INFORMACJE PODSTAWOWE
Obóz Jupiter
Mitologiczny przodek: Merkury (ojciec)Kohorta IV
Staż w obozie: 3 lata
Pozycja: Legionista
UMIEJĘTNOŚCI
Siła
60
Zręczność
50
Kondycja
35
Inteligencja
35
Mądrość
25
Charyzma
50
Broń: Rzymska Spatha z cesarskiego złota. Płacze w poduszkę za każdym razem, kiedy pojawi się na niej choćby ryska.
Wrodzone: Przebiegłość, talent do kradzieży,
▸ perswazja 2/3 (przekonywanie do swoich racji bądź kłamstwa)
▸ kradzież 2/2 (szybkie ruchy rąk, nieprzykuwanie uwagi, umiejętne chowanie przedmiotów, zwiększona szybkość podejmowania działań oraz planowania podczas kradzieży)
▸ wyczuwanie mechanizmów 2/2 (możliwość wyczucia mechanizmów, pułapek i struktury zamków, dezaktywowanie pułapek, łamanie kodów i otwieranie zamków)
▸ manipulacja pieniędzmi (odróżnianie prawdziwych pieniędzy od fałszywych, skuteczne przekonywanie ograniczone do problemów z udziałem pieniędzy, większe powodzenie w grach na pieniądze)
▸ bieganie w powietrzu ½ (trwa do dziesięciu minut)
Wrodzone: Przebiegłość, talent do kradzieży,
▸ perswazja 2/3 (przekonywanie do swoich racji bądź kłamstwa)
▸ kradzież 2/2 (szybkie ruchy rąk, nieprzykuwanie uwagi, umiejętne chowanie przedmiotów, zwiększona szybkość podejmowania działań oraz planowania podczas kradzieży)
▸ wyczuwanie mechanizmów 2/2 (możliwość wyczucia mechanizmów, pułapek i struktury zamków, dezaktywowanie pułapek, łamanie kodów i otwieranie zamków)
▸ manipulacja pieniędzmi (odróżnianie prawdziwych pieniędzy od fałszywych, skuteczne przekonywanie ograniczone do problemów z udziałem pieniędzy, większe powodzenie w grach na pieniądze)
▸ bieganie w powietrzu ½ (trwa do dziesięciu minut)
OPIS POSTACI
Charakter:
▸ ₊ ⊹ Zawsze miał problemy z nauką czytania i pisania. Być może to kwestia dysleksji i problemów ze skupieniem, być może po prostu nigdy nie nadawał się do szkoły, w każdym razie jest już dorosły, a do tej pory robi masę błędów podczas pisania, a czytanie długich tekstów zajmuje mu zdecydowanie więcej czasu, niż powinno i ogólnie raczej za tym nie przepada.
▸ ₊ ⊹ Urodziny obchodzi 30 stycznia i jest Wodnikiem.
▸ ₊ ⊹ Jest okrutnie uzależniony od coli i cukru. Ciężko go zmusić do wypicia czegokolwiek, co nie jest gazowane, nie mówiąc już o zwykłej wodzie mineralnej. Doprowadziło go do to niemałych problemów gastrologicznych i obecnie boli go brzuch choćby po łyku coli, co nie zmienia faktu, że uważa, że trzeba twardym być, a nie miękkim i pije ją dalej.
▸ ₊ ⊹ Ma łaskotki. Łaskotki tego typu, że wystarczy go delikatnie musnąć w konkretne miejsce i już parska śmiechem.
▸ ₊ ⊹ Jakby nie był wystarczająco irytujący i głośny, jego największym hobby stała się perkusja. Umie też grać na gitarze i ukulele, ale nie tak dobrze, jak na perkusji. Poza tym od jakiegoś czasu próbuje nauczyć się śpiewać, ale… to, że mu to nie wychodzi, to w zasadzie mało powiedziane.
▸ ₊ ⊹ Ma zaskakująco dobrą pamięć, jeśli chodzi o przypadkowe ciekawostki z życia innych ludzi. Nie zdziw się, jeśli kiedyś kupi ci paczkę ciastek pistacjowych bez żadnej okazji, bo wspomniałoś o swoich ulubionych raz, w dodatku kiedy oboje byliście pijani. Na pewno nie zapomni też o twoich urodzinach.
▸ ₊ ⊹ Może i nie ma prawa jazdy, ale nie przeszkadza mu to w okazjonalnym pożyczaniu czyjegoś samochodu.
Atlas Walker płynnie mówi w trzech językach: francuskim, bo wychował się w Kanadzie, angielskim, z powodów oczywistych, i języku sarkazmu. To zakała Obozu Jupiter, nawet jak na dziecko Merkurego. Degenerata. Kawał drania. A przynajmniej takie epitety na swój temat słyszał od co niektórych lokalnych larów, które pomykają pomiędzy barakami.
Nie, żeby zbyt często zastanawiał się, dlaczego ludzie go nie lubią. Nie wchodzi im przecież w drogę, jeśli nie musi. Zauważył jednak, że Rzymianie mają dziwną obsesję na punkcie lenistwa i omijanie treningów wymaga od niego czasami wysilenia wszystkich trzech komórek mózgowych, żeby zaplanować swój sprytny plan tak, żeby ominąć centurionki Czwartej Kohorty, pretora i całej hołoty, która zmusiłaby go do siedzenia w durnej zbroi i trzymania nieporęcznego, szkoleniowego miecza. To nie tak, że kompletnie wymiguje się od obowiązków — szermierka prędko okazała się łatwym sposobem na rozładowanie dużych pokładów energii i myśli. Zwyczajnie uważa, że nie potrzebuje do tego gapiów, a już brońcie bogowie trenerów, którzy udzielaliby mu gównianych rad i regularnie opieprzaliby go za niesubordynację, bo łaskawie postanowił się ich nie słuchać.
Być może ma z tym problem. Nie usłyszał tego pierwszy raz w Obozie Jupiter. „Niesłuchane dziecko”, tak nazywali go w opiece zastępczej, a on radośnie robił im na złość i był jeszcze bardziej niesłuchany. Nie cierpi zasad i ograniczania go do tego stopnia, że tak naprawdę nigdy z tego niesłuchania nie wyrósł i prędzej zrobi na odwrót, tylko po to, żeby udowodnić, że może.
Dodajmy do tego ten cięty, sarkastyczny język, którego nie potrafi trzymać za zębami. Nie ma za grosz poczucia taktu, jeśli chodzi o konwersację. Powie ci to, co myśli, w zasadzie bez większego zastanowienia, a kiedy opieprzysz go, że nie było to na miejscu, w sumie i tak zrobi to kolejny raz. Najgorsze są te jego idiotyczne żarty. Nie mówiąc już o tym, że tak skutecznie przygotował swoją fasadę ignorancji, że wszyscy myślą, że naprawdę niczym się już nie przejmuje i nic do niego nie dociera. „Miej wyjebane, a będzie ci dane” próbował wpoić sobie do tego stopnia, że już naprawdę mało rzeczy go obchodzi. Wszystko sprowadza się do tego, że jakkolwiek nie będzie się starał, i tak nie dorówna innym. W swojej głowie zawsze był tym gorszym, niechcianym i trudnym dzieckiem, do którego mówiło się jak do ściany, że nie wierzy, że ktokolwiek będzie chociażby próbował go zrozumieć. On sam siebie nie rozumie. Dlatego postanowił mieć to w dupie. I ewentualnie dostać od kogoś w pysk za swoją głupotę, którą podzielił się na głos, ale przecież policzek to tylko siniak, który zaraz zniknie. I wszyscy o nim znowu zapomną.
Nie, żeby miał same negatywne cechy. Przede wszystkim ciągnąca się za nim ignorancja idzie w parze z tym, że nie ocenia ludzi. Powiesz mu, że od dzisiaj nosisz tylko fioletowe meloniki i skaczesz na jednej nodze, a on pokaże ci kciuk w górę i wróci do przejmowania się samym sobą. To on zawsze był dziwny w towarzystwie, poza tym zadawał się z różnymi, naprawdę różnymi ludźmi, nic więc zaskakującego, że całkowicie wymazał słowo „dziwność” ze swojej pamięci. Jego tolerancja jest na tyle duża, że nawet jeśli odpowiada sarkastycznymi docinkami i wszyscy spodziewają się, że kogoś nie lubi, to tak naprawdę nigdy nikogo nie przekreśla. Ot, przez pięć minut jesteś dla niego irytujący. Może jutro już nie. Kto to wie.
Jak na osobę tak zawzięcie wymigującą się od swoich obowiązków, jest odważny. Albo głupi. Jest to spektrum i Atlas leży gdzieś pomiędzy, co jakiś przechylając się w jedną lub drugą stronę jak pieprzone wahadło. Zachowuje się, jakby niczego się nie bał, co jest równocześnie jego przekleństwem i okropnie irytującą cechą, ale też czyni to z niego świetnego szermierza, bo w jego głowie mechanizm idea-działanie zachodzi bardzo szybko i bez większego pomyślunku. Poza tym nawet mimo tej swojej denerwującej kurtyny pasywności nigdy do końca nie wyszła z niego lojalność. Najwyraźniej nawet on posiada resztki dziwnej honorowości i poczucia wspólnoty, która gładko łączy się z odwagą, tworząc mieszankę wybuchową pod tytułem: „wstawię się za tobą, nawet jeśli nie masz racji, tylko dlatego, że jesteśmy z jednej kohorty i czasem mówimy sobie hej na stołówce”.
Pomimo chaotycznej masy jego charakteru, ma dziwną potrzebę poczucia bezpieczeństwa. Nie można do końca nazwać go perfekcjonistą czy optymistą, ale zawsze próbuje znaleźć jakiś punkt zaczepienia w sytuacji, kotwicę, która sprawi, że nie stanie się szalony. Jego mózg to plątanina planów, które w większości irytuje na potrzeby swojej nieostrożności, ale w razie, gdyby coś poszło nie tak, z tyłu głowy trzyma się go myśl, że już kiedyś rozważał taki scenariusz. Gorzej być już nie może. To dosyć nieoczekiwane, ale jego miejsce pracy zawsze jest starannie posprzątane i schludne, żeby chociaż jedna rzecz w jego życiu była na swoim stałym, idealnym miejscu.
Aparycja:
Kiedy patrzył w lustro, widział zupełnie nieznajomą osobę.
Nie wiedział, jak wyglądał człowiek, po którym odziedziczył większość swoich cech. Czy był bardziej podobny do Merkurego? Czy dało się w ogóle wyglądać podobnie jak bóg? Po kim odziedziczył oliwkową skórę muśniętą słońcem, brązowe oczy czy okrągły nos? Jeśli miał być szczery, trochę go to frustrowało. Może dlatego, kiedy zauważył Faith farbującą włosy na wściekle fioletowy kolor nad umywalką, odważył się na to, żeby pobiec do najbliższego sklepu i kupić własną farbę.
Nie przypominał też Faith. Nie była przecież jego siostrą. Mieszkali razem przez rok, w domu rodziny zastępczej, ludzi, których twarzy już nie pamiętał, ale za to doskonale pamiętał Faith i jej irytująco kolorowe włosy, których barwa zmieniała się średnio co miesiąc. Myślał o niej za każdym razem, kiedy nakładał na głowę niebieską farbę, tym razem sam, w baraku Obozu Jupiter, kilka lat później.
W żaden sposób nie wyglądał jak Camora, kobieta z opieki społecznej, która zawsze najbardziej starała się, żeby ktoś w niego uwierzył. Miała brązową skórę i zawsze śmiała się, że jego ojciec musiał być Hiszpanem, żeby odziedziczyć po kimś taką karnację. Och, myliła się. Ale z każdym takim docinkiem, decydował się ignorować małe kłamstwa i schylać się, żeby ją przytulić, bo miał metr osiemdziesiąt wzrostu, a Camora nie mierzyła nawet metra pięćdziesiąt.
Zazdrościł Finleyowi, bo kiedy chciał przypomnieć sobie, że na świecie jest ktoś, kto wygląda podobnie jak on, mógł po prostu spojrzeć na Deana. Może i nigdy nie poznał swojej matki, ale miał brata o tak samo błękitnych oczach. Finley i Dean tak samo mrużyli oczy na słońcu i tak samo zazdrościli Atlasowi jego brązowych tęczówek. Po kilku latach, kiedy Atlas przywoływał w głowie obraz tych niebieskich oczu, widział także okrutnie rozszerzone źrenice i pustkę, która mogła oznaczać tylko śmierć.
Po Davidzie i Marishy przejął tylko dziwną obsesję na punkcie ubioru. Myślał o nich za każdym razem, kiedy prasował świeżo wyprane obozowe koszulki, mimo tego, że koledzy z baraku zawsze śmiali się, że i tak zaraz je pogniecie. Wtedy jeszcze go to irytowało, był tylko dzieciakiem, który kłócił się, że nie założy krawatu na pogrzeb i chodził w ubłoconych trampkach. Nadal tego nie lubił; robienia czegoś, czego inni od niego wymagali. Ale ubieranie się schludnie i adekwatnie do sytuacji pozostało mu we krwi, nawet jeśli białe, plisowane koszule zamienił na niebieskie bluzy.
Ciekawostki: ▸ ₊ ⊹ Zawsze miał problemy z nauką czytania i pisania. Być może to kwestia dysleksji i problemów ze skupieniem, być może po prostu nigdy nie nadawał się do szkoły, w każdym razie jest już dorosły, a do tej pory robi masę błędów podczas pisania, a czytanie długich tekstów zajmuje mu zdecydowanie więcej czasu, niż powinno i ogólnie raczej za tym nie przepada.
▸ ₊ ⊹ Urodziny obchodzi 30 stycznia i jest Wodnikiem.
▸ ₊ ⊹ Jest okrutnie uzależniony od coli i cukru. Ciężko go zmusić do wypicia czegokolwiek, co nie jest gazowane, nie mówiąc już o zwykłej wodzie mineralnej. Doprowadziło go do to niemałych problemów gastrologicznych i obecnie boli go brzuch choćby po łyku coli, co nie zmienia faktu, że uważa, że trzeba twardym być, a nie miękkim i pije ją dalej.
▸ ₊ ⊹ Ma łaskotki. Łaskotki tego typu, że wystarczy go delikatnie musnąć w konkretne miejsce i już parska śmiechem.
▸ ₊ ⊹ Jakby nie był wystarczająco irytujący i głośny, jego największym hobby stała się perkusja. Umie też grać na gitarze i ukulele, ale nie tak dobrze, jak na perkusji. Poza tym od jakiegoś czasu próbuje nauczyć się śpiewać, ale… to, że mu to nie wychodzi, to w zasadzie mało powiedziane.
▸ ₊ ⊹ Ma zaskakująco dobrą pamięć, jeśli chodzi o przypadkowe ciekawostki z życia innych ludzi. Nie zdziw się, jeśli kiedyś kupi ci paczkę ciastek pistacjowych bez żadnej okazji, bo wspomniałoś o swoich ulubionych raz, w dodatku kiedy oboje byliście pijani. Na pewno nie zapomni też o twoich urodzinach.
▸ ₊ ⊹ Może i nie ma prawa jazdy, ale nie przeszkadza mu to w okazjonalnym pożyczaniu czyjegoś samochodu.
SPOŁECZNE
Rodzina:
TW: próba samobójcza, narkotyki, wymioty
Mówienie o rodzinie najgorzej wspomina z czasów, kiedy miał najmniej lat. Najciężej było wytłumaczyć innym: „nie mam z tym żadnej traumy, w zasadzie to nigdy ich nie poznałem”. Dzieciaki obserwowały go z szeroko otwartymi oczami i zadawały pytania, które miałby odwagę zadać tylko sześciolatek. „Ale jak to, nie masz ani mamy, ani taty?”. Zawsze dostawali za to burę od nauczycielek, które potem klepały go przepraszająco po ramieniu i mówiły „tak mi przykro, Atlas”. Nie był w stanie zrozumieć, czemu było im przykro ani czemu ich wszystkich to dziwiło, bo przecież swoich rodziców tak naprawdę nigdy nie stracił. I tu leżał problem: tak naprawdę nigdy ich nawet nie poznał.
Z wiekiem nauczyli się albo trzymać język za zębami, albo sami doświadczyli strat takich, żeby powstrzymać się od komentarzy. I dopiero wraz z dorastaniem Atlas zaczął naprawdę się tym przejmować. Gdzie oni byli, kiedy obca kobieta z opieki społecznej musiała go odbierać z komisariatu, bo znowu coś ukradł i znowu idiotycznie się tłumaczył, że to coś po prostu przykleiło mu się do rąk? Gdzie byli jego prawdziwi rodzice, kiedy jakże przemiła pierwsza rodzinka zastępcza z niego zrezygnowała, jak z cholernego psa, bo „sprawiał za dużo kłopotów i nie uczył się na błędach”? Nie trzymał w sobie tego gniewu długo. Jego prawdziwi rodzice, kimkolwiek byli, wcale nie zachowaliby się lepiej, może dlatego, że oni to wszystko zaczęli, zostawiając go samego jak palec.
Później postanowił zmienić definicję rodziny w swojej głowie. Skupić się na tym, co miał, a nie na tym, czego nie miał. Była Camara Barbeau, kobieta w średnim wieku z opieki zastępczej, która zawsze przekonywała potencjalne rodziny, że Atlas jest po prostu dzieckiem. Była Faith Nicholson, dziewczyna w jego wieku o okropnie kolorowych włosach, która w ciągu roku stała się dziwnym ekwiwalentem irytującej, młodszej siostry, która pyskowała gorzej od niego (do tej pory nie sądził, że było to możliwe) i zawsze okradała go z pieniędzy. (Nie, żeby potem nie odwdzięczał się tym samym). Zachowywali się jak rodzeństwo, a jednak Atlas w pewnym momencie zdał sobie sprawę, jak bardzo są sobie obcy, kiedy pogotowie wynosiło ją o trzeciej w nocy ledwie żywą z zakrwawionymi nadgarstkami. Trafiła do zakładu psychiatrycznego, powiedziała mu później Camara. Jest po drugiej stronie Kanady. Postanowił uszanować to, jak sztucznie byli sobie obcy i już więcej o nią nie zapytał.
W pewnym momencie poczuł, że nawet Camara się poddała. W ośrodku dla dzieci specjalnych pierwszy raz spotkał Finleya Scotta, który był najbliższym odpowiednikiem najlepszego przyjaciela, jaki Atlas mógłby znaleźć. Pozycja brata w sercu Finleya była zajęta; zajmował je Dean, starszy o kilka lat, rodzony, który przyjął Atlasa pod swoje skrzydła tak naturalnie, jakby był jego drugim młodszym bratem. Atlas skutecznie zastawiał uszy, kiedy Camara mówiła mu, że Dean Scott nie jest jego prawdziwą rodziną i powinien trzymać się od niego z daleka dla własnego dobra. Była to najbardziej matczyna rada, jaką kiedykolwiek od kogoś dostał, ale naturalnie jako matczyną radę postanowił ją zignorować. W ten sposób skończył, oglądając Deana dławiącego się na podłodze własnymi wymiocinami, otoczonego aureolą zużytych igieł i umierającego, kiedy ani on, ani Finley nie postanowili nic zrobić. To był kolejny moment w jego życiu, kiedy zdał sobie sprawę, że tak naprawdę żadne z nich nigdy nie pojmowało go jako swoją rodzinę w taki sposób, w jaki on pojmował ich — po Finleyu zostało mu tylko ostatnie uczucie odepchnięcia od siebie i na śmierć wystraszony, rozbiegany wzrok, kiedy Dean wydał z siebie ostatnie charknięcie śliny i Atlas został z ciałem sam w pokoju, z dudniącym sercem nasłuchując nadjeżdżających radiowozów.
Nie liczył na kolejną szansę od losu. Ostatecznie nauczył się, że tak już się urodził, bez rodziny, której nigdy mieć nie będzie, jak bardzo by się nie starał ją wyczarować. Musiał polegać na sobie. Okradać domy z jedzenia, wmawiając sobie, że nie interesuje go, czy właśnie nie odebrał czegoś samotnej staruszce z lichą emeryturą. Nie pokazywać się na ulicy, bo równie dobrze każdy mógł się okazać policjantem. A kiedy po raz pierwszy przekroczył mury Labiryntu Dedala i zakorzenił się w Obozie Jupiter, obiecał sobie, że najbardziej będzie zależeć mu na tym, co jutro podadzą na stołówce na obiad.
ODAUTORSKO
Kontakt z autorem postaci: johnnycatboy na Discordzie, raz na pół roku wejdę na Howrse — Zgiewasz, maila nie podam, bo zakładałem go w wieku dziesięciu lat i aż wstyd.
Uwagi:
Wizerunek: @nowherelittlegirl
Autor cytatu: yet still you break your back by holding the sky in your palms
Uwagi:
Halo halo, z tej strony Aleks. Przede wszystkim napisz, jeśli chcesz ze mną wątek — nie zaczynaj bez pytania. Nie lubię pisać też o dupie marynie, jeśli masz pomysł na relację/akcję z Atlasem, napisz, zawsze coś wymyślimy. Byleby nie było to „pałętałem się po obozie i nagle zobaczyłem obozowicza”, lubię angst, lubię napierdalanie, krew, flaki i w ogóle. Znacznie preferuję dłuższe odpisy i wolałbym dostawać coś podobnego w zamian — chociaż to 500 słów w odpowiedzi zwiększa mi wenę i chęci na odpis.
Jeśli chcesz wspomnieć o Atlasie w opowiadaniu w jakikolwiek inny sposób niż „kojarzę go z Drugiej Kohorty”, czy czegoś w tym stylu, najpierw napisz mi na priv co miałby w tym opowiadaniu robić. Wyjątek stanowią ludzie, którzy mają z nim jakąkolwiek relację/wątek, ufam wam, używajcie go do woli lol.
W razie odejścia: Co wam się wymarzyWizerunek: @nowherelittlegirl
Autor cytatu: yet still you break your back by holding the sky in your palms
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz