INFORMACJE PODSTAWOWE
Nowy Jork
Mitologiczny przodek: Tyche — matka.Obozowa przeszłość: Do Obozu Herosów trafiła, gdy miała czternaście lat. Bardziej z powodów prywatnych niż ze względu na niebezpieczeństwo, jakie czyhało na córkę bogini uważanej za nieszczególnie ważną i potężną, spędzała tam nie tylko letnie wakacje, a większość okresu potrzebnego Ziemi na okrążenie Słońca. Około półtora roku po tym, jak została uznana przez swą boską matkę, po śmierci ówczesnego grupowego Domku 19, przejęła jego funkcję. Obóz opuściła dopiero po ukończeniu osiemnastego roku życia.
Zajęcie: Pomimo młodego wieku (i płci, która zdecydowanie nie ułatwiła jej zadania) udało jej się wspiąć po korporacyjnej drabinie na stanowisko wiceprezesa zarządu Zakładu Bukmacherskiego BETter.
UMIEJĘTNOŚCI
Siła
10
Zręczność
30
Kondycja
30
Inteligencja
100
Mądrość
100
Charyzma
100
Broń: Choć jej xiphos obecnie częściej spoczywa gdzieś pośród innych szpargałów w postaci przypinki, nie znaczy to, że całkowicie poszedł w odstawkę. Wciąż, jak za dawnych lat, Blanche zdarza się użyć w stosunku do krótkiego miecza jednego czy dwóch pieszczotliwych zwrotów w jej ojczystym języku. (Według wersji oficjalnej nic takiego oczywiście nigdy nie miało miejsca. Nie macie na to żadnych świadków).
Wrodzone:
Szczęście do fortuny
▸ szczęście 3/3
Wrodzone:
Szczęście do fortuny
▸ szczęście 3/3
OPIS POSTACI
Charakter: Lata pracy pośród mężczyzn-idiotów robią swoje. Na początku ich uwagi bolały (to przecież nie jej wina, że znany zakład bukmacherski pozwalał kobietom zaczynać pracę w swych szeregach wyłącznie jako sekretarki przez cały dzień podającej kawę tym bufonom) czy wręcz przerażały (sprośne uwagi i próby złapania jej za pośladki niestety nie ustały, gdy zmieniła spódnice na spodnie, a bluzki na te z jak najmniejszym dekoltem). Blanche została jednak wychowana na silną kobietę, a doświadczenia, przez które musiała później przejść, tylko ją umocniły. Zaciskała więc zęby, urabiała ręce aż po łokcie, by wyrwać się ze znienawidzonej roli sekretarki, a potem piąć się coraz wyżej. Obrzydliwe zapędy smalców alfa też udało jej się powstrzymać — jak się okazało, wystarczyło jednemu dać po pysku przy pozostałych, żeby stali się potulni jak baranki. Zostało jednak wiele nawyków.
Z tymi idiotami zazwyczaj się nie dyskutuje, szkoda strzępić sobie języka. Ściągają przeciwnika do swojego poziomu, a tam wygrywają doświadczeniem. Dlatego panna Lemieux zazwyczaj stara się być po prostu „gładka w obyciu”. Uśmiechnie się, pokiwa głową, poklepie po ramieniu jak stary kumpel, a czasem nawet zignoruje powtórzony po raz setny obrzydliwy seksistowski żart. Nie kłamie jednak chyba że sytuacja naprawdę tego wymaga. Chce pozostać szczera względem samej siebie i innych, nawet jeśli praca w korpo przyprawiła jej pewną gębę.
Jej cierpliwość jest już na wyczerpaniu. O niczym nie marzy tak bardzo, jak o emeryturze (za uwagi typu „ale ty masz przecież dopiero trzydzieści dwa lata!” gotowa jest dać po mordzie, nawet jeśli zazwyczaj nie jest zbyt skłonna do przemocy), upragnionym świętym spokoju, najlepiej gdzieś na odległym końcu świata, gdzie nikt nie będzie jej o niczym truł. Obecnie jednak wywraca oczami, gdy widzi w swojej skrzynce odbiorczej kolejne piętnaście służbowych maili i nie szczędzi sarkastycznych odpowiedzi nikomu, kto wydał jej się w, choć najmniejszym stopniu idiotą. (Tego jednak nie należy sobie brać zbytnio do serca — uważanie ludzi za idiotów i rzucanie w ich stronę sarkastycznych uwag czasami bardzo rzadko może być w jej przypadku przejawem miłości).
Za najbliższymi skoczyłaby w ogień. Jest wierna jak pies (ha, łapiecie, bo jej pierwowzór był psem) i jak szczeniak potrafi chodzić za każdym, do kogo zapała uczuciem. O to jej niestety dość łatwo — często się przywiązuje, zbyt łatwo ulega zauroczeniom, a potem boleśnie uświadamia sobie, że dla tej drugiej osoby znaczy tyle, co zeszłoroczny śnieg. Potem przysięga sobie, że już nigdy nikomu nie zaufa, ale robi to znowu i… Już dawno temu wpadła w to błędne koło i nie zanosi się na to, by miała prędko z niego wyskoczyć.
Najbardziej przeraża ją to, jak matczyna jest. To ona, jeśli tylko uzna kogoś za wartego uwagi, przypomina ludziom o nawadnianiu się i spożywaniu pięciu posiłków dziennie (koniecznie bogatych w witaminy!). To ona potrzyma włosy tej przypadkowej dziewczynie, która za dużo wypiła na imprezie i teraz opróżnia swój żołądek w ciasnej kabinie toalety. To ją znajomi proszą o opiekę nad ich dziećmi, gdy chcą mieć czas dla siebie lub coś załatwić, a ona, nawet jeśli świadomie postanowiła nie mieć własnych dzieci, tymi cudzymi zajmuje się jak najlepsza ciocia świata (no cóż, do momentu, w którym na przykład nie zbiją jej ulubionej figurki, pamiątki po ojcu, co uczynił jeden z dzieciaków — tak, stał przez piętnaście minut na pokrytym śniegiem balkonie w samym podkoszulku i nie, nic jej nie udowodnicie; oczywiście, potem zaopiekowała się nim tak, by jednak nie zachorował i nie miał traumy na całe życie). Sama jednak boi się adoptować, chociażby rybkę akwariową, w głowie wciąż mając głos powtarzający, że żadna istota, którą opiekowałaby się na pełen etat, nie skończyłaby dobrze.
Aparycja: Blanche znaczy „biały”, a imię przecież zobowiązuje. Dlatego właśnie w wieku osiemnastu lat, tuż po opuszczeniu Obozu, panna Lemieux postanowiła przefarbować włosy (naturalnie jasnobrązowe) na ten kolor. Osobiście uważa, że stanowi on ciekawy kontrast dla ciepłego brązu jej dużych oczu w kształcie migdała. I na tym tak właściwie kończy się jej opinia na temat własnego wyglądu. Wie, że jest wysoka i szczupła. Jej twarz jest pociągła, zakończona ostrym podbródkiem. Usta pełne, nos niewielki. Ot, ciało jak każde inne. Spędza przed lustrem tylko tyle czasu, ile potrzebuje, by nałożyć makijaż czy dobrać ubrania, a potem swój organizm traktuje już wyłącznie jako maszynę. Najważniejsze, by działała, a jej praca przynosiła pożądane efekty.
O ubrania dba nieco bardziej, przynajmniej w pracy. Ogromną miłością darzy elegancki, biurowy ubiór, więc w jej szafie odnaleźć można setki garsonek czy ołówkowych spódnic. Poza sytuacjami oficjalnymi zarzuca na siebie wszystko to, co noszą zmęczone życiem trzydziestolatki. Jeansy, T-shirt, sweter — byle było wygodne.
Historia: „Każdy lubi happy endy”
Ciekawostki:
▸ Mimo że pochodzi z kraju żabojadów, boi się i skrajnie brzydzi żab czy ropuch. And isn't it ironic... don't you think?
▸ Choć teoretycznie raczej stara się pozostawać otwartą na każdy rodzaj muzyki, w praktyce w kółko słucha tylko jednej wykonawczyni — Céline Dion. Słucha głównie jej francuskojęzycznych piosenek, ale jednocześnie zdarza jej się odtworzyć kultową scenę z „Dziennika Bridget Jones” przy „All by Myself”. (Tak, to kolejna rzecz, do której nigdy by się nie przyznała).
▸ Nigdy nie zależało jej na określeniu własnej orientacji seksualnej. Wie jedynie, że nie jest hetero i, szczerze mówiąc, tyle jej wystarczy. Nie potrzebuje „etykietki”.
▸ Z racji, że dużo pracuje, w wolnym czasie po prostu marnuje czas, czy to czytając po raz setny ulubione książki, oglądając niezbyt wysokich lotów seriale i filmy, czy tępo wpatrując się w jakikolwiek inny ekran.
▸ Miewa nawracające koszmary składające się z kilku najbardziej ją gryzących wspomnień i wyobrażeń.
▸ Liczenie sprawia jej ogromną przyjemność. Nieważne, czy chodzi o przedszkolne liczenie od jednego do dziesięciu, czy bardziej zaawansowane zagadnienia matematyczne. Zazwyczaj jednak albo łapie na to całkowity hiperfokus, albo traci zainteresowanie po trzech pierwszych cyferkach, przypominając sobie o tym, że cudownym pomysłem będzie zrobienie researchu na temat najbardziej odklejonego zjawiska, jakie tylko będzie w stanie znaleźć.
▸ Potrafi ugotować może z pięć potraw na krzyż, a i na nie zazwyczaj nie ma sił, dlatego prawdopodobnie jest największym sponsorem swojej ulubionej restauracji. Szef kuchni postanowił nawet na jej cześć zmienić nazwę najczęściej zamawianego przez niej dania na „Białą damę”.
▸ Urodziny ma 18 czerwca, co czyni ją zodiakalnymi bliźniętami. Za cholerę nie zna się przy tym na astrologii i nie ma pojęcia, co tak właściwie powinno to dla niej znaczyć.
Z tymi idiotami zazwyczaj się nie dyskutuje, szkoda strzępić sobie języka. Ściągają przeciwnika do swojego poziomu, a tam wygrywają doświadczeniem. Dlatego panna Lemieux zazwyczaj stara się być po prostu „gładka w obyciu”. Uśmiechnie się, pokiwa głową, poklepie po ramieniu jak stary kumpel, a czasem nawet zignoruje powtórzony po raz setny obrzydliwy seksistowski żart. Nie kłamie jednak chyba że sytuacja naprawdę tego wymaga. Chce pozostać szczera względem samej siebie i innych, nawet jeśli praca w korpo przyprawiła jej pewną gębę.
Jej cierpliwość jest już na wyczerpaniu. O niczym nie marzy tak bardzo, jak o emeryturze (za uwagi typu „ale ty masz przecież dopiero trzydzieści dwa lata!” gotowa jest dać po mordzie, nawet jeśli zazwyczaj nie jest zbyt skłonna do przemocy), upragnionym świętym spokoju, najlepiej gdzieś na odległym końcu świata, gdzie nikt nie będzie jej o niczym truł. Obecnie jednak wywraca oczami, gdy widzi w swojej skrzynce odbiorczej kolejne piętnaście służbowych maili i nie szczędzi sarkastycznych odpowiedzi nikomu, kto wydał jej się w, choć najmniejszym stopniu idiotą. (Tego jednak nie należy sobie brać zbytnio do serca — uważanie ludzi za idiotów i rzucanie w ich stronę sarkastycznych uwag czasami bardzo rzadko może być w jej przypadku przejawem miłości).
Za najbliższymi skoczyłaby w ogień. Jest wierna jak pies (ha, łapiecie, bo jej pierwowzór był psem) i jak szczeniak potrafi chodzić za każdym, do kogo zapała uczuciem. O to jej niestety dość łatwo — często się przywiązuje, zbyt łatwo ulega zauroczeniom, a potem boleśnie uświadamia sobie, że dla tej drugiej osoby znaczy tyle, co zeszłoroczny śnieg. Potem przysięga sobie, że już nigdy nikomu nie zaufa, ale robi to znowu i… Już dawno temu wpadła w to błędne koło i nie zanosi się na to, by miała prędko z niego wyskoczyć.
Najbardziej przeraża ją to, jak matczyna jest. To ona, jeśli tylko uzna kogoś za wartego uwagi, przypomina ludziom o nawadnianiu się i spożywaniu pięciu posiłków dziennie (koniecznie bogatych w witaminy!). To ona potrzyma włosy tej przypadkowej dziewczynie, która za dużo wypiła na imprezie i teraz opróżnia swój żołądek w ciasnej kabinie toalety. To ją znajomi proszą o opiekę nad ich dziećmi, gdy chcą mieć czas dla siebie lub coś załatwić, a ona, nawet jeśli świadomie postanowiła nie mieć własnych dzieci, tymi cudzymi zajmuje się jak najlepsza ciocia świata (no cóż, do momentu, w którym na przykład nie zbiją jej ulubionej figurki, pamiątki po ojcu, co uczynił jeden z dzieciaków — tak, stał przez piętnaście minut na pokrytym śniegiem balkonie w samym podkoszulku i nie, nic jej nie udowodnicie; oczywiście, potem zaopiekowała się nim tak, by jednak nie zachorował i nie miał traumy na całe życie). Sama jednak boi się adoptować, chociażby rybkę akwariową, w głowie wciąż mając głos powtarzający, że żadna istota, którą opiekowałaby się na pełen etat, nie skończyłaby dobrze.
Aparycja: Blanche znaczy „biały”, a imię przecież zobowiązuje. Dlatego właśnie w wieku osiemnastu lat, tuż po opuszczeniu Obozu, panna Lemieux postanowiła przefarbować włosy (naturalnie jasnobrązowe) na ten kolor. Osobiście uważa, że stanowi on ciekawy kontrast dla ciepłego brązu jej dużych oczu w kształcie migdała. I na tym tak właściwie kończy się jej opinia na temat własnego wyglądu. Wie, że jest wysoka i szczupła. Jej twarz jest pociągła, zakończona ostrym podbródkiem. Usta pełne, nos niewielki. Ot, ciało jak każde inne. Spędza przed lustrem tylko tyle czasu, ile potrzebuje, by nałożyć makijaż czy dobrać ubrania, a potem swój organizm traktuje już wyłącznie jako maszynę. Najważniejsze, by działała, a jej praca przynosiła pożądane efekty.
O ubrania dba nieco bardziej, przynajmniej w pracy. Ogromną miłością darzy elegancki, biurowy ubiór, więc w jej szafie odnaleźć można setki garsonek czy ołówkowych spódnic. Poza sytuacjami oficjalnymi zarzuca na siebie wszystko to, co noszą zmęczone życiem trzydziestolatki. Jeansy, T-shirt, sweter — byle było wygodne.
Historia: „Każdy lubi happy endy”
Ciekawostki:
▸ Mimo że pochodzi z kraju żabojadów, boi się i skrajnie brzydzi żab czy ropuch. And isn't it ironic... don't you think?
▸ Choć teoretycznie raczej stara się pozostawać otwartą na każdy rodzaj muzyki, w praktyce w kółko słucha tylko jednej wykonawczyni — Céline Dion. Słucha głównie jej francuskojęzycznych piosenek, ale jednocześnie zdarza jej się odtworzyć kultową scenę z „Dziennika Bridget Jones” przy „All by Myself”. (Tak, to kolejna rzecz, do której nigdy by się nie przyznała).
▸ Nigdy nie zależało jej na określeniu własnej orientacji seksualnej. Wie jedynie, że nie jest hetero i, szczerze mówiąc, tyle jej wystarczy. Nie potrzebuje „etykietki”.
▸ Z racji, że dużo pracuje, w wolnym czasie po prostu marnuje czas, czy to czytając po raz setny ulubione książki, oglądając niezbyt wysokich lotów seriale i filmy, czy tępo wpatrując się w jakikolwiek inny ekran.
▸ Miewa nawracające koszmary składające się z kilku najbardziej ją gryzących wspomnień i wyobrażeń.
▸ Liczenie sprawia jej ogromną przyjemność. Nieważne, czy chodzi o przedszkolne liczenie od jednego do dziesięciu, czy bardziej zaawansowane zagadnienia matematyczne. Zazwyczaj jednak albo łapie na to całkowity hiperfokus, albo traci zainteresowanie po trzech pierwszych cyferkach, przypominając sobie o tym, że cudownym pomysłem będzie zrobienie researchu na temat najbardziej odklejonego zjawiska, jakie tylko będzie w stanie znaleźć.
▸ Potrafi ugotować może z pięć potraw na krzyż, a i na nie zazwyczaj nie ma sił, dlatego prawdopodobnie jest największym sponsorem swojej ulubionej restauracji. Szef kuchni postanowił nawet na jej cześć zmienić nazwę najczęściej zamawianego przez niej dania na „Białą damę”.
▸ Urodziny ma 18 czerwca, co czyni ją zodiakalnymi bliźniętami. Za cholerę nie zna się przy tym na astrologii i nie ma pojęcia, co tak właściwie powinno to dla niej znaczyć.
SPOŁECZNE
Rodzina:
▸ Tyche (matka):
Nigdy nie poznała jej osobiście, a więc i opinii o niej nie miała jak sobie wyrobić. Bogini ta kojarzy jej się jednak głównie z tym, jak ciepło wypowiadał się o niej ojciec. Z tym, jak w ciągu zaledwie tygodnia zdołała wkraść się do jego serca i pozostać tam na całe jego życie. Nawet gdy odeszła, nie zraniła go tak, jak ranić mogą kobiety opuszczające swych mężczyzn. Pozostawiła mu bowiem Blanche, jego ukochaną córeczkę i, co prawdopodobnie było dla Jean-Claude’a najważniejsze, prawdę na temat swej tożsamości. Postąpiła uczciwie, dlatego też córka uważa ją za dobrą osobę i jest dumna ze swego pochodzenia.
▸ Jean-Claude Lemieux (ojciec):
Ukochany tatuś. Była jego oczkiem w głowie, największą pociechą w życiu. Gdy jeszcze prowadził swe francuskie kasyna, była ich księżniczką. Gdy przeprowadzili się do Stanów, wiodło im się nieco gorzej, lecz i tak pan Lemieux nigdy nie zapominał o okazywaniu swej potomkini ogromnej miłości, którą ją darzył. Zmarł, gdy miała jedenaście lat, lecz do tej pory stanowi jej największy wzór do naśladowania.
▸ Roseline Lemieux (babcia):
Matka Jean-Claude’a, która wyraźnie się zdenerwowała, kiedy ten któregoś dnia przedstawił jej płaczące niemowlę, które rzekomo mężczyzna spłodził z grecką boginią. Była gotowa wysłać go do czubków, ale wyszło tak, że nigdy tego nie zrobiła. Ostatecznie pokochała wnuczkę całym sercem, pomagała przy jej wychowaniu i, podczas ostatnich trzech lat swego życia, po śmierci syna, sama się nią zajmowała. Zmarła, gdy Blanche miała czternaście lat. Nigdy nie uwierzyła w „bajeczkę z czarodziejką od losu”.
▸ Tyche (matka):
Nigdy nie poznała jej osobiście, a więc i opinii o niej nie miała jak sobie wyrobić. Bogini ta kojarzy jej się jednak głównie z tym, jak ciepło wypowiadał się o niej ojciec. Z tym, jak w ciągu zaledwie tygodnia zdołała wkraść się do jego serca i pozostać tam na całe jego życie. Nawet gdy odeszła, nie zraniła go tak, jak ranić mogą kobiety opuszczające swych mężczyzn. Pozostawiła mu bowiem Blanche, jego ukochaną córeczkę i, co prawdopodobnie było dla Jean-Claude’a najważniejsze, prawdę na temat swej tożsamości. Postąpiła uczciwie, dlatego też córka uważa ją za dobrą osobę i jest dumna ze swego pochodzenia.
▸ Jean-Claude Lemieux (ojciec):
Ukochany tatuś. Była jego oczkiem w głowie, największą pociechą w życiu. Gdy jeszcze prowadził swe francuskie kasyna, była ich księżniczką. Gdy przeprowadzili się do Stanów, wiodło im się nieco gorzej, lecz i tak pan Lemieux nigdy nie zapominał o okazywaniu swej potomkini ogromnej miłości, którą ją darzył. Zmarł, gdy miała jedenaście lat, lecz do tej pory stanowi jej największy wzór do naśladowania.
▸ Roseline Lemieux (babcia):
Matka Jean-Claude’a, która wyraźnie się zdenerwowała, kiedy ten któregoś dnia przedstawił jej płaczące niemowlę, które rzekomo mężczyzna spłodził z grecką boginią. Była gotowa wysłać go do czubków, ale wyszło tak, że nigdy tego nie zrobiła. Ostatecznie pokochała wnuczkę całym sercem, pomagała przy jej wychowaniu i, podczas ostatnich trzech lat swego życia, po śmierci syna, sama się nią zajmowała. Zmarła, gdy Blanche miała czternaście lat. Nigdy nie uwierzyła w „bajeczkę z czarodziejką od losu”.
ODAUTORSKO
Kontakt z autorem postaci: maerose (discord), ew. maerose.xxx@gmail.com (mail)
Uwagi: Proszę o nierozpoczynanie wątków z moją postacią bez wcześniejszej konsultacji. Lubię ustalić chociaż ogóły dotyczące wątku, tego, w jaką stronę ma iść, ale mogę też pójść na żywioł. Długość moich opowiadań waha się zazwyczaj od 500 do 2000 słów — wszystko zależy od wydarzeń w wątku, preferencji osoby, z którą go prowadzę, czy spraw prywatnych. Lubię się z kartą wiecznej nieobecności i czasem mogę kazać Ci trochę poczekać na odpis (za co oczywiście bardzo przepraszam i czego postaram się unikać lub chociaż ostrzegać). Jeśli postanowisz przedstawić gdzieś moją Blanche, postaraj się, proszę, stosować do wskazówek zawartych w formularzu, a w razie wątpliwości zwrócić się z nimi do mnie. Drobne nieścisłości idzie jakoś uzasadnić, ale wolałabym uniknąć czytania o rzeczach, których moja postać nigdy w życiu by nie zrobiła. Dziękuję za poświęcenie czasu na przeczytanie moich uwag i (mam nadzieję) stosowanie się do nich <3
W razie odejścia: Śmierć (najlepiej podczas walki z jakimś potworem)
Ostrzeżenia: 0/3
Wizerunek: @moonmistix
Autor cytatu: Serial „The Good Doctor”
(w pierwszej ciekawostce wkradł się również cytat z piosenki „Ironic” Alanis Morissette)
Uwagi: Proszę o nierozpoczynanie wątków z moją postacią bez wcześniejszej konsultacji. Lubię ustalić chociaż ogóły dotyczące wątku, tego, w jaką stronę ma iść, ale mogę też pójść na żywioł. Długość moich opowiadań waha się zazwyczaj od 500 do 2000 słów — wszystko zależy od wydarzeń w wątku, preferencji osoby, z którą go prowadzę, czy spraw prywatnych. Lubię się z kartą wiecznej nieobecności i czasem mogę kazać Ci trochę poczekać na odpis (za co oczywiście bardzo przepraszam i czego postaram się unikać lub chociaż ostrzegać). Jeśli postanowisz przedstawić gdzieś moją Blanche, postaraj się, proszę, stosować do wskazówek zawartych w formularzu, a w razie wątpliwości zwrócić się z nimi do mnie. Drobne nieścisłości idzie jakoś uzasadnić, ale wolałabym uniknąć czytania o rzeczach, których moja postać nigdy w życiu by nie zrobiła. Dziękuję za poświęcenie czasu na przeczytanie moich uwag i (mam nadzieję) stosowanie się do nich <3
W razie odejścia: Śmierć (najlepiej podczas walki z jakimś potworem)
Ostrzeżenia: 0/3
Wizerunek: @moonmistix
Autor cytatu: Serial „The Good Doctor”
(w pierwszej ciekawostce wkradł się również cytat z piosenki „Ironic” Alanis Morissette)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz