Ludzie, patrzcie, jak wesoło martwe dzieci leżą wokoło!

Edel Fischer ONA/JEJ — 19 LAT — PÓŁBÓG — NIEMKA — 10 PD — 0 PU — 100 PZ j.ajko

INFORMACJE PODSTAWOWE

Obóz Jupiter
Mitologiczny przodek: Arcus [matka], Juwentas [babcia]
Kohorta II
Staż w obozie: 5 lat
Pozycja: Centurionka

UMIEJĘTNOŚCI

Siła 40
Zręczność 20
Kondycja 20
Inteligencja 30
Mądrość 30
Charyzma 30
Broń: pilum mniejsze
Wrodzone: Szybkość, nieograniczone korzystanie z iryfonów, wydłużone życie, młody wygląd
▸ iluzje 3/3 (umożliwia kreowanie szczegółowych, dokładnych, bardzo realistycznych i długotrwałych iluzji)
▸ manipulowanie tęczą ½ (możliwość tworzenia tęczy, zmieniania jej kształtu)
▸ pegazy 2/2 (umiejętność przywołania pegazów)
▸ nadnaturalna szybkość
▸ ingerowanie i podsłuchiwanie iryfonów
▸ przyspieszone leczenie 1/3 (szybsze gojenie się drobnych ran, zabliźnianie się blizn)
▸ hebekineza 1/2 (dłuższe zachowywanie bardzo młodego wyglądu, typowy babyface)

OPIS POSTACI

Charakter: Gdy Ed dowiedziała się, że będzie centurionką, była przerażona. Przecież ona nie potrafiła zorganizować swojego życia, a co dopiero organizować czyjeś! Żyła w wiecznym bałaganie, robieniu rzeczy na ostatnią chwilę, zapominała o najważniejszych rzeczach (o tych nieważnych zresztą też) i nie potrafiła po sobie posprzątać. We własnych oczach stanowiła najgorszą kandydatkę na centurionkę w całej swojej kohorcie, jak nie w całym obozie.
Jednak nie potrafiła zdobyć się na odwagę, by powiedzieć “nie”. Zamiast tego całą noc spędziła na przemyślaniu swojego życia, utartych zachowań, charakteru i tego, jak niskie miała zdolności komunikacji międzyludzkiej oraz stawianiu granic. Rankiem otworzyła swój jedyny, poturbowany i nieco potargany notatnik, żeby napisać podsumowanie wszystkich swoich głupich zachowań, które w jej oczach nie pasowały do centurionki, jaką chciałaby być, i spróbować zmienić niektóre rzeczy. Znaczy, większość. Postanowiła być w miarę przyzwoitą centurionką, a do tego potrzeba… no, czegoś na pewno.
Może i codziennie udawało jej się zmusić do posprzątania, utrzymywania porządku i pisania list, co zrobić i jak zrobić, żeby o niczym nie zapomnieć. Miała poustawiane alarmy w zegarku, a że zegarek był ze wskazówkami i miał tylko jedną opcję alarmu, co chwilę musiała ustawiać go od nowa. Mimo tego, wciąż była pełna obaw. Gdy do kohorty dołączało nowe półboże in probatio, bała się go puścić na pole treningowe, bo przecież wszyscy go tam pozabijają. Gdy ktoś musiał wyruszyć na misję i nie udało jej się go zastąpić, bardzo dokładnie sprawdzała, czy legionista ma wszystko ze sobą, a potem dostawał do niej mocnego przytulasa na szczęście. Jak go nie lubiła, to kopnięcie. Zazwyczaj był to przytulas, bo starała się lubić wszystkich.
Codziennie budziła się, podskakując i wzdrygając się na całym ciele w obawie przed tym, że już zaspała albo nie zrobiła czegoś, co miało być zrobione na wczoraj. Przy łóżku zawsze leżały miliony notatników, a z niektórych już nawet wypadały zapisane kartki. Edel wyrywała sobie włosy z głowy, żeby ogarnąć wszystko i wszystkich na czas.
I nadal się nie zmieniła.
Codziennie chodzi po obozie z czymś, co może ugniatać i obracać w rękach, żeby jakoś ogarnąć cały ten stres. Bacznie obserwuje każdego legionistę ze swojej kohorty, bo czuje się za nich aż nazbyt odpowiedzialna i chyba wolałaby, żeby ją coś zabiło, niż żeby któreś z nich się przecięło kartką papieru w palec. Zawsze z uśmiechem odpowiada na wszystkie pytania, pomaga każdemu dookoła i jest dla każdego i przy każdym, ale co wieczór rzuca się na łóżko kompletnie wyzuta z energii. Nigdy nie była najlepsza w radzeniu sobie z ludźmi. Nigdy nie była najlepsza w rozmowach, przyjaźniach i innych takich. Zawsze lepiej radziła sobie sama.
Gdy ktoś ją pyta, czy wszystko jest okej, zawsze odpowiada, że oczywiście! Wszystko gra i śpiewa, nie ma się o co martwić! I mówi to, nawet jeśli w jej oczach już zbierają się łzy. Potem tylko zdarza jej się pytać, czy aby na pewno nie rozmazała sobie makijażu.
Może legioniści ją lubią, bo jest dla nich tak miła, że każda osoba in probatio ma ochotę popłakać się ze szczęścia, że nareszcie nikt jej nie wyzywa i nie traktuje jak ostatniego śmiecia. Może nadal potrafi się zapędzić na tyle, że wyjdzie z baraku w koszulce z psiego patrolu, w której sypia. Nie ma w tym nic pozytywnego, bo zaraz praktycznie spali się ze wstydu i popędzi z powrotem do środka, gdy tylko uprzytomni sobie, w co jest ubrana. A potem nie odezwie się głośno w towarzystwie liczącym więcej niż jednego herosa, ale przynajmniej… przynajmniej ma fajną piżamę. (Nadal uczy się szukać pozytywów).
Aparycja: Mogę się założyć, że w polskiej szkole Del byłaby wyzywana zarówno przez swoje pełne imię, jak i wygląd. A jak nie wyzywana, to nazywana “alternatywką” tak samo w pejoratywnym, jak i pozytywnym znaczeniu. Przejęłaby się tym bardzo, ale nigdy by tym idiotom tego nie pokazała.
Jej włosy kiedyś może i były ciemnobrązowe, ale teraz są bardzo, bardzo ciemnobrązowe, ewentualnie prawie czarne z rozjaśnionymi na biało grzywką i częścią spływającą na jej kark i ramiona. Wszystko w praktycznej długości prawie do ramion, z równie praktyczną grzywką rozdzieloną na dwie części przedziałkiem na środku, żeby, brońcie bogowie, nie wpadła jej do dużych ciemnobrązowych oczu, zawsze podkreślonych ciężkim, ciemnym makijażem. Dolną wargę ma zdecydowanie większą od drugiej, a pod nią, na środku brody, ma pieprzyka. Niektóre (najczęściej starsze) osoby mylą go czasem z labretem, ale jest on zdecydowanie za nisko. Chociaż, jakby nie patrzeć, dość mocno kontrastuje z bladą karnacją Edel. Jeśli już chodzi o kolczyki, to ma tylko po dwa lobe w każdym uchu. Ciocia jej robiła. I nie, ciocia nie jest piercerką, ani nawet kosmetyczką. Na szczęście po tym zabiegu Edel nadal żyje, więc nie było znowu tak tragicznie.
Jest całkiem szczupła. Znajduje się mniej więcej w tym miejscu, gdy ciocia za każdym razem, kiedy się widzą, mówi: “Edel, ale ty wyszczuplałaś! Co oni, nie karmią cię, dziecko?”. Nie będzie ukrywać, że wygląda jak tyczka, do tego całkiem wysoka tyczka. Mierzy sobie 178 centymetrów wzrostu i nadal próbuje się bić z życiem o te dwa brakujące centymetry, choć najczęściej kończy się to na butach o wysokich podeszwach.
Praktycznie zawsze nosi topy, bezrękawniki lub podkoszulki, często z nazwami różnych zespołów metalowych i punkowych, żeby wyeksponować swój tatuaż na ramieniu. Robi tak nawet wtedy, gdy dostaje gęsiej skórki z zimna, a bluzy zawsze nosi zsunięte z jednego barku. Dlatego zazwyczaj podczas sezonu jesiennego co chwilę narzeka, że ją przewiało, ale nikogo to nie obchodzi.
Uwielbia chodzić w spódniczkach, ale sama przyznaje, że są bardzo niepraktyczne, gdy przychodzi do walki, więc zamiast tego wybiera szerokie spodnie, które zawsze musi spinać paskiem. Przecież nie kupi tych okropnych rurek bez kieszeni na damskim! Najlepiej, jeśli w lumpie złapie jakieś spodnie, które kiedyś należały do starego mężczyzny. Wtedy tylko musi dorobić sobie kolejną dziurkę w pasku rozgrzanym gwoździem.
Ciekawostki:
▸ Jest zagorzałą przeciwniczką energetyków, więc codziennie pije przynajmniej trzy kawy.
▸ Nie jest pozerką. Naprawdę słucha metalu.
▸ Zawsze ma przy sobie jedną kosmetyczkę z normalnym wyposażeniem każdego, kto nosi ze sobą kosmetyczkę i drugą ze swoją ogromną kolekcją plastrów we wszystkich rozmiarach i ze wszystkimi postaciami z bajek, jakie potrafisz wymienić. Oraz jakieś emo, z krwawymi różami, milionem oczu i podobnymi.
▸ Jeżeli tylko jej na to pozwolisz, pomaluje ci całą rękę henną. Jak jej zapłacisz, to w końcu zrobi ten kurs na tatuatorkę.
▸ Jest wegetarianką, a do tego jest bardzo wybredna, jeśli chodzi o jedzenie. Bardzo łatwo jest trafić akurat na potrawę, której nie lubi. A jeśli czegoś nie lubi, to tego w życiu nie przełknie.
▸ Gdy na coś czeka, stresuje się lub po prostu nie ma co zrobić z rękoma, to wyciąga z kieszeni swojego cycka antystresowego, żeby mieć co ugniatać.
▸ Potrafi grać na gitarze, ale jest mniej więcej między poziomem piosenek przy ognisku a apelami w szkole.
▸ Kompletnie nie potrafi rysować. Szczytem jej umiejętności jest choinka i patyczak. Ewentualnie las choinek albo tłum patyczaków.
▸ Uwielbia robić zdjęcia. Najczęściej innym ludziom, jeśli jej pozwolą. A jeśli nie, to idzie płakać albo robi zdjęcia martwym zwierzętom.

SPOŁECZNE

Rodzina:
▸ Arcus [matka] — tak naprawdę, to nigdy jej na oczy nie widziała. Czy żałuje? Jak się ją o to zapyta to stwierdzi, że może trochę, ale tak naprawdę pała niemożliwie wielką zazdrością do ludzi, którym ich boscy rodzice chociaż mignęli przed oczami.
▸ Juwentas [babcia] — Najwięcej wie o niej z opowieści jej dziadka, czyli w sumie niezbyt wiele. A i tak są to same pozytywy, bo ten facet był w Juwentas tak otwarcie zakochany, że gdy jego żona odkryła jego zdradę (co nie było trudne), skutkowało to rozwodem i teoretyczną utratą jego córki z tamtego małżeństwa. Teoretyczną, bo Luisa nigdy nie zapomniała o swoim tacie i nawet zaakceptowała swojego przyrodniego brata, a z nim — Edel.
▸ Albert Fischer [ojciec] — syn Juwentas, były i szanowany legionista Obozu Jupiter. Napisał jej taki list polecający, że Ed zaczęła skakać z radości, a nawet pocałowała go w policzek. Mają zadziwiająco dobrą relację, Del nigdy nie zawahała się przed powiedzeniem mu czegokolwiek, a Albert zawsze starał się ją wysłuchiwać. Najlepiej wyglądały jej narzekania na nauczycieli w szkole, pełne przekleństw, które Albert puszczał mimo uszu. (Każdy ze znajomych Ed robił wielkie oczy, gdy słyszał, że może głośno przeklinać w domu). Jej relacji z ojcem nie “zepsuła” nawet transpłciowość dziewczyny, co było zaskoczeniem w pewnym sensie też i dla niej. Albert zaakceptował swoją córkę i nawet pomógł jej w jak najszybszej tranzycji, co tylko wzmocniło ich więź.
▸ Lyra Fischer [macocha] — można określić je mianem dobrych koleżanek. Edel nigdy nie traktowała jej jako swojej matki i do teraz mówi jej po imieniu, a Lina nie ma z tym większego problemu. Czasem ze sobą rozmawiają, ale gdy Ed jest w domu woli poświęcać czas ojcu, nie macosze. ▸ Marie Fischer [przyrodnia siostra] — Marie jest dużo młodsza od Del, więc nie mają ze sobą zbyt wiele wspólnego. Gdy Marie się urodziła, Ed miała już roczny staż w Obozie, więc raczej nie widywały się za często i do teraz Edel zdaje się, że kompletnie nie zna swojej siostry.
▸ Johann Fischer [dziadek] — no, Ed ma z nim… jakąś tam relację. Nie można ją nazwać… wspaniałą, bo czasem trudno się słucha bełkotu tego starego dziada, ale Del czasem odwiedza go z własnej woli. Musi się wtedy liczyć z tym, że Johann na pewno choć raz wspomnie o tym, jaka to ona nie jest podobna do swojej babci…
▸ Luisa Fischer [ciotka] — siostra ojca jest dla Edel kimś w rodzaju… bardzo starej, najlepszej przyjaciółki. Mimo różnicy wieku, od zawsze dogadują się wręcz znakomicie i niektórzy mogą być zdumieni poufałością Ed względem ciotki. Ona jednak nic sobie z tego nie robi i nadal próbuje namówić Luisę na zrobienie jej septuma.
Relacje:
▸ Lexi Faulkner — w wielkim skrócie, działa na Edel dokładnie tak, jak zadziałałby na nią energetyk. O ile w ogóle by zadziałał. Wracając, Lexi działa uzdrawiająco na brak motywacji i organizacji w życiu Ed, dając jej przysłowiowego kopniaka, żeby zagonić ją do pracy. Mimo swojej nieco przytłaczającej obecności w życiu centurionki, Lexi należy do jednej z niewielu osób, z którymi rozmowa nie męczy Del, co samo w sobie jest dużym osiągnięciem przy takiej introwertyczce.
▸ Rodion Fedorov — odnaleźli w sobie bratnie introwertyczne dusze, których ciągnie do siebie nieustająca nienawiść do zbyt szybko wyczerpujących się baterii społecznych. Może ich relacja polega głównie na narzekaniu na nieoczekiwane kontakty z innymi ludźmi albo pełnych zrozumienia spojrzeniach odpowiadających na bardzo zmęczone spojrzenia, to za każdym razem, gdy Rodia wysyła Edel głupi obrazek z równie głupim napisem, dziewczyna nie może powstrzymać się przed uśmiechem.

ODAUTORSKO

Kontakt z autorem postaci: nyx jajco
Uwagi: Pisz ile chcesz i jak chcesz. Serio. Nie musisz mi wysyłać do sprawdzenia, jestem totalnie otwarte na różne sytuacje i różne interpretacje; poza tym piszemy, żeby się bawić, więc… nie musisz specjalnie się starać, sprawdzać milion razy, czy pasuje do charakteru, etc., etc. Ja samo często dość mocno wczuwam się w wątki i jakoś samo mi się pisze, więc po jakimś czasie moje opowiadania mają tendencję stopniowego wydłużania się, ale równie dobrze możesz pisać na minimum 300 słów (ja i tak się ucieszę, nie oszukujmy się…). Co do wątków możemy się dogadywać co, jak, gdzie i kiedy, tylko dobre pomysły przychodzą mi do głowy w moje kreatywne dni, w niekreatywne można się trochę ze mną męczyć, bo nie umiem myśleć. Staram się odpisywać w miarę szybko, ale nie wymagam tego od drugiej strony (ale jak zajmie ci to parę miesięcy to prawdopodobnie ci nieśmiało przypomnę, że istnieję).
W razie odejścia: npc ;3
Wizerunek: @ventowol
Autor cytatu: “Jugosławia”, Dezerter

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz