Ocenia się, że na dowolnej planecie istnieje tylko pięciuset prawdziwych ludzi, i właśnie dlatego przez cały czas niespodziewanie na siebie wpadają.

Sony Lyndhurst WSZYSTKIE — 14 LAT — PÓŁBOŻE — AMERYKAŃCZE — 11 PD — 0 PU — 100 PZ j.ajko

INFORMACJE PODSTAWOWE

Obóz Herosów
Mitologiczny przodek: Apollo (ojciec)
Domek: 7
Staż w obozie: 1
Pozycja: Obozowicz
Pobyt w obozie: Całoroczny, ale w ciągu roku szkolnego zdarza nu się jeździć do znajomych śmiertelników, bo w obozie zaczyna być nudno, gdy połowa herosów wyjechała.

UMIEJĘTNOŚCI

Siła 10
Zręczność 60
Kondycja 40
Inteligencja 10
Mądrość 30
Charyzma 40
Broń: toxa
Wrodzone: talenty artystyczne, talent do strzelania z łuku
▸ sztuka ½ (zwiększenie zdolności artystycznych, możliwość dogłębnej interpretacji dzieł, udzielanie natchnienia)
▸ audiokineza ⅔ (gwizdanie ogłuszającymi ultradźwiękami)
▸ witakineza 2/2 (łatwość leczenia ran z przedziału trzeciego i czwartego)
▸ łucznictwo ⅔ (manipulowanie lotem strzały)
▸ wyczuwanie urazów, chorób
▸ rymowana klątwa (przekleństwo, przez które ludzie mówią tylko rymami nawet przez kilka tygodni)


OPIS POSTACI

Charakter:
Wyobraź sobie, że jesteś na imprezie. Ale nie na zwykłej imprezie, gdzie stoisz w kącie ciemnego pomieszczenia, w którym kolorowe światła błyskają na wszystkie strony, a głośna, mainstreamowa muzyka huczy ci w uszach. To bardziej… spokojna impreza, nawet jeśli to brzmi dla ciebie jak oksymoron. Jest jasno, bo odbywa się w środku dnia, ludzie grają na gitarach i bębnach wokół parkietu, a na nim niektórzy wczuwają się w muzykę i wykonują ruchy, które przy odrobinie wyobraźni można nazwać tańcem. Czujesz się trochę nie na miejscu, a trochę jakby to właśnie było twoje miejsce najbardziej ze wszystkich miejsc na świecie. I chociaż nie znasz tych ludzi, to mniej więcej po godzinie czujesz, że są twoimi dobrymi przyjaciółmi, bo już zdążyłoś przytulić każdego w zasięgu twojego wzroku, choć nawet nie znasz ich imion. Raczej już nigdy ich nie poznasz, bo tak naprawdę nie bardzo cię to interesuje po kolejnym kubeczku kakaa ceremonialnego, które w ogóle nie smakuje jak kakao i tak właściwie nie masz pojęcia, z czego się składa.
Sony na pewno znaleźliby się na takiej imprezie. Oczywiście, nie byliby pod wpływem żadnych… dziwnych substancji. Byliby po prostu sobą, pewnie grając na jednym z bębnów. Gdyby zobaczyli, jak wchodzisz do środka i siadasz gdzieś w kącie, zastanawiając się, czy na pewno jesteś w odpowiednim miejscu, podeszliby do ciebie ze szczerym i szerokim uśmiechem na twarzy. Przywitaliby cię, jakbyś było ich starym znajomym, którego nagle spotykają na ulicy i naprawdę, naprawdę bardzo się z tego cieszą, bo jego numer telefonu zgubili jakieś dwa lata temu. Przytuliliby cię bez ostrzeżenia, a potem złapali za ręce i szybko się przedstawiwszy, zaciągnęliby cię na parkiet. Po drodze zdążyliby już się rozgadać i zacząć ci opowiadać o różnych kompletnie niezwiązanych ze sobą rzeczach, a gdy wreszcie minie u ciebie szok i myśli o tym, co ten człowiek zażywał, zaczynasz czuć do nich coś w rodzaju sympatii. Zmieszanej ze strachem. W końcu mało kto przytula nieznajomych i jeszcze mniej osób jest aż tak otwartych, żeby to zrobić.
Potem okazałoby się, że Sony znają każdego na tej imprezie i chwilę potem ty też już znasz każdego, a przynajmniej tak ci się wydaje. W ogólnym chaosie myślisz sobie: ,,Jaki przyjemny człowiek”, a gdy następnego dnia budzisz się pod stołem (bo na stole już ktoś spał, jak się kładłoś), zdajesz sobie sprawę, że to chyba był cudowny dzień.

Promyk słońca. Złote dziecko. Wiecznie uśmiechnięci. Mili, słodcy, otwarci, pewni siebie. Odważni, waleczni. I chodzący tak, jakby zaraz mieli zacząć tańczyć.
Wszystko to, w pewnym sensie, opisuje Sony.
Nie są dziwni, oni po prostu są… Lubią opisywać siebie jako otwartych na ludzi, więc może po prostu przy tym zostańmy. Nigdy nie tłumaczą, o co dokładnie w tej praktyce chodzi. Sekrety tej sztuki nie są nikomu znane, ludzie wiedzą jedynie to, że gdy Sony cię zauważą i stwierdzą, że tak, chcą cię poznać, to ty też będziesz chciało bliżej poznać tę chodzącą kulkę szczęścia. Intrygują swoją spontanicznością i pewnością siebie już przy pierwszym spotkaniu, gdy ty jeszcze nie do końca wiesz, co się dzieje, a oni już zabierają cię do swojej ulubionej knajpki, gdzie ponoć sprzedają najlepszą bubble tea w mieście. Oni nie podejdą do ciebie nieśmiało zapytać, czy podasz im swojego instagrama, ale zaczną z tobą rozmawiać tak, jakbyście przed chwilą spędzili dziesięć godzin na przyjemnej konwersacji, a Sony musieli na moment skoczyć do łazienki. Zagadają do ciebie bezpośrednio i pewnie może się to wydawać nieco… zbyt nagłe i zbyt… dziwne, ale bardzo łatwo jest im ten moment totalnego szoku wybaczyć. Gdy już pierwszy raz z tobą porozmawiają, zawsze zobaczysz ich w tłumie, bo wyróżniają się z niego dzięki czemuś, co nie do końca można nazwać. Najśmieszniejszym jest, że gdy po paru dniach ich spotkasz i do nich podejdziesz, oni będą wiedzieli, jak się nazywasz. A także okażą się szczególnie pamiętliwi, jeśli chodzi o małe fakty, których się o tobie dowiedzieli podczas waszej jedynej rozmowy. Ich mózg koduje wszystko niesamowicie szybko i niesamowicie szczegółowo, potrafią zapamiętać wszystko to, co chcą zapamiętać — a szczególnie wszystko o tobie, bo już od pierwszych minut waszej znajomości zachowują się tak, jakbyś było dla nich najważniejszą osobą na świecie. I nawet jeśli już nigdy się nie spotkacie, to może przynajmniej wspomnisz tę chwilę z uśmiechem. Chwilę, gdy podeszło do ciebie uśmiechnięte dziecko, wręczyło ci tabliczkę czekolady i zaczęło mówić o tym, co wydarzyło się u niego poprzedniego dnia.
Pewnie nikt się tego nie spodziewa, ale uwielbiają rozmawiać. Naprawdę, kochają. Tak samo jak kochają ludzi. Zawsze znajdą jakiś temat do obgadania, nawet jeśli muszą przez to przeszukać zakurzone zaplecze swojego mózgu. To właśnie oni wyciągną cię na spacer w słoneczny dzień i zrobią ci kakao, gdy pada deszcz. To z nimi obejrzysz ten sam serial po raz dziesiąty, a oni nawet przez chwilę nie będą wydawać się znudzeni. Po prostu idealny przyjaciel!
Cóż, teraz pewnie też nikt się nie zdziwi, ale kiedyś tak nie było.
Kiedyś Sony byli bardziej zamknięci w sobie niż twój dom, gdy jedziesz na wakacje na dwa tygodnie.
Do ludzi przekonali się, gdy mieli jakieś dwanaście lat. Wcześniej ani ich kijem ruszać! Rzucenie ,,hej” na korytarzu było szczytem ich umiejętności komunikacji, a podejść do nieznajomego — brońcie bogowie!
Po czym nagle stwierdzili, że oni w sumie nie chcą tak żyć.
Zaczęli niepozornie, bo od medytacji. Gdzieś wyczytali, że trzeba najpierw pokochać siebie i na początku trochę w to nie wierzyli. Nadal nie do końca w to wierzą, ale medytacje są całkiem przyjemne, gdy ma się na nie czas i umie się usiedzieć bez ruchu przez piętnaście minut, więc nie przestali tego robić (z regularnością to co innego, można określać ich wszystkim, ale nie ,,regularnymi”). Zaczęli wychodzić do ludzi, chociaż to był ciężki krok. Bardzo ciężki. Wreszcie się przemóc, wreszcie z kimś tak naprawdę porozmawiać… To przechodziło ich najśmielsze oczekiwania. Nie wiedzieli, jak to właściwie jest być sobą. Próbowali podpasować się pod rozmówcę, byleby to jakoś działało, byleby nie znudzili się mu zbyt szybko.
Życie stało się łatwiejsze, gdy zrozumieli, że nie muszą udawać. Dopiero wtedy naprawdę się otworzyli. Zaczęli mówić o wszystkim i o niczym, uśmiechać się częściej, żartować… nawet wtedy, gdy z tyłu głowy pojawiała im się myśl, że nikt się nie zaśmieje. Odkryli, że lubią dotyk innych ludzi i że uwielbiają dawać innym prezenty, nawet bez okazji, bo wtedy się tak z tego cieszą!
Mają ze sobą tylko jeden problem.
Mianowicie, za nic nie potrafią zrozumieć sarkazmu.
Aparycja:
Okej, teraz poświęcimy chwilę ciszy na to, ile pieniędzy wydała (jej matka) na te dredy.
Tak, były drogie. I tak, Sony spędziła wiele, wiele godzin na błaganiach, prośbach i wykonywaniu wszystkich możliwych obowiązków domowych, żeby rodzice się na nie zgodzili. Wreszcie Ophelia stwierdziła, że dziecku się należy i była to niespodzianka urodzinowa. Co jeszcze bardziej niespodziewane, ludzki ojciec Sony nie wiedział o tym do ostatniego momentu (czyli pojawienia się odmienionego dziecka w jego domu).
W każdym razie, są one… w głównej mierze zielone, ale jest tam trochę różnych odcieni tego koloru. I trochę czarnego przy głowie. Zresztą, to raczej nic dziwnego, prawda?
Nie są jakoś szczególnie długie, bo tylko jak się uprze, to sięgają jej do ramion. I tak zazwyczaj nosi je jakoś związane, chociaż zawsze wychodzi jej to tak, że wszystko rozpada się po godzinie i musi układać je od nowa. Nie narzeka na to. Ogólnie nie narzeka na swoje włosy, bo je po prostu uwielbia. Tak samo jak cały swój wygląd, jeżeli już ma o tym mówić. Gdy po raz pierwszy zobaczyła się w dredach, to prawie popłakała się ze szczęścia. Już bez tego uważała się za ładną, a teraz…? Teraz jest perfekcyjnie.
Oczy ma ciemnobrązowe i szczerze uważa, że nawet jeśli jest to jeden z najpopularniejszych kolorów oczu, to ona nie zamieniłaby się na żaden inny. Kojarzą jej się z kundelkami, a ona uwielbia kundelki, więc uwielbia też swoje oczy. Do tego są one ogromne, więc jeszcze bardziej przypominają jej psie.
Na przestrzeni lat dostawała wiele komentarzy na temat swoich brwi. Że są grube, płaskie, nijakiego kształtu… Kiedyś nawet próbowała je regulować. Nie dla siebie, tylko po to, żeby innym się bardziej podobało. Wreszcie zostawiła je w spokoju, bo stwierdziła, że dopóki nie ma monobrwi to jej nie obchodzi, jak bardzo są “futrzaste”. Ludźmi też stara się nie przejmować.
Mawia się czasem, że z kolczykami jest jak z papierosami. Zrobi się jednego i już się nie przestaje. Oczywiście odnosi się to do Sony, która przed całym światem świeci swoją złotą biżuterią na wszystkie strony. Planuje ich więcej, oczywiście. Kto by przestawał na… ile to już? Ponad dziesięć na pewno. Tak. Kto by poprzestawał na… ponad dziesięciu przekłuciach wykonanych u tego jednego piercera, który nie ma nic przeciwko robienia kolczyków osobom poniżej piętnastu lat?
Wzrostu jest średniego, chociaż wielu jest od niej wyższych. Nie, nie nosi przez to butów na dziesięciocentymetrowej podeszwie, bo nie uważa, że 167 centymetrów wzrostu to mało. Może niektórzy mają kompleksy, ale ona nie.
Do ubioru przechodząc, w lecie zobaczysz Sony tylko i wyłącznie w topach. Koszulki przeznacza na wiosnę i wczesną jesień, a bluzy tylko na dni, w których jest chłodno. Spódnic raczej nie zakłada, chyba że ktoś ją do tego zmusi, a już jakiś czas temu przestano ją zmuszać. Zalała wszystkie farbą akrylową, bo miała ich dość. Łatwo.

Ciekawostki:
▸ jest uzależniony od czekolady. No, może to trochę przesada, ale potrafi zjeść dwie tabliczki na raz. O ile nie są białe, białych się nie tyka. Wniosek: jeżeli ktoś zaproponuje mu czekoladę, bez wahania zdradzą za to każdy twój sekret.
▸ uwielbia rekiny. Prawie tak jak czekoladę, a gdy wręczysz mu naklejkę z rekinem, pójdzie za tobą wszędzie. W ogień też wskoczy. I do studni.
▸ nie potrafi unosić jednej brwi. Albo obydwie, albo wcale.
▸ gdy masz coś do jedzenia, możesz spodziewać się, że Sony popatrzy na ciebie i z błaganiem wyciągnie do ciebie ręce (nie dokarmiać półbogów!!!).
▸ najbardziej lubi grać na bębnie. Tak, pewnie go wyśmiejecie. Bęben brzmi jak najłatwiejszy instrument na świecie. Tyle że Sony naprawdę świetnie bawi się, gdy może improwizować i dodawać trochę smaku piosenkom granym przez innych, a to najlepsza część grania ze znajomymi. I tak, znaczy to, że nigdy nie zmusicie go do zagrania solówki, bo największą frajdą jest dla niego granie z kimś.
▸ ma miliony szkicowników, z których większość wygląda tak, jakbyś upuściło je do wanny z dziesięć razy, oblało każdym napojem, jaki mogłoś znaleźć i z nadzieją posklejało je taśmą tak starą, że ten klej nie ma szansy się trzymać. Tak samo będzie wyglądała każda jego książka, a także taka, którą mu pożyczycie (nie myślcie sobie, że dostaniecie ją z powrotem w stanie choćby zbliżonym do poprzedniego). Zresztą, prawdopodobieństwo, że wszystko, co mu pożyczycie, skończy podobnie jest całkiem wysokie.
▸ porządek? Co to niby jest? Czekaj, powtórz, co ile trzeba prać koszulki?
▸ ma niewyobrażalnie duży talent do rozlewania napojów. Ogromny. Naprawdę, jeśli w automacie z kawą jest jeden jedyny przeciekający papierowy kubek na sto innych nieprzeciekających papierowych kubków, to Sony dostanie ten przeciekający i zda sobie z tego sprawę wtedy, gdy i on, i wszystko wokół niego będzie już oblane (a do tego klejące, bo cukru nigdy za wiele).
▸ to ta osoba, która zawsze śpiewa pełnym głosem, nawet jeśli “nuci sobie” do gotowania.
▸ ma ogromny lęk wysokości. Tak duży, że woli unikać podchodzenia do okien na pierwszym piętrze, a jeżeli to drugie, to nic nie zmusi go do spojrzenia przez szybę.
▸ jeżeli zapytasz go, gdzie są twoje słuchawki, które pożyczyłoś mu dwa miesiące temu, to spędzi przynajmniej godzinę na szukaniu ich, a potem i tak okaże się, że są rozładowane. Tę samą zasadę można zastosować do każdej innej pożyczonej mu rzeczy.
▸ należy do tych ludzi z nietolerancją laktozy, którzy piją mleko częściej niż wodę.

SPOŁECZNE

Rodzina:
Kathryn Ashbourne — biologiczna matka. Sony nie ma prawa jej pamiętać, bo ostatni raz widziału ją, gdy miału rok, może dwa lata. Nigdy nie traktowału jej jako swojej prawdziwej matki, będąc szczerym. Trudno jest ją tak traktować, skoro nawet nie pamięta, że istniała. Dlatego zawsze, gdy jakimś cudem podczas rozmowy wymknie wu się, że tak właściwie to jego biologiczna mama nie żyje, a wszyscy od razu zaczynają wu współczuć, onu tego do końca nie rozumie. Nie potrzebuje tej litości ani specjalnego traktowania... A to chyba nietaktowne powiedzieć, że nie mają czego wu współczuć? Sony tak czy siak to mówi. A potem ci ludzie dziwnie na nienu patrzą, jakby dopuściło się czynu niewyobrażalnie okropnego.
Ophelia Lyndhurst — adopcyjna matka. Starała się jak najbardziej, a Sony te starania doceniłu na tyle, na ile mogłu. Łatwo byłoby powiedzieć, że była najlepszą matką pod słońcem, ale właściwie ledwo kwalifikowała się gdzieś na poziom przeciętnych rodziców. Nie była okropna, ale i tak często się z dzieciakiem kłócili, a potem potrafiła obrazić się na kilka dni, oczekując przeprosin, nieważne kto tak naprawdę był winny. Nic nie dało się jej wytłumaczyć, od początku zawsze był krzyk i ta nienormalna upartość i wyparcie. Życie z nią pod jednym dachem często było tak męczące, że Sony czasem mówiłu, że jenu mama zachowuje się jak dziecko. Zazwyczaj była to prawda.
Anthony Lyndhurst — adopcyjny ojciec. Bardziej ojcowaty ojciec niż Apollo, to na pewno. Sony ma mu za złe, że nie do końca akceptuje jenu niebinarności i nadal upiera się przy określaniu nu jako swojej córki, ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz (można zawsze ograniczyć rozmowy do absolutnego minimum). Przynajmniej powiedział, że pominą temat przyprowadzania dziewczyn do domu i wchodzenia z nimi w związki. Już nawet nie chciało mu się ukrywać, że jest hipokrytą, co Sony przyjęłu… nienajlepiej. Miału ochotę go zwyzywać, ale wiedziału, że wtedy… cóż, dostanie wu się jeszcze bardziej niż po nieudanym coming outcie. I tak, oczywiście, ich relację zdecydowanie można określić jako napiętą, a Sony nie rozmawia z ojcem, dopóki nie musi. A jeżeli już musi przebywać z nim dłużej niż pięć minut w jednym pomieszczeniu, zalega w nim niekomfortowa cisza, a atmosferę wywołaną spojrzeniem Sony można ciąć nożem.
Relacje:
Elliot Andersen — przyjaciel z dzieciństwa, ponownie spotkany w obozie, bo, kurczę, ten świat jest malutki i od groma w nim herosów. A to dopiero w bardzo, bardzo dużym skrócie, bo trudno jest opisać taką relację w jednym podpunkcie w kp. Dzielą razem ogromną kolekcję klocków lego i ściankę ze zdjęciami, a Sony ma cały szkicownik zapchany rysunkami Elliota (sklejony kilometrem taśmy klejącej, z rogami, które może kiedyś były rogami i z kartkami, które mają w sobie więcej herbaty niż niejeden Brytyjczyk, ale jeszcze nie został starty z powierzchni Ziemi). Miliony wspomnień, które może trochę zatarły się z czasem, opowiadają ich przyjaźń z pomocą porwanych zdjęć i rozmazanych rysunków, zakurzonych budowli z lego i powitalnego: “Czekaj… a ja cię przypadkiem nie znam?”.
Valentine Aodhagáin — Sony nadal ma nu za złe projekt o rekinach, którego ostatecznie nigdy nie zrobili (i co z tego, że nadal masz notatki i plakat, nic mnie to nie obchodzi). Czyli… tak, przyjaciele z podstawówki, ale jeden z nich nieoczekiwanie zniknął, a przerażone Sony było pewne, że Val zostało co najmniej porwane. Bardzo niekoleżeńskie zachowanie, ale Sony i tak nu to wybaczy.

ODAUTORSKO

Kontakt z autorem postaci: discord — j.ajko, instagram — yourdreambreakfast i email, jak ktoś jest zdesperowane — szukamcentownaulicy@gmail.com.
Uwagi: Pisz ile chcesz i jak chcesz. Serio. Nie musisz mi wysyłać do sprawdzenia, jestem totalnie otwarte na różne sytuacje i różne interpretacje; poza tym piszemy, żeby się bawić, więc… nie musisz specjalnie się starać, sprawdzać milion razy, czy pasuje do charakteru, etc., etc. Ja samo często dość mocno wczuwam się w wątki i jakoś samo mi się pisze, więc po jakimś czasie moje opowiadania mają tendencję stopniowego wydłużania się, ale równie dobrze możesz pisać na minimum 300 słów (ja i tak się ucieszę, nie oszukujmy się…). Co do wątków możemy się dogadywać co, jak, gdzie i kiedy, tylko dobre pomysły przychodzą mi do głowy w moje kreatywne dni, w niekreatywne można się trochę ze mną męczyć, bo nie umiem myśleć. Staram się odpisywać w miarę szybko, ale nie wymagam tego od drugiej strony (ale jak zajmie ci to parę miesięcy to prawdopodobnie ci nieśmiało przypomnę, że istnieję).
W razie odejścia: Adopcja.
Ostrzeżenia: 0/3
Wizerunek: @ratparty
Autor cytatu: “Ruchome obrazki”, Terry Pratchett

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz