się w niej przypadkiem zakocha. Nie żeby mu czegoś brakowało, ale oboje wiedzą, że nie są w swoim typie. Bardzo im to też odpowiada.
ODAUTORSKO
Kontakt z autorem postaci: Brak, postać NPC. Autor: mantylda
Uwagi: Brak, postać NPC.
W razie odejścia: —
Ostrzeżenia: 0/3
Wizerunek: @irr0ra
Cytat: Adila "Indila" Sedraïa
Uwagi: Brak, postać NPC.
W razie odejścia: —
Ostrzeżenia: 0/3
Wizerunek: @irr0ra
Cytat: Adila "Indila" Sedraïa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz